Rozmowa z YVANEM ISAAKIEM, realizatorem projektu "15 sekund dla trzeciego tysiąclecia"
Joanna Kostyła: - Od dwóch lat rejestruje pan kamerą piętnastosekundowe filmiki o marzeniach i życzeniach ludzi z całego świata. Powstały w ten sposób wielogodzinny film zostanie wyemitowany w roku 2000 w telewizjach na całym świecie. Co można wyrazić w piętnastosekundowym przekazie?
Yvan Isaac: - Bardzo wiele. Obawy, lęki, aspiracje... Dużo podróżuję, spotykam różnych ludzi. Wielu z nich chciałoby przekazać swoje przesłanie dla wnuków, prawnuków, praprawnuków, ale nie bardzo wiedzą, jak to zrobić. Postanowiłem wykorzystać film niczym lustro, w którym mogą zobaczyć swoje pomysły. Piętnaście sekund w zupełności wystarcza, by opowiedzieć światu o tym, co jest dla nas najważniejsze, co w nas tkwi. Pierwsze nagrania wykonałem w niewielkim studiu w Paryżu. Rok później kupiłem ciężarówkę, zamieniłem ją w proste studio wideo i ruszyłem w podróż po Francji. Udało mi się zarejestrować wtedy 1400 wypowiedzi osób z trzydziestu narodowości. Byłem też w Anglii i Senegalu. Po nagraniu przekazów w Polsce ruszam do Skandynawii, Holandii, Belgii i RPA. Do roku 2000 chcę odwiedzić pięć kontynentów. W przyszłym roku planuję nagrania w paryskim więzieniu. Przede wszystkim filmuję jednak w miejscach publicznych.
- Skupia się pan na anonimowych ludziach z ulicy, nie zaś na wielkich osobowościach - symbolach końca XX w.
- Być może uda mi się nagrać przesłanie kilkudziesięciu osób nadających ton światu pod koniec XX w. Moją ideą jest jednak dokumentowanie marzeń osób anonimowych. Filmuję ludzi takimi, jakimi są: kiedy się jąkają, mylą, są źle uczesani... Myślę, że 90 proc. populacji świata marzy o tym samym. Tylko pozostałe 10 proc. ma szczególne życzenia. Prawie wszyscy - niezależnie od tego, z jakiego kraju pocho- dzą - mówią o pokoju. Chcieliby się czuć bezpiecznie na ulicach, wychowywać swoje dzieci bez strachu przed sąsiadami. Nikt nie chce być ofiarą agresji. - Czy to znaczy, że Francuz, Anglik, Polak i Senegalczyk mają takie same marzenia? - Tak! Tylko w inny sposób je wyrażają. Francuzi najpierw podrapią się po głowie, tracąc upływające sekundy. Dopiero pod koniec nagrania szybko mówią, o co im chodzi. Anglicy wykorzystują 15 sekund od razu. Chcieliby pokoju, domów dla bezdomnych i czasu na życie; by pieniądze nie zdominowały świata, a technologia zawsze pozostawała na usługach człowieka. W Senegalu przed kamerą stanęła kobieta, która w trakcie wystąpienia zaczęła karmić dziecko piersią. Głęboko zapada w pamięć krótka jednozdaniowa wypowiedź: "Chciałbym, by wynaleziono lek przeciw AIDS, aby uratował moją głowę". Kiedyś nagrywałem punka z kolorowym irokezem, który życzył sobie, by rasa ludzka została zniszczona, a potem, wskazując na mnie palcem, dodał: "I żeby zaczęło się od ciebie!". Innym razem przyszedł do mnie młody człowiek i przez cztery godziny zastanawiał się, co chce powiedzieć.
Yvan Ysaac (lat 46) - był kierowcą testującym prototypy nowych samochodów, tłumaczem tekstów amerykańskich seriali, przeprowadzał sondaże opinii publicznej, dużo podróżował po świecie, przez kilka lat asystował reżyserowi Claude?owi Zidiemu. Jako niezależny realizator wideo przygotował dokumenty o mniej znanych, oryginalnych artystach.
Kiedy w końcu siadł przed kamerą, zaczął: "Ja... na trzecie tysiąclecie, ponieważ życie jest jak powieść... mam dziurę w głowie!", po czym złapał się za głowę i tak został sfilmowany. Poprosił o ponowne nagranie, a ja odmówiłem, tłumacząc, że jego kłopot zostanie przekazany w trzecie tysiąclecie. Wyglądał na zdruzgotanego.
- Coraz częściej osoby realizujące podobne projekty zaczynają od poszukiwania sponsorów. Czy tak było też z tym przedsięwzięciem?
- Nie chciałem, aby jakakolwiek duża korporacja na życzeniach ludzi robiła sobie własną reklamę. Dlatego założyłem wraz z kilkunastoma osobami stowarzyszenie "Infinimage". Jego celem jest doprowadzenie przedsięwzięcia do końca i wyemitowanie wszystkich filmów. Polską część projektu wspiera telewizja Canal Plus. Podróż do Senegalu i Anglii sfinansowało "Infin- image", a więc w sumie grupa przyjaciół.
- Do tej pory udało się zarejestrować 1800 życzeń. Do 2000 r. będzie ich zapewne o wiele więcej. Co się stanie ze wszystkimi nagraniami?
- Będę to jeszcze robił co najmniej do 2001 r. Być może uda mi się zarejestrować marzenie reprezentanta każdego narodu na świecie. Wyświetlanie filmów zaczniemy 1 stycznia 2000 r. Zostaną wyemitowane na monitorach w miejscach publicznych, na dworcach, w muzeach, pasażach. Ten "tybetański młynek" będzie wysyłać fale wszystkich naszych życzeń dzień i noc, w wielu państwach świata. Telewizje wszystkich zainteresowanych tym krajów pokażą wybrane, najbardziej atrakcyjne dla widza życzenia. Wiemy już, że zobaczą to także polscy telewidzowie.
- Od marca tego roku apel o przesyłanie piętnastosekundowych życzeń i marzeń ukazuje się w Internecie (http://infinimage.net).
- Internauci bardzo mi pomagają w zbieraniu wypowiedzi. Mój adres internetowy powstał również po to, by za sto, dwieście, trzysta lat wiadomo było nie tylko, jak dzisiaj myśleliśmy, o czym marzyliśmy, lecz także, że komunikowaliśmy się za pośrednictwem Internetu.
Yvan Isaac: - Bardzo wiele. Obawy, lęki, aspiracje... Dużo podróżuję, spotykam różnych ludzi. Wielu z nich chciałoby przekazać swoje przesłanie dla wnuków, prawnuków, praprawnuków, ale nie bardzo wiedzą, jak to zrobić. Postanowiłem wykorzystać film niczym lustro, w którym mogą zobaczyć swoje pomysły. Piętnaście sekund w zupełności wystarcza, by opowiedzieć światu o tym, co jest dla nas najważniejsze, co w nas tkwi. Pierwsze nagrania wykonałem w niewielkim studiu w Paryżu. Rok później kupiłem ciężarówkę, zamieniłem ją w proste studio wideo i ruszyłem w podróż po Francji. Udało mi się zarejestrować wtedy 1400 wypowiedzi osób z trzydziestu narodowości. Byłem też w Anglii i Senegalu. Po nagraniu przekazów w Polsce ruszam do Skandynawii, Holandii, Belgii i RPA. Do roku 2000 chcę odwiedzić pięć kontynentów. W przyszłym roku planuję nagrania w paryskim więzieniu. Przede wszystkim filmuję jednak w miejscach publicznych.
- Skupia się pan na anonimowych ludziach z ulicy, nie zaś na wielkich osobowościach - symbolach końca XX w.
- Być może uda mi się nagrać przesłanie kilkudziesięciu osób nadających ton światu pod koniec XX w. Moją ideą jest jednak dokumentowanie marzeń osób anonimowych. Filmuję ludzi takimi, jakimi są: kiedy się jąkają, mylą, są źle uczesani... Myślę, że 90 proc. populacji świata marzy o tym samym. Tylko pozostałe 10 proc. ma szczególne życzenia. Prawie wszyscy - niezależnie od tego, z jakiego kraju pocho- dzą - mówią o pokoju. Chcieliby się czuć bezpiecznie na ulicach, wychowywać swoje dzieci bez strachu przed sąsiadami. Nikt nie chce być ofiarą agresji. - Czy to znaczy, że Francuz, Anglik, Polak i Senegalczyk mają takie same marzenia? - Tak! Tylko w inny sposób je wyrażają. Francuzi najpierw podrapią się po głowie, tracąc upływające sekundy. Dopiero pod koniec nagrania szybko mówią, o co im chodzi. Anglicy wykorzystują 15 sekund od razu. Chcieliby pokoju, domów dla bezdomnych i czasu na życie; by pieniądze nie zdominowały świata, a technologia zawsze pozostawała na usługach człowieka. W Senegalu przed kamerą stanęła kobieta, która w trakcie wystąpienia zaczęła karmić dziecko piersią. Głęboko zapada w pamięć krótka jednozdaniowa wypowiedź: "Chciałbym, by wynaleziono lek przeciw AIDS, aby uratował moją głowę". Kiedyś nagrywałem punka z kolorowym irokezem, który życzył sobie, by rasa ludzka została zniszczona, a potem, wskazując na mnie palcem, dodał: "I żeby zaczęło się od ciebie!". Innym razem przyszedł do mnie młody człowiek i przez cztery godziny zastanawiał się, co chce powiedzieć.
Yvan Ysaac (lat 46) - był kierowcą testującym prototypy nowych samochodów, tłumaczem tekstów amerykańskich seriali, przeprowadzał sondaże opinii publicznej, dużo podróżował po świecie, przez kilka lat asystował reżyserowi Claude?owi Zidiemu. Jako niezależny realizator wideo przygotował dokumenty o mniej znanych, oryginalnych artystach.
Kiedy w końcu siadł przed kamerą, zaczął: "Ja... na trzecie tysiąclecie, ponieważ życie jest jak powieść... mam dziurę w głowie!", po czym złapał się za głowę i tak został sfilmowany. Poprosił o ponowne nagranie, a ja odmówiłem, tłumacząc, że jego kłopot zostanie przekazany w trzecie tysiąclecie. Wyglądał na zdruzgotanego.
- Coraz częściej osoby realizujące podobne projekty zaczynają od poszukiwania sponsorów. Czy tak było też z tym przedsięwzięciem?
- Nie chciałem, aby jakakolwiek duża korporacja na życzeniach ludzi robiła sobie własną reklamę. Dlatego założyłem wraz z kilkunastoma osobami stowarzyszenie "Infinimage". Jego celem jest doprowadzenie przedsięwzięcia do końca i wyemitowanie wszystkich filmów. Polską część projektu wspiera telewizja Canal Plus. Podróż do Senegalu i Anglii sfinansowało "Infin- image", a więc w sumie grupa przyjaciół.
- Do tej pory udało się zarejestrować 1800 życzeń. Do 2000 r. będzie ich zapewne o wiele więcej. Co się stanie ze wszystkimi nagraniami?
- Będę to jeszcze robił co najmniej do 2001 r. Być może uda mi się zarejestrować marzenie reprezentanta każdego narodu na świecie. Wyświetlanie filmów zaczniemy 1 stycznia 2000 r. Zostaną wyemitowane na monitorach w miejscach publicznych, na dworcach, w muzeach, pasażach. Ten "tybetański młynek" będzie wysyłać fale wszystkich naszych życzeń dzień i noc, w wielu państwach świata. Telewizje wszystkich zainteresowanych tym krajów pokażą wybrane, najbardziej atrakcyjne dla widza życzenia. Wiemy już, że zobaczą to także polscy telewidzowie.
- Od marca tego roku apel o przesyłanie piętnastosekundowych życzeń i marzeń ukazuje się w Internecie (http://infinimage.net).
- Internauci bardzo mi pomagają w zbieraniu wypowiedzi. Mój adres internetowy powstał również po to, by za sto, dwieście, trzysta lat wiadomo było nie tylko, jak dzisiaj myśleliśmy, o czym marzyliśmy, lecz także, że komunikowaliśmy się za pośrednictwem Internetu.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.