Przed laty odwiedziłem w północnym Sarawaku największą jaskinię na świecie. To było niesamowite przeżycie. O zmierzchu miliony nietoperzy i drobnych ptaków zaczęły nagle wlatywać do Sarawak Chamber (może pomieścić szesnaście boisk piłkarskich) z szumem nadciągającego huraganu i przerażającym piskiem.
Borneo jest jednym z największych na świecie ogrodów zoologicznych i botanicznych. Pierwotni mieszkańcy, często półnadzy, uzbrojeni w maczety i dmuchawki, przedeptują tropikalny las, po rzekach pływają w czółnach, czasem niespodziewanie wychodzą na pobocza szos, po których mkną samochody. Cywilizacja nadgryzła kawał wielkiej wyspy, ludziom z zewnątrz umożliwiła jej penetrację, czasami jednak - gdy trafi na barierę zielonej kipieli - zatrzymuje się i cofa. Sarawak jest tylko częścią Borneo; wyspa należy bowiem również do Indonezji (Kalimantan), sułtanatu Brunei i drugiej prowincji wschodniej Malezji - Sabah. Indonezja zdradza niekiedy skłonności imperialne. Po przyłączeniu połowy Nowej Gwinei i aneksji Timoru przejawia także czasami ochotę na zagarnięcie reszty wielkiej wyspy. Niestety, w indonezyjskiej części Borneo z przymrużeniem oka traktuje się szacunek dla środowiska naturalnego. Etniczna, kulturowa i językowa bliskość mieszkańców nie niweluje rozziewu w poziomie życia po obu stronach granicy. Dlatego Indonezyjczycy ciągle przechodzą do Sarawaku i Sabah - idą na przełaj przez tropikalny las lub płyną łodziami wzdłuż wybrzeża. Świat rzadko zauważa Borneo. Okazją do zwrócenia uwagi na wyspę może być jakaś afera z poszukiwaczami złota w Kalimantanie czy skandal obyczajowy w Brunei. Ostatnio świat przypomniał sobie o wyspie za sprawą katastrofy spowodowanej przez pożary lasu - w każdej chwili mogą ponownie wybuchnąć - i groźny smog nad południowo-wschodnią Azją. Kraj porośnięty w trzech czwartych przez pierwotny las deszczowy jest ogromnym sadem i ogrodem kwiatowym. Zamieszkują go niemal 2 mln ludzi z trzydziestu grup etnicznych. Wiele z nich, na przykład Penanowie, to plemiona koczownicze, nie kwapiące się do kontaktu ze światem cywilizacji. Pamiętam Kuczing, stolicę Sarawaku, sprzed dwudziestu lat. Była to wówczas nostalgiczna osada na równiku. I oto nagle widzę czterystutysięczne miasto klimatyzowanych wnętrz z Hiltonem, z nowoczesnym portem lotniczym i luksusowymi sklepami. Tylko wielki pomnik kota na jakimś rondzie jak niegdyś pozdrawia łapką pojazdy i przechodniów. Dodajmy: Kuczing po malajsku znaczy kot. Prowincje malezyjskie na Borneo są reliktem czasów kolonialnych. Ziemiami tymi władali kiedyś Anglicy. Sąsiadami Brytyjczyków byli Holendrzy, po których spadek przejęli Indonezyjczycy. Środkowa część wyspy zdaje się ignorować przepychanki na wybrzeżach. W głębi lasu życie nadal toczy w tradycyjnym rytmie. Tutejsza ludność mieszkająca w domach o długości stu kilkudziesięciu metrów jak przed wiekami zajmuje się łowiectwem, rybołówstwem i zbieractwem. Najpowszechniejszą religią jest animizm.Przez długi czas mieszkańcy Borneo wyznawali islam i pozostawali we władzy sułtana Brunei. Potem doszło do kontredansu brytyjsko- holendersko-hiszpańskiego; wyszarpywano sobie co lepsze kąski, rabowano, eksploatowano ziemię. W roku 1839 na Sarawak przypłynął uzbrojonym jachtem "The Royalist" brytyjski awanturnik James Brooke. Miał zamiar trochę pohandlować, lecz trafił akurat na ostry spór sułtana z lokalnymi kacykami. Natychmiast stanął po stronie władcy. Ożenił się z jego córką, a sułtan nadał mu tytuł radży Sarawaku. Trzy pokolenia "białych radżów" rządziły potem wielkim obszarem Borneo, niewdzięcznie spychając sułtana ku ujściu rzeki Limbang. W 1941 r. na wyspie wylądowali Japończycy. Po drugiej wojnie światowej Brooke?owie przekazali Sarawak koronie brytyjskiej. W 1963 r. ziemie te uzyskały niepodległość, ale w krótkim cza- sie - jakby po chwili wahania - zgłosiły akces do Federacji Malezji.
Stan prosperity malezyjskiego państwa stał się udziałem Sarawaku. W kraju nagle zauważono, że można nieźle żyć nie tylko z eksploatacji ropy, lecz także z pokazywania turystom osobliwości przyrodniczych w dziesięciu parkach narodowych i wielu rezerwatach, a nawet w zwykłych lasach. W Malezji żyje 185 gatunków ptaków i 24 gatunki unikatowych ssaków, w tym niesamowicie człekopodobne orangutany (orang-utan znaczy człowiek dżungli). Rośnie tutaj największy na świecie kwiat - Rafflesia tuanmudae - jego średnica sięga metra. Występują sarny wielkości królików, słodkowodne krokodyle, maleńkie sowy, brodate dzikie świnie pływające w rzekach i wdrapujące się na drzewa, a także małpy o komicznie długich nosach, czarne dzioborożce, fruwające wiewiórki i jaszczurki, 2500 rodzajów orchidei i tysiące roślin, które nie rosną gdzie indziej. Na Borneo coraz śmielej wkracza turystyka; wyspą są zainteresowani Japończycy i mieszkańcy południowej Azji. Podczas gdy na świecie powszechnie oferuje się masową turystyczną "konfekcję", tutaj jest to ciągle turystyka "na miarę". Przybysz może mieszkać w luksusowym hotelu bądź w zagubionej w dżungli filii Hiltona i w każdej chwili oraz z każdego miejsca wyruszyć w borneański interior na spotkanie z Dajakami. Osoby szukające w Malezji wygody i komfortu, a także mniej agresywnego klimatu, lądują na wyspie Penang lub w Langkawi, czyli w Malezji Zachodniej. Do Sarawaku docierają ludzie spragnieni egzotyki najczystszej wody. Do wnętrza Borneo wyruszały przez lata liczne ekspedycje, zapuszczali się weń samotni poszukiwacze przygód. Ci, którym udało się powrócić, nie taili swojego zachwytu: "Olbrzymie drzewa odbijały się w zielonej wodzie, żar wschodzącego słońca rozpraszał welony mgieł, zawodziły gdzieś daleko gibbony, a ja, wiosłując w tym samym rytmie co wszyscy, prawie nieświadomie powtarzałem modlitwę Dajaka: "Spraw, issit, żebym wrócił tu któregoś dnia!" (Pierre Pfeffer, "Biwak na Borneo"). Inni przeczuwali natomiast nadchodzące zmiany: "Jest grudzień 1934 r. W dżungli słychać dziś nowy dźwięk - głuchy odgłos, który wśród wrzawy wszystkich głosów dżungli rozlega się jak bicie zegara losu. Zgrzytliwe, rażące ucho granie cykad, zgiełk ptaków, wrzaski małp i chichot tukanów nie są w stanie zagłuszyć tego miarowego odgłosu. Wśród żywych protestów opuszczają swoje siedziby papugi i szare małpy. Daremnie, odgłos rozlega się nadal. Są to ciosy topora" (Eric Lungqvist, "W dżungli Borneo"). Mimo że topory nie zamilkły, a ostatnio przyszły im w sukurs płomienie, Sarawak przetrwał. Dżungle i bagna tej części wielkiej wyspy wydają się wszechpotężne. Rząd Malezji nie dopuszcza bowiem do naruszenia bezcennych zasobów - tutaj nie wolno wycinać, zabijać, niszczyć. Na Borneo panuje spokój. Przestępczość niemal nie istnieje (tylko na morzach grasują piraci). Sarawak cieszy się gospodarczą stabilizacją i polityczną autonomią. Władzę sprawuje lokalny król, który jednak nie należy do grona królów malezyjskich, spośród których co pięć lat wybierana jest głowa państwa. Jest również premier mający spore prerogatywy. Nieustannie doskonalona jest infrastruktura - tam, gdzie brakuje dróg, dolatują odrzutowce Malaysian Airlines. Dzięki specjalnej flotylli samolocików Rural Air Service można się dostać do najdalszych zakamarków dżungli. Somerset Maugham, który dotarł tutaj w latach dwudziestych, opiewał uroki "balsamicznych wieczorów", siedząc na werandzie wśród unoszących się świetlików i słodkiego zapachu kwitnących drzew. Wpatrywał się w opary dżungli, nasłuchiwał jej tajemniczych odgłosów. Czy wyjeżdżając, powiedział swoim gospodarzom "dziękuję"? - Tego słowa Ibowie, najliczniejsze plemię Sarawaku, nie znają. A dziękować trzeba tylko Panu Bogu, że temu światu sprzed tysięcy lat pozwolił przetrwać.
Stan prosperity malezyjskiego państwa stał się udziałem Sarawaku. W kraju nagle zauważono, że można nieźle żyć nie tylko z eksploatacji ropy, lecz także z pokazywania turystom osobliwości przyrodniczych w dziesięciu parkach narodowych i wielu rezerwatach, a nawet w zwykłych lasach. W Malezji żyje 185 gatunków ptaków i 24 gatunki unikatowych ssaków, w tym niesamowicie człekopodobne orangutany (orang-utan znaczy człowiek dżungli). Rośnie tutaj największy na świecie kwiat - Rafflesia tuanmudae - jego średnica sięga metra. Występują sarny wielkości królików, słodkowodne krokodyle, maleńkie sowy, brodate dzikie świnie pływające w rzekach i wdrapujące się na drzewa, a także małpy o komicznie długich nosach, czarne dzioborożce, fruwające wiewiórki i jaszczurki, 2500 rodzajów orchidei i tysiące roślin, które nie rosną gdzie indziej. Na Borneo coraz śmielej wkracza turystyka; wyspą są zainteresowani Japończycy i mieszkańcy południowej Azji. Podczas gdy na świecie powszechnie oferuje się masową turystyczną "konfekcję", tutaj jest to ciągle turystyka "na miarę". Przybysz może mieszkać w luksusowym hotelu bądź w zagubionej w dżungli filii Hiltona i w każdej chwili oraz z każdego miejsca wyruszyć w borneański interior na spotkanie z Dajakami. Osoby szukające w Malezji wygody i komfortu, a także mniej agresywnego klimatu, lądują na wyspie Penang lub w Langkawi, czyli w Malezji Zachodniej. Do Sarawaku docierają ludzie spragnieni egzotyki najczystszej wody. Do wnętrza Borneo wyruszały przez lata liczne ekspedycje, zapuszczali się weń samotni poszukiwacze przygód. Ci, którym udało się powrócić, nie taili swojego zachwytu: "Olbrzymie drzewa odbijały się w zielonej wodzie, żar wschodzącego słońca rozpraszał welony mgieł, zawodziły gdzieś daleko gibbony, a ja, wiosłując w tym samym rytmie co wszyscy, prawie nieświadomie powtarzałem modlitwę Dajaka: "Spraw, issit, żebym wrócił tu któregoś dnia!" (Pierre Pfeffer, "Biwak na Borneo"). Inni przeczuwali natomiast nadchodzące zmiany: "Jest grudzień 1934 r. W dżungli słychać dziś nowy dźwięk - głuchy odgłos, który wśród wrzawy wszystkich głosów dżungli rozlega się jak bicie zegara losu. Zgrzytliwe, rażące ucho granie cykad, zgiełk ptaków, wrzaski małp i chichot tukanów nie są w stanie zagłuszyć tego miarowego odgłosu. Wśród żywych protestów opuszczają swoje siedziby papugi i szare małpy. Daremnie, odgłos rozlega się nadal. Są to ciosy topora" (Eric Lungqvist, "W dżungli Borneo"). Mimo że topory nie zamilkły, a ostatnio przyszły im w sukurs płomienie, Sarawak przetrwał. Dżungle i bagna tej części wielkiej wyspy wydają się wszechpotężne. Rząd Malezji nie dopuszcza bowiem do naruszenia bezcennych zasobów - tutaj nie wolno wycinać, zabijać, niszczyć. Na Borneo panuje spokój. Przestępczość niemal nie istnieje (tylko na morzach grasują piraci). Sarawak cieszy się gospodarczą stabilizacją i polityczną autonomią. Władzę sprawuje lokalny król, który jednak nie należy do grona królów malezyjskich, spośród których co pięć lat wybierana jest głowa państwa. Jest również premier mający spore prerogatywy. Nieustannie doskonalona jest infrastruktura - tam, gdzie brakuje dróg, dolatują odrzutowce Malaysian Airlines. Dzięki specjalnej flotylli samolocików Rural Air Service można się dostać do najdalszych zakamarków dżungli. Somerset Maugham, który dotarł tutaj w latach dwudziestych, opiewał uroki "balsamicznych wieczorów", siedząc na werandzie wśród unoszących się świetlików i słodkiego zapachu kwitnących drzew. Wpatrywał się w opary dżungli, nasłuchiwał jej tajemniczych odgłosów. Czy wyjeżdżając, powiedział swoim gospodarzom "dziękuję"? - Tego słowa Ibowie, najliczniejsze plemię Sarawaku, nie znają. A dziękować trzeba tylko Panu Bogu, że temu światu sprzed tysięcy lat pozwolił przetrwać.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.