Pomagamy… Chyba nie ma już nikogo, kogo by to słowo nie uwierało. Zwolennicy większego zaangażowania Polski w przemiany na Ukrainie mają kaca, bo wiedzą, że słowa o pomaganiu są puste jak cymbały i nie mają już siły tłumaczyć, że większe zaangażowanie na Wschodzie jest w polskim interesie. Opinia publiczna w kraju – zakochana w występach gadających głów – dała się przekonać politykom, jak to bardzo Polska „pomaga” i zastanawia się, czy aby wystarczy na dożywianie dzieci na Mazowszu. Ukraińcy ciągle słyszą o pomaganiu przez Polskę i doczekać się nie mogą naszych darów – najpewniej szybko się rozczarują. Właśnie z Kijowa wrócił prezydent. Nie tak dawno nad Dnieprem była premier Kopacz. Padały obietnice, słowa otuchy i przyrzeczenia przyjaźni. Królowało oczywiście „pomaganie”.
Wygląda na to, że w relacjach polsko-ukraińskich od setek lat nie było tak dobrze. Czy na pewno? Media rozpisują się o gorącym przyjęciu Komorowskiego w Radzie Najwyższej, dane socjologiczne pokazują, jak po Majdanie lawinowo narosła sympatia dla Polski w ukraińskim społeczeństwie. Za wcześnie jednak na szampana. Nie ma sensu wspieranie ukraińskich reform w ten sposób, że kilku ekspertów pojedzie z ciekawości na parę dni do Kijowa, ani przetłumaczenie ustawy i przesłanie jej mailem. Polska powinna wzorem Niemców, Gruzinów czy Litwinów ulokować przy ukraińskim rządzie stałych doradców, ustalić z partnerami jakieś zadania, np. reformę samorządową i przeprowadzić ją z ukraińskimi ministrami od początku do końca. Kluczowe z punktu widzenia interesów Polski będzie to, w jakim kierunku zmieni się ukraińskie rolnictwo. Co będą produkowały gospodarstwa na czarnoziemie, gdy Ukraina będzie za kilkanaście lat wchodzić do UE? Czy będziemy wtedy konkurować, czy się uzupełniać. To tylko jeden przykład, jak brzemienne w skutki mogą być dzisiejsze zaniedbania w konkretnych rozmowach z Ukraińcami.
Polskie grosze nie przebiją wielkich kredytów z MFW czy unijnych instytucji. Może więc czas pomyśleć nie tyle o pomaganiu, ale o wspólnym polsko-ukraińskim planie w Europie? Czy jest szansa na poważną rozmowę polskich i ukraińskich liderów o przyszłości. Prezydent Komorowski lubi przypominać Ukraińcom słynne zdanie Mieroszewskiego z „Kultury”, że nie będzie wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Petro Poroszenko mówi przemówienia do Polaków nie gorsze niż prezydenci USA. Świetnie wie, kiedy przypomnieć papieża, kiedy ofiary wojny, a kiedy Solidarność. Jedynie o pierogach nie wspomina. Czas jednak się zastanowić, jak będzie wyglądał nasz kawałek Europy za kilkanaście lat. Pomimo wojny, gróźb Putina i strachu przed jutrem Polacy i Ukraińcy muszą już teraz podumać, co zasiejemy razem, a czym zajmiemy się każdy na własną rękę.
* Były europoseł, przewodniczący rady krajowej Polski Razem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.