Już dziś przekleństwem Polski staje się dziedziczenie ubóstwa
Czytelnicy wyczuleni na błędy ortograficzne mogą się uspokoić. W tytule nie ma pomyłki. Nie chodzi w nim bowiem o nazwę własną szacownego stołecznego uniwersytetu, a o jego nową cechę, wynikającą z coraz większej lokalności. Widać to było jak na dłoni w czasie niedawno zakończonych egzaminów wstępnych. Uczestniczę w nich na swoim macierzystym Wydziale Historycznym od ponad ćwierć wieku. Pamiętam, że zwłaszcza w latach siedemdziesiątych przystępowali do egzaminów kandydaci z całej niemalże Polski. Wyróżniały się w tym gronie osoby pochodzące z małych ośrodków, przede wszystkim Mazowsza i Podlasia. Na ogół brakowało im elokwencji i przebojowości. Nierzadko mówili językiem swojej lokalnej społeczności. Wszystkie te mankamenty przesłaniało gorące pragnienie wiedzy, poparte jeszcze nie oszlifowaną, ale wyraźnie widoczną inteligencją. Nawet jeśli egzaminy wstępne zdawali na trójki, to z każdym rokiem studiów zdobywali coraz lepsze oceny. Wielu z nich jest dzisiaj profesorami i uznanymi autorytetami w swoich specjalnościach naukowych. Strumień tych kandydatów w latach dziewięćdziesiątych wysechł niemalże zupełnie. Wymiotła ich z uczelni niewidzialna ręka rynku. Studia teoretycznie pozostały bezpłatne, ale koszty utrzymania w wielkim mieście okazały się nie do udźwignięcia dla coraz bardziej pauperyzujących się rodzin. Nie tylko chłopskich, ale też nauczycielskich czy urzędniczych, zawsze gotowych do wielu wyrzeczeń, byleby tylko zapewnić dzieciom wykształcenie. W wyniku tej bariery Uniwersytet Warszawski począł obsługiwać znacznie mniejszy obszar, wyznaczany siecią podmiejskich kolei i autobusów. Stał się w swej większości uczelnią aglomeracji warszawskiej. Podejrzewam, że podobny los spotkał pozostałe renomowane uczelnie nie tylko Warszawy, ale Krakowa, Poznania, Wrocławia i Gdańska. Gorąco polecam tę obserwację zwłaszcza zwolennikom wprowadzenia odpłatności za wyższe studia. Nie ulega przecież wątpliwości, że ten zabieg jeszcze bardziej zarygluje szkoły akademickie dla młodzieży z rodzin niezamożnych. Już dzisiaj przekleństwem Polski staje się dziedziczenie ubóstwa. Jest to nie tylko głęboko niesprawiedliwe, ale również nieopłacalne z ogólnospołecznego punktu widzenia. Truizmem jest przecież stwierdzenie, że wszyscy tracimy, kiedy uzdolnione dziecko z rodziny, której nie stać na opłacanie wysokich kosztów studiowania, nie może rozwijać swojego talentu. Nie warto płacić takiej ceny za powszechną komercjalizację szkolnictwa wyższego.
Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.