Zbyt długo ukrywano pamięć o zamordowanych w sowieckich łagrach; ich rodziny żyły, znając prawdę, której wypierała się historia
Uczestniczyłem ostatnio w niezwykłej, wzruszającej uroczystości. Przekazaliśmy rodzinom policjantów zamordowanych na Wschodzie kopie dokumentów odnalezionych przez pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w archiwach Białorusi, Rosji i Ukrainy. Okruchy historii: akty urodzenia, świadectwa maturalne, akty ślubu, dokumenty ze śledztwa, wyroki...
Dla rodzin policjantów były to jedyne pamiątki, które zostały po ich dziadkach i ojcach. Zbyt długo pamięć o zamordowanych w sowieckich łagrach była ukrywana. Ich rodziny żyły, znając prawdę, o której nie wolno było mówić, której wypierała się historia. To znak czasu, że teraz, po prawie sześćdziesięciu latach, mogliśmy choć w małej części przywrócić pamięć o tych, którzy ginęli na Wschodzie. Tym spotkaniem chcieliśmy także przypomnieć, że jesteśmy kontynuatorami tradycji przedwojennego MSW, którego nieodłączną częścią była Policja Państwowa. Wielu pomordowanych w sowieckich łagrach na Wschodzie to funkcjonariusze przedwojennej policji, jednego z filarów niepodległej Rzeczypospolitej. Wśród ponad piętnastu tysięcy polskich oficerów i urzędników, którzy zginęli na Wschodzie w latach 1939-1940, było aż sześć tysięcy policjantów. To nie tylko powrót do korzeni dla tych, którzy odnajdują dokumenty po swoich bliskich, to także powrót do tradycji pracy funkcjonariuszy państwowych Drugiej Rzeczypospolitej. Centralne Archiwum MSWiA posiada obecnie ponad 1500 dokumentów przywiezionych zza Buga. Na ich podstawie odtworzymy życiorysy pomordowanych w Twerze policjantów. Polska Policja Państwowa powstała zaraz po I wojnie światowej. Jej kadry, szczególnie te, które pracowały w województwach wschodnich, opuszczały mury Szkoły Fachowej dla Funkcjonariuszy Policji Państwowej w Mostach Wielkich. Stamtąd kierowani byli do służby.
Na początku września 1939 r. duża część policji ze Śląska, Warszawy, Poznania czy Łodzi - razem z archiwami - wycofała się na Wschód. Z kolei policjanci oraz funkcjonariusze Korpusu Ochrony Pogranicza na Wschodzie jako pierwsi dali odpór oddziałom Armii Czerwonej po 17 września 1939 r. Wszyscy zostali aresztowani i po krótkim czasie wypuszczeni na wolność. Niestety, tylko po to, by ustalić adresy ich rodzin i zlokalizować pozostałych urzędników państwowych - sędziów, prokuratorów, starostów. Kolejne aresztowania objęły jeszcze większą grupę osób. Rodziny straciły kontakt z zatrzymanymi. Czasem docierała jakaś kartka pocztowa z obozu. Bliscy zostali wkrótce deportowani do Kazachstanu. Zanim do tego doszło, zniszczyli wszystkie rodzinne archiwa: zdjęcia, legitymacje służbowe, świadectwa pracy dla Polski. Nie mówili o tym przez długie powojenne lata. Aresztowani przewożeni byli z więzienia na wyspie w Ostaszkowie do Tweru. W twierdzy włączono silniki, które zagłuszały strzały oddawane w piwnicy. Ciała wywieziono 30 km od Tweru i zagrzebano w Miednoje. Po wojnie powstał tu ośrodek wypoczynkowy NKWD. Zamordowani to w większości funkcjonariusze policji i KOP. Są wśród nich przede wszystkim roczniki 1910-1913, dwudziestokilkuletni chłopcy. Ci, którzy nie zginęli, dostali się do armii Andersa - Monte Cassino, Anglia, powrót do Polski w 1947 r. Tu jednak okazało się, że ich rodziny są po drugiej stronie granicy. Jadą więc za Bug. W 1950 r. zostają razem ze swoimi rodzinami wywiezieni na Sybir. Tylko niewielu z nich wróciło do Polski w latach 1956-1958, w trakcie tzw. drugiej repatriacji. Dla nich wojna trwała 19 lat. Wielkie koło historii zamknęło się dopiero w 1959 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji rozpoczęło poszukiwania w 1995 r. Udało się doprowadzić do wymiany kopii części dokumentów z lat 1939-1941 z KGB Białorusi i służbą bezpieczeństwa Ukrainy. Współpracujemy z archiwum specjalnym Litwy. W jednym z dokumentów przeczytałem ocenę służby starszego posterunkowego Józefa Siwca z posterunku Policji Państwowej w Wołynce w powiecie brzeskim, urodzonego w 1899 r. w Krakowie, odznaczonego Medalem Srebrnym Zasługi za Długoletnią Służbę: "spokojny i stanowczy, honorowy, odważny i ambitny"...
Dla rodzin policjantów były to jedyne pamiątki, które zostały po ich dziadkach i ojcach. Zbyt długo pamięć o zamordowanych w sowieckich łagrach była ukrywana. Ich rodziny żyły, znając prawdę, o której nie wolno było mówić, której wypierała się historia. To znak czasu, że teraz, po prawie sześćdziesięciu latach, mogliśmy choć w małej części przywrócić pamięć o tych, którzy ginęli na Wschodzie. Tym spotkaniem chcieliśmy także przypomnieć, że jesteśmy kontynuatorami tradycji przedwojennego MSW, którego nieodłączną częścią była Policja Państwowa. Wielu pomordowanych w sowieckich łagrach na Wschodzie to funkcjonariusze przedwojennej policji, jednego z filarów niepodległej Rzeczypospolitej. Wśród ponad piętnastu tysięcy polskich oficerów i urzędników, którzy zginęli na Wschodzie w latach 1939-1940, było aż sześć tysięcy policjantów. To nie tylko powrót do korzeni dla tych, którzy odnajdują dokumenty po swoich bliskich, to także powrót do tradycji pracy funkcjonariuszy państwowych Drugiej Rzeczypospolitej. Centralne Archiwum MSWiA posiada obecnie ponad 1500 dokumentów przywiezionych zza Buga. Na ich podstawie odtworzymy życiorysy pomordowanych w Twerze policjantów. Polska Policja Państwowa powstała zaraz po I wojnie światowej. Jej kadry, szczególnie te, które pracowały w województwach wschodnich, opuszczały mury Szkoły Fachowej dla Funkcjonariuszy Policji Państwowej w Mostach Wielkich. Stamtąd kierowani byli do służby.
Na początku września 1939 r. duża część policji ze Śląska, Warszawy, Poznania czy Łodzi - razem z archiwami - wycofała się na Wschód. Z kolei policjanci oraz funkcjonariusze Korpusu Ochrony Pogranicza na Wschodzie jako pierwsi dali odpór oddziałom Armii Czerwonej po 17 września 1939 r. Wszyscy zostali aresztowani i po krótkim czasie wypuszczeni na wolność. Niestety, tylko po to, by ustalić adresy ich rodzin i zlokalizować pozostałych urzędników państwowych - sędziów, prokuratorów, starostów. Kolejne aresztowania objęły jeszcze większą grupę osób. Rodziny straciły kontakt z zatrzymanymi. Czasem docierała jakaś kartka pocztowa z obozu. Bliscy zostali wkrótce deportowani do Kazachstanu. Zanim do tego doszło, zniszczyli wszystkie rodzinne archiwa: zdjęcia, legitymacje służbowe, świadectwa pracy dla Polski. Nie mówili o tym przez długie powojenne lata. Aresztowani przewożeni byli z więzienia na wyspie w Ostaszkowie do Tweru. W twierdzy włączono silniki, które zagłuszały strzały oddawane w piwnicy. Ciała wywieziono 30 km od Tweru i zagrzebano w Miednoje. Po wojnie powstał tu ośrodek wypoczynkowy NKWD. Zamordowani to w większości funkcjonariusze policji i KOP. Są wśród nich przede wszystkim roczniki 1910-1913, dwudziestokilkuletni chłopcy. Ci, którzy nie zginęli, dostali się do armii Andersa - Monte Cassino, Anglia, powrót do Polski w 1947 r. Tu jednak okazało się, że ich rodziny są po drugiej stronie granicy. Jadą więc za Bug. W 1950 r. zostają razem ze swoimi rodzinami wywiezieni na Sybir. Tylko niewielu z nich wróciło do Polski w latach 1956-1958, w trakcie tzw. drugiej repatriacji. Dla nich wojna trwała 19 lat. Wielkie koło historii zamknęło się dopiero w 1959 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji rozpoczęło poszukiwania w 1995 r. Udało się doprowadzić do wymiany kopii części dokumentów z lat 1939-1941 z KGB Białorusi i służbą bezpieczeństwa Ukrainy. Współpracujemy z archiwum specjalnym Litwy. W jednym z dokumentów przeczytałem ocenę służby starszego posterunkowego Józefa Siwca z posterunku Policji Państwowej w Wołynce w powiecie brzeskim, urodzonego w 1899 r. w Krakowie, odznaczonego Medalem Srebrnym Zasługi za Długoletnią Służbę: "spokojny i stanowczy, honorowy, odważny i ambitny"...
Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.