Po ostatniej nocy wyborczej do sztabu Pawła Kukiza wciąż dzwonią politycy i samorządowcy, chętni, by przyjść „na pomoc zwycięstwu”. Także z Platformy. – Rycerze ostatniej godziny – mówi o nich z wyższością jeden ze współpracowników muzyka. Ludzie, którzy w młodym, tworzącym się ruchu dostrzegli szansę na sukces. – Ciągle się zgłaszają – mówi Patryk Hałaczkiewicz, szef sztabu Kukiza i jego polityczny doradca. – Z jednej strony to dobrze, bo zaczynamy budować ruch społeczny i potrzebujemy ludzi. Z drugiej – zdajemy sobie sprawę, że nagle staliśmy się łakomym kąskiem dla różnego rodzaju karierowiczów. Tymczasem my potrzebujemy ludzi sprawdzonych i lojalnych. To ma być armia Kukiza – mówi. Ma ona wziąć udział w jesiennej wojnie o Sejm. Kukizowcy chcą wystawić listy w całym kraju. Rzecz nie jest łatwa, bo na razie nie mają struktur ani pieniędzy. W prywatnych rozmowach przyznają, że boją się powtórki z Ruchu Palikota. W 2011 r. partia zbudowana na popularności jednej osoby wystawiła listy do Sejmu w pośpiechu, w efekcie do parlamentu dostały się osoby z łapanki, często z niejasną przeszłością. – Rozmawiamy nawet z jednym z byłych posłów Palikota, doradza nam, jak uniknąć błędów, które oni popełnili – przyznaje jeden z członków sztabu Kukiza.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.