Przesłuchania, policyjne rewizje, aresztowania i strajki kolarzy zdominowały tegoroczny Tour de France. Po raz pierwszy w historii ta największa - po olimpiadzie i piłkarskich mistrzostwach świata - impreza sportowa stała się prawdziwym wyścigiem oszustów. Od 1903 r. zawody przerywano tylko na czas wojny. Teraz groziło im to samo. Z powodu wojny z dopingiem.
Aresztowanie kierownictwa ekipy i wykluczenie kolarzy Festiny, afery dopingowe w innych grupach, zatrzymanie w komisariacie i niedopuszczenie do startu Rodolfa Massiego, lidera klasyfikacji górskiej, wreszcie dwa strajki kolarzy - wszystkie te wydarzenia wstrząsnęły nie tylko kolarstwem, ale całym światem sportu. Czy w wystarczającym stopniu, by wydobył się on z dopingowej hipokryzji? Francuski naukowiec Patrick Laure twierdzi, że doping jest częścią kultury kolarstwa. Pierwszy opis takich praktyk w tej dyscyplinie pochodzi z 1880 r. Oprócz szampana i mieszanek alkoholowych kolarze zażywali morfinę i kokainę. Pierwszy zgon - oficjalnie z powodu tyfusu, a zapewne na skutek przedawkowania morfiny - nastąpił w 1896 r. Od początku XX w. kolarze używali strychniny, by łatwiej znieść wysiłek, i arszeniku, aby skuteczniej walczyć z bólem. W latach 50. pojawiła się w sporcie amfetamina. Przez długi czas nie przejmowano się tym problemem, uważano kolarzy za ciężko pracujących robotników, którzy mają prawo ułatwić sobie życie. Dopiero w 1966 r. francuski parlament przyjął ustawę zabraniającą stosowania dopingu. Dawała ona prawo do badania moczu. Już kilka miesięcy później, po pierwszej niespodziewanej wizycie komisji antydopingowej w kolumnie Tour de France, kolarze zastrajkowali, zatrzymując się na trasie etapu. Protestowali krócej niż w tegorocznym wyścigu, gdyż zaraz sygnał do ścigania dała gwałtowna ucieczka Anglika Toma Simpsona - tego samego, który rok później stał się najtragiczniejszą ofiarą dopingu. Zmarł na atak serca w trakcie wyścigu na zboczu Mont Ventoux. Przyczyną śmierci było przedawkowanie środka dopingującego. Kolarze szukali różnych sposobów, by przechytrzyć kontrole. Patentem Belga Michela Pollentiera, który w latach 70. wygrał trzy etapy w Tour de France, była gruszka - mały, plastykowy zbiorniczek, w którym przechowywał mocz nie skażony dopingiem, by w razie potrzeby napełnić nim probówkę. Na liście stosujących niedozwolone środki znajdują się najsłynniejsi zawodnicy: Irlandczyk Sean Kelly, czterokrotny zwycięzca klasyfikacji punktowej w Tour de France; Francuz Laurent Fignon, dwukrotny zwycięzca tego wyścigu; Włoch Gianni Bugno, dwukrotny mistrz świata;Hiszpan Pedro Delgado, któremu w 1988 r. nie odebrano zwycięstwa tylko dlatego, że wykryty u niego promenicid,
środek zakazany przez UCI, nie znajdował się jeszcze na liście specyfików zabronionych przez MKOl; wreszcie aktualny mistrz świata, Francuz Laurent Brochard, kolarz Festiny, jeden z bohaterów tegorocznej afery.Wyścig między wynajdującymi nowe formy dopingu a tymi, którzy szukają metod jego wykrycia, trwa nieustannie. W ostatnich latach w peletonie pojawiła się EPO, czyli erytropoetyna, środek niemożliwy do wykrycia w moczu. Badanie krwi u sportowców poddawanych kontroli dopingowej długo było niedopuszczalne, a w wielu dyscyplinach jest zabronione do dziś. Nowy środek wywołuje podobny efekt jak długotrwały trening wysokogórski. Po jego zastosowaniu na kilka dni zwiększa się liczba czerwonych ciałek krwi roznoszących tlen po organizmie, co sprawia, że sportowiec lepiej wytrzymuje długotrwały wysiłek fizyczny. Zbyt duża dawka EPO może jednak spowodować zatory w żyłach i doprowadzić do chorób serca, mózgu i nerek w wyniku nadmiernego zgęstnienia krwi. Fachowcy oceniają, że do tej pory z tego powodu zmarło kilkudziesięciu sportowców, w większości kolarzy.
Wiosną 1977 r. Międzynarodowa Federacja Kolarska (UCI) wprowadziła przepis dopuszczający przeprowadzanie przed startem badań krwi, pozwalających wykryć podwyższony poziom czerwonych ciałek krwi w organizmach zawodników. Jeśli przekracza on 50 proc., jest jasne, że kolarz stosował EPO. Normalny poziom hematokrytów wynosi 40-48 proc.
Nie wygrywa się Tour de France, jedząc kanapki i pijąc wodę mineralną
Wypowiedziano wojnę, ale toczono ją bez przekonania, a przeciwnik stosował coraz nowocześniejsze środki obrony. Szybko nauczono się unikać wpadek podczas kontroli antydopingowej. Opracowano metody umożliwiające obniżenie poziomu czerwonych ciałek krwi w ciągu kilku godzin przed badaniem. Trzeba było dopiero nieoczekiwanego zatrzymania na granicy samochodu z zapasem niedozwolonego specyfiku, by sprawę wzięły w swoje ręce policja i sądy francuskie, posługujące się prawem antydopingowym. Dziś środowisko kolarskie i opinia publiczna zastanawiają się nad przyszłością tej dyscypliny, a także nad przyszłością lekkoatletyki, biegów narciarskich i sportu w ogóle. Bo kolarstwo wcale nie jest tu wyjątkiem. Tak jak w peletonie Tour de France nie była wyjątkiem grupa Festina.
środek zakazany przez UCI, nie znajdował się jeszcze na liście specyfików zabronionych przez MKOl; wreszcie aktualny mistrz świata, Francuz Laurent Brochard, kolarz Festiny, jeden z bohaterów tegorocznej afery.Wyścig między wynajdującymi nowe formy dopingu a tymi, którzy szukają metod jego wykrycia, trwa nieustannie. W ostatnich latach w peletonie pojawiła się EPO, czyli erytropoetyna, środek niemożliwy do wykrycia w moczu. Badanie krwi u sportowców poddawanych kontroli dopingowej długo było niedopuszczalne, a w wielu dyscyplinach jest zabronione do dziś. Nowy środek wywołuje podobny efekt jak długotrwały trening wysokogórski. Po jego zastosowaniu na kilka dni zwiększa się liczba czerwonych ciałek krwi roznoszących tlen po organizmie, co sprawia, że sportowiec lepiej wytrzymuje długotrwały wysiłek fizyczny. Zbyt duża dawka EPO może jednak spowodować zatory w żyłach i doprowadzić do chorób serca, mózgu i nerek w wyniku nadmiernego zgęstnienia krwi. Fachowcy oceniają, że do tej pory z tego powodu zmarło kilkudziesięciu sportowców, w większości kolarzy.
Wiosną 1977 r. Międzynarodowa Federacja Kolarska (UCI) wprowadziła przepis dopuszczający przeprowadzanie przed startem badań krwi, pozwalających wykryć podwyższony poziom czerwonych ciałek krwi w organizmach zawodników. Jeśli przekracza on 50 proc., jest jasne, że kolarz stosował EPO. Normalny poziom hematokrytów wynosi 40-48 proc.
Nie wygrywa się Tour de France, jedząc kanapki i pijąc wodę mineralną
Wypowiedziano wojnę, ale toczono ją bez przekonania, a przeciwnik stosował coraz nowocześniejsze środki obrony. Szybko nauczono się unikać wpadek podczas kontroli antydopingowej. Opracowano metody umożliwiające obniżenie poziomu czerwonych ciałek krwi w ciągu kilku godzin przed badaniem. Trzeba było dopiero nieoczekiwanego zatrzymania na granicy samochodu z zapasem niedozwolonego specyfiku, by sprawę wzięły w swoje ręce policja i sądy francuskie, posługujące się prawem antydopingowym. Dziś środowisko kolarskie i opinia publiczna zastanawiają się nad przyszłością tej dyscypliny, a także nad przyszłością lekkoatletyki, biegów narciarskich i sportu w ogóle. Bo kolarstwo wcale nie jest tu wyjątkiem. Tak jak w peletonie Tour de France nie była wyjątkiem grupa Festina.
Więcej możesz przeczytać w 32/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.