Kolega z innej partii: pomarszczony z kupą mchu na głowie. Znacie go. Jeden z waszych trolli, czyli stworzeń z wierzeń skandynawskich. Znają je duńskie dzieci, a szwedzkie babcie wymyślają co wieczór, jak troll może być jeszcze bardziej obślizgły. Do nas trolle przychodzą w internecie. Zaludniły filmy, gry komputerowe i wyobraźnię młodych. Przekrzykują, niecierpliwie przerywają, małpują. Trolle są antyspołeczne.
Słowo trollowanie tak naprawdę pochodzi od angielskiego zwrotu oznaczającego łowienie na haczyk. Chodzi o te trolle, które same stwarzają okazję do wirtualnej bijatyki. Taki „troll aktywny” wrzuca temat, czeka aż ktoś odpowie i do dzieła – nie daje spokoju. Większość trolli czeka jednak leniwie okazji. Nasłuchuje wielkimi uszami. Gdy pojawia się osoba, do której mają się doczepić, co by nie napisała w sieci – przebrzydłe odpiszą swoje.
Ile razy bym nie napisał słowa „Ukraina” lub nawet powtórzył tezę o ludobójstwie dokonanym przez UPA na Wołyniu, tyle razy trolle sykną swoje: „Banderowiec”. Charakterystyczna jest przylepność trolli. Aż człowiek dziwi się, ile w nich determinacji, by siedzieć nad klawiaturą i wpisywać hejterskie dyrdymały. Trolle żerują grupami lub pojedynczo. Kiedyś kochały Facebooka, potem przeniosły się na Twittera; są jak czerwonolice żółwie w Polsce. Mało kto się spodziewał, że wpuszczone do stawów zaczną wypierać nasze poczciwe żółwie błotne. Dokładnie tak samo jak trolle wpuszczone do sieci wypierają tradycyjnych krytyków, z którymi chciało się jeszcze dyskutować.
Gdy się jest bogatym, nie musi się samemu trollować. Można wynająć usługę trollingu, np. za partyjne pieniądze. Druga debata Andrzeja Dudy z Bronisławem Komorowskim pokazała jak na fikcyjnych kontach na Twitterze z minuty na minutę wyrastały popierające Komorowskiego wpisy o tej samej treści.
Coraz więcej w naszej sieci trolli wschodnich, które tylko czasem zamieniają cyrylicę na łacińskie litery. U trolli rasowych charakterystyczne jest oderwanie od rzeczywistości. Trolla nie przekonasz, zmęczysz się, sam się zdenerwujesz, a on zostanie przy swoim. Są pospolite trolle anonimowe, ukryte pod dziwacznymi pseudonimami. Ale też niektórzy poważni politycy i komentatorzy potrafią na Twitterze potrollować, jak się patrzy. To najczęściej mniej groźne (bywają natarczywe) trolle sezonowe. Mili ludzie jak Adam Jasser czy Konad Niklewicz – przepraszam koleżeństwo za przykłady – mieli trollowe okresy.
Z internetu trollowanie przechodzi do reala jako określenie złośliwości. Staje się metodą rozmowy. Już nie wstyd trollować bliźniego, klepać te same schematy, powtarzać oszczerstwa i kłamstwa lub po prostu chwalić rząd za ciepłą wodę w kranie. Trolling staje się częścią polskiego życia politycznego jak clubbing dla gimbazy, a jogging dla lemingów. Tylko się modlić, by nie zamieniły się w niego wszystkie nasze rozmowy o polityce. ■
* Były europoseł, przewodniczący rady krajowej Polski Razem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.