W roku wyborczym każdy rząd podnosił silniej minimalną płacę, więc nie dziwi, że teraz wzrośnie o 100 zł – do 1850 zł. Prawie o 6 proc. Dla związkowców to zdecydowanie za mało, a dla pracodawców za wiele. Tych pierwszych nie przekona fakt, że płacowe minimum w stosunku do przeciętnej pensji jest u nas powyżej średniej UE. Według Eurostatu wynosiło 45 proc. w 2013 r. i wzrosło z 39 proc. w 2008 r. W ulubionej przez naszych emigrantów Anglii było to 38 proc. i 40 proc. w latach 2008-2014. Są kraje, gdzie wskaźnik ten jest wyższy, jak Francja (niezmiennie 47 proc.) czy Grecja (nawet 56 proc. w 2011 r.), tylko że gospodarki te nie słyną z sukcesów w tworzeniu miejsc pracy. W większości krajów naszego regionu ten stosunek wynosi 32-36 proc.
Koronnym argumentem za wzrostem pensji w sektorze prywatnym, powtarzanym nawet przez nieekonomistów, jest zbyt niski udział polskich płac w tworzonej wartości dodanej. Faktycznie, na poziomie ogólnym w całej gospodarce płace stanowią 41 proc. tej wartości, tak samo jak na Słowacji, ale mniej niż średnia w UE (55 proc.) czy w Niemczech (58 proc.). Sytuacja w sektorach polskiej gospodarki jest jednak bardziej zróżnicowana. W energetyce ten udział jest już na poziomie średniej UE (29 proc.), powyżej Czech i Słowacji, a bliżej Niemiec (36 proc.). Można pogratulować skuteczności związkom zawodowym w firmach sektora energetycznego i wydobywczego, ale dzięki temu „sukcesowi” Polacy płacą za prąd niemal najdrożej w UE. Międzynarodowa konkurencja jeszcze nie dotarła do energetyki, ale w konkurencyjnym sektorze motoryzacyjnym udział polskich płac (45 proc.) jest na podobnym poziomie jak w Czechach, Słowacji czy Węgrzech. W Niemczech udział płac w motoryzacji wynosi 68 proc., ale systematycznie spada z poziomu 80 proc. jeszcze w 2000 r.
Dlaczego wciąż zarabiamy za mało? Problem tkwi w strukturze gospodarki i dużo niższej wartości dodanej wytwarzanej na pracownika w kraju niż w krajach rozwiniętych. W sektorze przemysłowym, którego udział w tworzeniu wartości dodanej jest zbliżony procentowo do Niemiec, polski pracownik wytwarza 19 tys. euro, a niemiecki 64 tys. euro rocznie, czyli 3,3 razy więcej. W sektorach mniej rozwiniętych różnice na niekorzyść Polski są jeszcze większe. Średnia roczna pensja netto w Polsce wynosi 7 tys. euro w porównaniu z 26,7 tys. w Niemczech, czyli jest 3,8 razy niższa i blisko różnicy w wytwarzanej wartości dodanej na pracownika.
Naszym politykom i związkowcom łatwiej przychodzi podnoszenie płac w budżetówce i dotowanie miejsc pracy w górnictwie niż w sektorze motoryzacyjnym czy jakimkolwiek innym, który może stworzyć długi łańcuch wysokiej wartości dodanej przekładający się na wyższe pensje przeciętnego pracownika. Zatem tak długo, jak nie zmieni się polityka ekonomiczna państwa, nie będziemy zarabiać na poziomie zachodnim. Być może nigdy. �
* Członek zarządu Deloitte Consulting
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.