Jak polski batalion przygotowywał się do pokojowej misji w Kosowie
- Chcemy, by uchodźcy wrócili spokojnie do domów, a w Kosowie udało się utrzymać pokój - mówią o swojej misji oficerowie 18. batalionu desantowo-szturmowego z Bielska-Białej, który wkrótce wyjedzie do Kosowa. Polscy żołnierze będą stacjonowali w amerykańskiej strefie sił KFOR, współpracując ze słynną I dywizją zmechanizowaną, zwaną "wielką czerwoną jedynką".
- Jesteśmy przygotowani do działania nawet w bardzo trudnych warunkach - deklaruje mjr Roman Polko, dowódca batalionu. - Wszyscy żołnierze poznali historię i kulturę regionów byłej Jugosławii - dodaje por. Grzegorz Pelczarski. Na zajęciach poprzedzających wyjazd analizowano historię konfliktu, przekazywano bieżące informacje o sytuacji w Kosowie. Nie pominięto też wykładów dotyczących mentalności ludzi, z którymi Polacy wkrótce się zetkną. Zwracano na przykład uwagę na to, że rozmowy z kobietami na osobności mogą być uznane za duży nietakt. Większość żołnierzy poznała niektóre zwroty w języku serbsko-chorwackim, na przykład: "Pazi!" ("Uwaga!") czy "Kto ste vi?" ("Kim pan jest?"). - Każdy z nas ma na wszelki wypadek w kieszeni mały słownik - mówi plutonowy Marcin Włodarski, który od dawna marzył, by znaleźć się w 18. batalionie i brać udział w misjach pokojowych.
Już w styczniu ubiegłego roku, po sprawdzianie na poligonie w Nowej Dębie, elitarny 18. batalion - liczący ok. 800 żołnierzy - otrzymał certyfikat kompatybilności z wojskami NATO. Batalion ten był wcześniej odwodem strategicznym wojsk SFOR (w ramach sił natychmiastowego reagowania). Dwa tygodnie temu podczas wizyty w Bielsku-Białej generał major David Grange, dowódca I dywizji armii Stanów Zjednoczonych, mówił o wyszkoleniu polskich żołnierzy w samych superlatywach. Ich umiejętności sprawdzano także na poligonach NATO. Żołnierze "osiemnastki" potrafią skakać ze spadochronem, uprawiają wspinaczkę wysokogórską i jeżdżą na nartach. - Najtrudniejsze było przyswojenie pewnych "technik reagowania", na przykład rozpoznawania zasadzek - zdradza mjr Roman Polko. Snajperzy musieli się nauczyć, że nienaturalne elementy krajobrazu (źle ułożona kopka siana lub dziwnie porozrzucane narzędzia rolnicze) mogą być źródłem potencjalnego zagrożenia. Sami żołnierze za najtrudniejsze uznali ćwiczenia z zakresu szkoły przetrwania: na dwa, trzy dni zostawiano ich w lesie bez żadnej pomocy. Na poligonach symulowano także sytuacje, które mogą się zdarzyć podczas wypełniania misji - uczono na przykład, jak zachować zimną krew, gdy jest się otoczonym przez agresywny tłum. Aby ćwiczenia miały walor większej autentyczności, brały w nich udział nawet dzieci.
Bielska jednostka w połowie składa się z żołnierzy zawodowych i "nadterminowych" (tych, którzy w wojsku zostali po odsłużeniu ustawowego okresu), a w połowie z żołnierzy służby zasadniczej. Do pełnienia służby w Kosowie przyjmowano wyłącznie ochotników. - W naszym batalionie są osoby, które po prostu chciały tu być. Ci, którzy przychodzą tylko po to, by "odsłużyć wojsko", nigdy nie będą dobrymi żołnierzami - mówią oficerowie z "osiemnastki". - Po odbyciu służby zasadniczej w batalionie zostają najlepsi: potrafili sobie poradzić z dużym obciążeniem psychicznym i fizycznym - deklaruje mjr Polko. W jednostce liczy się nie tylko specjalistyczne wyszkolenie, ale także silna, odporna na stresy psychika. Cały cykl ćwiczeń obejmuje również zajęcia z prawa międzynarodowego, w tym międzynarodowego prawa humanitarnego oraz obowiązujących w NATO zasad używania broni.
Utrzymanie polskiego batalionu w Kosowie będzie kosztować od pięciu do siedmiu
milionów dolarów miesięcznie
"Osiemnastka " zaliczana jest do najlepiej wyposażonych jednostek wojskowych w Polsce. Dysponuje na przykład wozami dowodzenia WD-3, wyposażonymi m.in. w satelitarny system łączności sprzężony z siecią komputerową. Oprócz telefonów satelitarnych żołnierze mają do dyspozycji cyfrowy system określania położenia - GPS. Są to urządzenia wielkości telefonu komórkowego, pozwalające natychmiast określić, w jakim miejscu znajduje się jednostka. Dla żołnierzy, których większość ma prywatne telefony komórkowe, przygotowano mapy zasięgu poszczególnych sieci na obszarze Kosowa. Kadrę oficerską wyposażono w pistolety Wist z celownikiem laserowym, natomiast żołnierze będą uzbrojeni w beryle - broń kalibru 5,56 mm, jaki obowiązuje w NATO. Dodatkowo bielski batalion będzie miał do dyspozycji transportery opancerzone. W skład patrolu samochodowego wejdzie 8-10 żołnierzy. W każdym plutonie znajdzie się też snajper. W sytuacjach zagrożenia do akcji może wkroczyć pluton przeciwpancerny, wyposażony m.in. w pociski kierowane Fagot.
Polacy zabiorą z sobą namioty, sprzęt medyczny oraz zapasy żywności, co powinno zapewnić im samowystarczalność. Przewiduje się podpisywanie na miejscu kontraktów z dostawcami żywności spoza Kosowa. W wolnych chwilach żołnierze będą korzystać z telewizji satelitarnej, do Kosowa zabiorą również wyposażenie świetlicy i siłowni. W skład 18. batalionu wchodzi pluton medyczny, a każda kompania ma własnego lekarza. Żołnierze nie powinni mieć kłopotów z porozumiewaniem się z kolegami z NATO, gdyż kadra oficerska była na specjalnym szkoleniu we Włoszech.
Po otrzymaniu rozkazu Polacy wyjadą najpierw do Macedonii, gdzie spotkają się z amerykańskimi partnerami. Dopiero stamtąd trafią do swojego sektora w Kosowie. Przed wyjazdem trzeba uzyskać wszystkie niezbędne zezwolenia na przejazd tranzytem. Największym problemem będzie zapewne zgoda Węgier: o przejeździe przez ten kraj obcego wojska decyduje bowiem parlament. Liczyć może się każdy dzień, bowiem parlamentarzyści w Budapeszcie już 22 czerwca rozpoczynają przerwę wakacyjną.
Przeszkody formalne nie są jednak najważniejsze. Zdaniem ekspertów NATO, w Kosowie nadal jest niebezpiecznie. Trzeba się więc liczyć z możliwością ataków ze strony terrorystów, serbskich sił paramilitarnych lub żołnierzy UCK, którzy nie zgodzą się na oddanie broni. Dodatkowe niebezpieczeństwo stwarzają miny i niewybuchy. Właśnie od rozminowywania Kosowa rozpoczęła się operacja wprowadzania sił KFOR. Być może do Polaków dołączy pluton litewski - z taką propozycją zwróciły się do Polski władze tego kraju. O wysłanie wspólnego batalionu polsko-ukraińskiego zabiega także rząd w Kijowie.
Polski rząd musi zadbać o pieniądze na utrzymanie naszego batalionu. W warunkach pokojowych jest to wydatek 5-7 mln dolarów miesięcznie, biorąc pod uwagę koszty wyżywienia, uzupełnienia uzbrojenia oraz żołd (żołnierz służby zasadniczej otrzyma ponad 700 dolarów miesięcznie). Rządy państw NATO ustalają dopiero budżet na operację "Wspólny strażnik" - jak nazwano misję kontyngentu wojsk KFOR w Kosowie. Kongres Stanów Zjednoczonych zgodził się przekazać Pentagonowi dodatkowo 6 mld dolarów, z kolei Francja wyda w tym roku na utrzymanie swoich wojsk w Kosowie ok. 4 mld franków. Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej nie przedstawiło jeszcze bilansu wydatków związanych z wysłaniem do Kosowa naszych żołnierzy.
Wkraczającym do Kosowa oddziałom KFOR nie udało się uniknąć incydentów - są zabici i ranni. Z koniecznością użycia siły liczą się też żołnierze z 18. batalionu desantowo-szturmowego z Bielska-Białej. Dowódcy twierdzą, że ich jednostka zareaguje błyskawicznie na każdą prowokację, lecz uczyni to zgodnie z zasadami obowiązującymi żołnierzy NATO. Jeżeli rozmieszczanie wojsk KFOR będzie przebiegało według planu, za trzy tygodnie - zdaniem UNHCR - mieszkańcy prowincji będą mogli masowo wracać do domów. Szacuje się, że w czasie wojny w sąsiednich krajach schroniło się około miliona kosowskich Albańczyków. Niektórzy z nich już teraz przekraczają granice, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego miejsca zamieszkania. Ich bezpieczeństwa będzie strzegło ok. 50 tys. żołnierzy KFOR.
- Jesteśmy przygotowani do działania nawet w bardzo trudnych warunkach - deklaruje mjr Roman Polko, dowódca batalionu. - Wszyscy żołnierze poznali historię i kulturę regionów byłej Jugosławii - dodaje por. Grzegorz Pelczarski. Na zajęciach poprzedzających wyjazd analizowano historię konfliktu, przekazywano bieżące informacje o sytuacji w Kosowie. Nie pominięto też wykładów dotyczących mentalności ludzi, z którymi Polacy wkrótce się zetkną. Zwracano na przykład uwagę na to, że rozmowy z kobietami na osobności mogą być uznane za duży nietakt. Większość żołnierzy poznała niektóre zwroty w języku serbsko-chorwackim, na przykład: "Pazi!" ("Uwaga!") czy "Kto ste vi?" ("Kim pan jest?"). - Każdy z nas ma na wszelki wypadek w kieszeni mały słownik - mówi plutonowy Marcin Włodarski, który od dawna marzył, by znaleźć się w 18. batalionie i brać udział w misjach pokojowych.
Już w styczniu ubiegłego roku, po sprawdzianie na poligonie w Nowej Dębie, elitarny 18. batalion - liczący ok. 800 żołnierzy - otrzymał certyfikat kompatybilności z wojskami NATO. Batalion ten był wcześniej odwodem strategicznym wojsk SFOR (w ramach sił natychmiastowego reagowania). Dwa tygodnie temu podczas wizyty w Bielsku-Białej generał major David Grange, dowódca I dywizji armii Stanów Zjednoczonych, mówił o wyszkoleniu polskich żołnierzy w samych superlatywach. Ich umiejętności sprawdzano także na poligonach NATO. Żołnierze "osiemnastki" potrafią skakać ze spadochronem, uprawiają wspinaczkę wysokogórską i jeżdżą na nartach. - Najtrudniejsze było przyswojenie pewnych "technik reagowania", na przykład rozpoznawania zasadzek - zdradza mjr Roman Polko. Snajperzy musieli się nauczyć, że nienaturalne elementy krajobrazu (źle ułożona kopka siana lub dziwnie porozrzucane narzędzia rolnicze) mogą być źródłem potencjalnego zagrożenia. Sami żołnierze za najtrudniejsze uznali ćwiczenia z zakresu szkoły przetrwania: na dwa, trzy dni zostawiano ich w lesie bez żadnej pomocy. Na poligonach symulowano także sytuacje, które mogą się zdarzyć podczas wypełniania misji - uczono na przykład, jak zachować zimną krew, gdy jest się otoczonym przez agresywny tłum. Aby ćwiczenia miały walor większej autentyczności, brały w nich udział nawet dzieci.
Bielska jednostka w połowie składa się z żołnierzy zawodowych i "nadterminowych" (tych, którzy w wojsku zostali po odsłużeniu ustawowego okresu), a w połowie z żołnierzy służby zasadniczej. Do pełnienia służby w Kosowie przyjmowano wyłącznie ochotników. - W naszym batalionie są osoby, które po prostu chciały tu być. Ci, którzy przychodzą tylko po to, by "odsłużyć wojsko", nigdy nie będą dobrymi żołnierzami - mówią oficerowie z "osiemnastki". - Po odbyciu służby zasadniczej w batalionie zostają najlepsi: potrafili sobie poradzić z dużym obciążeniem psychicznym i fizycznym - deklaruje mjr Polko. W jednostce liczy się nie tylko specjalistyczne wyszkolenie, ale także silna, odporna na stresy psychika. Cały cykl ćwiczeń obejmuje również zajęcia z prawa międzynarodowego, w tym międzynarodowego prawa humanitarnego oraz obowiązujących w NATO zasad używania broni.
Utrzymanie polskiego batalionu w Kosowie będzie kosztować od pięciu do siedmiu
milionów dolarów miesięcznie
"Osiemnastka " zaliczana jest do najlepiej wyposażonych jednostek wojskowych w Polsce. Dysponuje na przykład wozami dowodzenia WD-3, wyposażonymi m.in. w satelitarny system łączności sprzężony z siecią komputerową. Oprócz telefonów satelitarnych żołnierze mają do dyspozycji cyfrowy system określania położenia - GPS. Są to urządzenia wielkości telefonu komórkowego, pozwalające natychmiast określić, w jakim miejscu znajduje się jednostka. Dla żołnierzy, których większość ma prywatne telefony komórkowe, przygotowano mapy zasięgu poszczególnych sieci na obszarze Kosowa. Kadrę oficerską wyposażono w pistolety Wist z celownikiem laserowym, natomiast żołnierze będą uzbrojeni w beryle - broń kalibru 5,56 mm, jaki obowiązuje w NATO. Dodatkowo bielski batalion będzie miał do dyspozycji transportery opancerzone. W skład patrolu samochodowego wejdzie 8-10 żołnierzy. W każdym plutonie znajdzie się też snajper. W sytuacjach zagrożenia do akcji może wkroczyć pluton przeciwpancerny, wyposażony m.in. w pociski kierowane Fagot.
Polacy zabiorą z sobą namioty, sprzęt medyczny oraz zapasy żywności, co powinno zapewnić im samowystarczalność. Przewiduje się podpisywanie na miejscu kontraktów z dostawcami żywności spoza Kosowa. W wolnych chwilach żołnierze będą korzystać z telewizji satelitarnej, do Kosowa zabiorą również wyposażenie świetlicy i siłowni. W skład 18. batalionu wchodzi pluton medyczny, a każda kompania ma własnego lekarza. Żołnierze nie powinni mieć kłopotów z porozumiewaniem się z kolegami z NATO, gdyż kadra oficerska była na specjalnym szkoleniu we Włoszech.
Po otrzymaniu rozkazu Polacy wyjadą najpierw do Macedonii, gdzie spotkają się z amerykańskimi partnerami. Dopiero stamtąd trafią do swojego sektora w Kosowie. Przed wyjazdem trzeba uzyskać wszystkie niezbędne zezwolenia na przejazd tranzytem. Największym problemem będzie zapewne zgoda Węgier: o przejeździe przez ten kraj obcego wojska decyduje bowiem parlament. Liczyć może się każdy dzień, bowiem parlamentarzyści w Budapeszcie już 22 czerwca rozpoczynają przerwę wakacyjną.
Przeszkody formalne nie są jednak najważniejsze. Zdaniem ekspertów NATO, w Kosowie nadal jest niebezpiecznie. Trzeba się więc liczyć z możliwością ataków ze strony terrorystów, serbskich sił paramilitarnych lub żołnierzy UCK, którzy nie zgodzą się na oddanie broni. Dodatkowe niebezpieczeństwo stwarzają miny i niewybuchy. Właśnie od rozminowywania Kosowa rozpoczęła się operacja wprowadzania sił KFOR. Być może do Polaków dołączy pluton litewski - z taką propozycją zwróciły się do Polski władze tego kraju. O wysłanie wspólnego batalionu polsko-ukraińskiego zabiega także rząd w Kijowie.
Polski rząd musi zadbać o pieniądze na utrzymanie naszego batalionu. W warunkach pokojowych jest to wydatek 5-7 mln dolarów miesięcznie, biorąc pod uwagę koszty wyżywienia, uzupełnienia uzbrojenia oraz żołd (żołnierz służby zasadniczej otrzyma ponad 700 dolarów miesięcznie). Rządy państw NATO ustalają dopiero budżet na operację "Wspólny strażnik" - jak nazwano misję kontyngentu wojsk KFOR w Kosowie. Kongres Stanów Zjednoczonych zgodził się przekazać Pentagonowi dodatkowo 6 mld dolarów, z kolei Francja wyda w tym roku na utrzymanie swoich wojsk w Kosowie ok. 4 mld franków. Polskie Ministerstwo Obrony Narodowej nie przedstawiło jeszcze bilansu wydatków związanych z wysłaniem do Kosowa naszych żołnierzy.
Wkraczającym do Kosowa oddziałom KFOR nie udało się uniknąć incydentów - są zabici i ranni. Z koniecznością użycia siły liczą się też żołnierze z 18. batalionu desantowo-szturmowego z Bielska-Białej. Dowódcy twierdzą, że ich jednostka zareaguje błyskawicznie na każdą prowokację, lecz uczyni to zgodnie z zasadami obowiązującymi żołnierzy NATO. Jeżeli rozmieszczanie wojsk KFOR będzie przebiegało według planu, za trzy tygodnie - zdaniem UNHCR - mieszkańcy prowincji będą mogli masowo wracać do domów. Szacuje się, że w czasie wojny w sąsiednich krajach schroniło się około miliona kosowskich Albańczyków. Niektórzy z nich już teraz przekraczają granice, chcąc jak najszybciej wrócić do swojego miejsca zamieszkania. Ich bezpieczeństwa będzie strzegło ok. 50 tys. żołnierzy KFOR.
Więcej możesz przeczytać w 26/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.