Przechodzień idący ulicami Łowicza w jeden z czerwcowych weekendów musiał być zdumiony, mijając rodziny z trojgiem, sześciorgiem czy nawet ośmiorgiem dzieci. Rodziny szczęśliwe i dumne, choć walczące z trudnościami związanymi z wzięciem odpowiedzialności za wychowanie tak licznego potomstwa. Rodziny, w których wychowuje się ponad jedna trzecia polskich dzieci. W Łowiczu na Zjeździe Dużych Rodzin miało się poczucie, że jest się obok tych, od których zależy przyszłość Polski, i to nie tylko w wymiarze demograficznym.
W kampanii wyborczej prezydent Komorowski podkreślał swoje osiągnięcia w kreowaniu polityki prorodzinnej, a jego konkurent zarzucał rządzącym, że robią zbyt mało, i zaproponował powszechne świadczenie w wysokości 500 zł miesięcznie na dziecko (bon wychowawczy). Patrząc oczyma ekonomisty, trzeba wyjść od tego, że koszty wychowania dzieci są kosztami prywatnymi rodzin, a korzyści z dzieci w dużej mierze mają charakter korzyści publicznych, bo to te dzieci w przyszłości przez swoją pracę będą budowały nasz dobrobyt. Mówiąc do bólu ekonomicznie, jeśli wytwarzanie danego dobra (tu /sic!/ dziecka) przynosi tak silnie pozytywne efekty zewnętrzne, ale koszt jego produkcji jest wyłącznie prywatny, to pojawia się pole do interwencji państwa, a więc współfinansowania opieki nad dzieckiem.
Wprowadzenie bonu wychowawczego będzie też przeciwdziałało dyskryminacji ekonomicznej tych rodzin, w których jedno z rodziców rezygnuje z pracy zarobkowej z uwagi na konieczność opieki nad dziećmi. Rodziny te płacą podatki, zwłaszcza wysokie podatki pośrednie od koniecznej konsumpcji dzieci, ale pieniądze z tych danin „wracają” w dużo większym stopniu do tych, którzy korzystają z opieki instytucjonalnej nad dzieckiem, ale już nie do tych, którzy taką opiekę sprawują samodzielnie – przeczy to zasadzie sprawiedliwości społecznej.
Warto więc wprowadzić bon wychowawczy na dzieci w wieku od roku do trzech lat, co zamykałoby lukę w systemie polityki rodzinnej – do pierwszego roku życia dziecka dostępny jest urlop rodzicielski, a od trzeciego roku życia publiczne przedszkole. Być może warto ograniczyć też prawo do bonu tylko do tych rodzin, gdzie przynajmniej jedno z rodziców jest aktywne zawodowo. W ten sposób, by dodatkowe transfery były bodźcem do wchodzenia na rynek pracy, a więc aby obejmowały te rodziny, które w odpowiedzialny sposób biorą na siebie ciężar wychowania dzieci.
Bon wychowawczy byłby wyrazem solidarności z tymi, którzy tworzą przyszłość Polski. Jak mawiał Tischner, słowo „solidarność” pobudza do męstwa i do myślenia. Warto więc racjonalnie myśleć o polityce rodzinnej, która może stać się dalszym ciągiem polskiej tradycji organizacji życia społeczno- -gospodarczego w duchu solidarności. �
* Kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.