Widmo taśm nie tylko ciągle krąży po Europie Środkowej, ale i skutecznie dobija tego, kto nagrany. Prawda o polityce do białości rozpala gniew skołatanych ludzi, którym gazety uchyliły rąbka tajemnicy, jak się warzy w kuchni władzy. Kiedyś mówiło się „pociąg z Budapesztu”. Oznaczało to, że zmiany, które zaczynają się na Węgrzech, dojeżdżają i do Warszawy. Ewa Kopacz przesiadła się na pociąg, więc pewnie do jesieni połączenie ze stolicą Węgier szczęśliwie nie zostanie wygaszone. W każdym razie w Polsce robi się nie tylko Budapeszt, ale w jakimś sensie i Bratysława, i Praga jednocześnie. Zaczęło się 17 września 2006 r., kiedy węgierskie radio zaprezentowało nagrania, na których premier Węgier Ferenc Gyurcsány przyznawał, że oszukiwał ludzi. Jego wypowiedzi najbardziej przypominają wynurzenia wicepremier Bieńkowskiej o górnictwie. Na tajnej naradzie perorował – szczerze – że aktywność swojego rządu uważa za jeden wielki pic. W grudniu 2011 r. na Słowacji wybuchł skandal z operacją „Goryl”, także wchodziły w grę podsłuchy. Do mediów wyciekły dokumenty sugerujące korupcję przy umowach prywatyzacyjnych za premierostwa Mikuláša Dzurindy. W ten sposób zakończyła się kariera nie tylko tego polityka, ale i era prawicowych rządów w Bratysławie. Nastąpił wielki comeback Roberta Fico, który zdobył samodzielną większość w parlamencie.
Gdy w 2012 r. w Czechach ujawniono podsłuchy założone przez służby specjalne, prezydent Václav Klaus przyznawał, że działania Pavla Béma, burmistrza Pragi, świadczą o tym, że ulegał lobbystom. Bém był związany z Klausem i podobnie jak on był eurosceptyczny. Klaus starał się minimalizować znaczenie nagrań i oczywiście dowodził, że „ktoś” chce zdestabilizować państwo. Bardzo to przypominało linię Platformy Obywatelskiej w 2014 r. Taśmy zniszczyły karierę Gyurcsányiego, potem Dzurindy oraz Klausa, Nečasa, Béma i innych polityków prawicy w Czechach. Skończyło się klęską ODS. Efektowi taśm uciekł tylko Donald Tusk. Ale nie znaczy to, że rachunków nie zapłaci PO.
Ewa Kopacz podróżująca koleją budzi jakieś współczucie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że na czole ma napisane: w zastępstwie jestem, czekam na Donalda. Ludzie mówią o ośmiorniczkach, które stały się symbolem niezadłużonego luksusu władzy. Nic nie pomogą zachwyty pani premier nad zapachem kotleta z Warsu w Pendolino. Biedny pasażer zaskoczony przez polityczkę, którą znał tylko z telewizji, jakoś nieswojo się poczuł. Dopytywany o kawałek mięsa myślał pewnie gorączkowo: ni to dzielić schaboszczaka na pół i częstować, ni to dać ugryźć. A może zażądać wymiany na ośmiorniczki? ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.