Dyskusja o polityce gospodarczej prowadzona w przedwyborczym okresie koncentruje się na tym, co widać. Licytacja na obietnice wydatkowe między partiami nie ma końca. Państwo ma dać, zagwarantować, a najchętniej zdjąć z firm i osób fizycznych jakiekolwiek ryzyko związane z działaniem rynku.
O tym, czego nie widać, się nie mówi – o wolności i konieczności jej ochrony, o sprawnie działającym rynku pieniądza, o długookresowym koszcie zadłużania się państwa i o tym, że umowy śmieciowe często są racjonalnym wyborem pracobiorców, a nie wyłącznie wynikiem opresyjnego działania pracodawców. Już w XIX w. Frédéric Bastiat pisał, że dobrego polityka gospodarczego wyróżnia zdolność dostrzegania tego, czego nie widać, a więc m.in. niezrealizowanych przez przedsiębiorców inwestycji w wyniku nadmiernego opodatkowania ich zysków. Takich architektów polityki gospodarczej nam potrzeba.
Koncentracja na tym, co widać, często powoduje, że umyka z pola widzenia to, od czego zależy wzrost gospodarczy. I kieruje aktywność państwa nie tam, gdzie ona jest rzeczywiście potrzebna. Przykład: wiele się mówi w Polsce o środkach europejskich i podkreśla się ich prorozwojowy charakter. Zgoda, ale podstawową korzyścią z członkostwa w Unii nie są dotacje, ale możliwość działania na wspólnym rynku. Zamiast spierać się o to, jakie inwestycje z tych pieniędzy realizować na wsi, Ministerstwo Rolnictwa mogłoby w większym stopniu walczyć z barierami w dostępie polskich artykułów spożywczych do rynków krajów UE.
Czy czasami nie warto byłoby nawet zagrać na obniżenie unijnych transferów na polską wieś w zamian za ograniczenie stosowania przez państwa UE pozataryfowych barier w dostępie do rynków? Eksport żywności (artykuły gotowe) do UE wzrósł z niecałych 2 mld euro w chwili akcesji do prawie 8 mld euro w 2014 r. Gdyby barier nie było, to wielkość ta mogłaby być dwucyfrowa.
Ile emocji budzą w Polsce inwestycje infrastrukturalne, a przecież nie one kreują wzrost, ale same są wzrostem. Rozwój zależy od tego, co mniej dostrzegalne – od wiedzy, innowacyjności, kapitału społecznego i kulturowego. Tu państwo powinno być bardziej aktywne i nie żałować pieniędzy na te dziedziny, a niestety tak się dzieje. Przykład: ostatnio Narodowe Centrum Nauki ograniczyło miesięczne wynagrodzenie w grantach dla doktorantów do 1000 zł miesięcznie. Najlepsi nawet nie złożą wniosku, ale od razu wyjadą za granicę tam zdobywać naukowe szlify.
Piszę to, będąc na uniwersytecie w Helsinkach, który w światowym rankingu szkół wyższych zajmuje 67. miejsce. To miara fińskiego sukcesu, który zaczął się nie od budowy autostrad, ale od inwestycji w kapitał ludzki, poczynając od przedszkoli i wiejskich bibliotek. Mądrość w polityce modernizacyjnej polega na nieuleganiu pokusie koncentracji na tym, co widać, i dostrzeganiu tego, co mniej spektakularne, ale co będzie procentowało. �
* Kierownik Katedry Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW rocznik 1989
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.