Lepiej mi tu umrzeć, niż iść w niewolę – miała powiedzieć Anna Porfirogenetka, siostra bizantyjskiego cesarza Bazylego, wchodząc ze łzami w oczach na statek płynący na Krym. Brat oddał ją za żonę znanemu normańskiemu okrutnikowi ze skłonnością do rozpusty, pijaństwa i grabieży. Anna, o której rękę ubiegały się najznamienitsze rody królewskie chrześcijańskiej Europy, miała resztę życia spędzić u boku pogańskiego analfabety, utrzymującego kilkusetosobowy harem nałożnic, nie licząc armii oficjalnych żon, często siłą odebranych poprzednim mężom. Szwedzcy wikingowie, z których się wywodził, nazywali krewkiego wojaka Waldemar Sweinaldsson, choć historia zapamiętała go jako Włodzimierza Wielkiego, kniazia kijowskiego i człowieka, który doprowadził do chrystianizacji Rusi.
Gwałciciele i bratobójcy
Chrześcijaństwo na wschodniej słowiańszczyźnie nie miało szczęścia do swoich ojców założycieli. Podczas gdy Bałkany nawracali uczeni w piśmie Cyryl i Metody, a patronem Polski stał się poćwiartowany przez pogańskich Prusów czeski misjonarz Adalbert, na Rusi słowo boże krzewili brutalni Normanowie. Była wśród nich babka Włodzimierza, księżna Helga, jako Olga obwołana jedną z pierwszych świętych kijowskiej Cerkwi, mimo zamiłowania do bezlitosnego mordowania każdego, kto nadepnął jej na odcisk. Taki los spotkał matkę Włodzimierza, Malfridę. Jej męscy krewni zostali przez Helgę zakopani żywcem za bunt przeciw rządom rodu Ruryka, który w tamtym czasie opanował rozległe ziemie od bagien wokół Onegi, gdzie dziś jest Petersburg, przez Nowogród, Smoleńsk aż po Kijów i okolice dzisiejszej Odessy.
Swen, nazywany w Kijowie Świętosławem, nie był szczególnie przekonany do chrześcijaństwa, więc Helga przelewała swoją wiarę na wnuków Olega i Jaropełka. Ten drugi wykazywał na tyle dużo zrozumienia dla religijności babki, że za żonę wziął sobie grecką mniszkę. Chrześcijańskiego miłosierdzia jednak w normańskim kniaziu nie było za grosz. Najpierw zamordował swojego brata, a potem ruszył do Nowogrodu, by wykończyć bękarta Włodzimierza, który nie czekając na wizytę siepaczy, zwiał do Szwecji. Po kilku latach w Skandynawii okrzepł, zmężniał i wrócił na czele bandy zabijaków na Ruś, gotów przejąć pełnię władzy. Zajął Nowogród, a potem próbował nawiązać sojusz z kniaziem Połocka, normańskim watażką Rogwołodem. Pakt miał przypieczętować ślub z jego córką Rognedą, ale znana z urody dziewczyna odrzuciła zaloty kogoś, kogo uważała za syna niewolnicy. Włodzimierz załatwił więc to na swój sposób, zdobywając Połock siłą i gwałcąc księżniczkę na oczach ojca i braci, których potem zamordował. Gwałt wydawał się ulubioną karą Włodzimierza. Zgwałcił nawet brzemienną grecką żonę swojego znienawidzonego brata Jaropełka, wspaniałomyślnie włączając ją potem w skład haremu i uznając urodzonego przez nią chłopca. W Kijowie do końca jego dni zastanawiano się, synem którego Rurykowicza jest Światopełk, nazwany potem Przeklętym za spiskowanie ze swoim teściem Bolesławem Chrobrym, który przez rok plądrował Kijów.
Zbawca Bizancjum
Mimo, a może właśnie z powodu, zamiłowania do przemocy Włodzimierz był nadzwyczaj sprawnym władcą. Ruś pod jego rządami rosła. Kniaź na czele wareskich wojów pokonał litewskich Jaćwingów, gromił Pieczyngów grasujących po naddnieprzańskim stepie, odebrał nawet Przemyśl i Grody Czerwieńskie potężnemu władcy Polan, Mieszkowi. Krajowi brakowało jednak spoiwa, które dałoby boską sankcję władzy kijowskiego kniazia. Zachodni sąsiedzi Polanie i Madziarzy rośli w siłę po porzuceniu pogańskich wierzeń, a na wschodzie, tam, gdzie dziś jest Moskwa, nie było wtedy nic, tylko mokradła i puszcze.
Przezorny Włodzimierz także zaczął rozglądać się za jakąś wygodną dla jego celów politycznych religią. Był przywiązany do pogaństwa od czasów, gdy jego brat Jaropełk zaczął otaczać się chrześcijanami. Dlatego najpierw zaczął eksperymentować z pogańskimi bożkami plemiennymi, ściągając do Kijowa Chorsy, Dażbogi, Stribory, Siemargły, Mokosze, Wieliesy i stawiając na ich czele gromowładnego Peruna, symbolizującego nadrzędność jego władzy nad regionami.
Nie na wiele się to zdało, bo chrześcijaństwo czyniło w Kijowie duże postępy i nie brakowało takich, którzy mówili, że stawiane przez Włodzimierza posągi bożków to nie żadni bogowie, tylko „kawały drewna, dziś jest, jutro zgnije”. Autor tych słów, schrystianizowany normański kupiec Teodor, stał się jednym z pierwszych świętych Kijowa, po tym, jak zginął, broniąc syna Jana, którego Włodzimierz – zgodnie ze starym normańskim obyczajem – kazał złożyć bogom w ofierze w podzięce za zwycięstwo nad Jaćwingami.
Kniaź, choć niepiśmienny poganin, wiedział, że jego państwo może scalić tylko monoteizm. Urządził więc rodzaj castingu na religię państwową. Mahometan uznał za ponuraków, którzy odmawiają wiernym picia wina, bez którego nie wyobrażał sobie życia. „Nie ma w nich wesela, jeno smutek i smród wielki” – podsumował. Podobnie nieatrakcyjni wydali mu się łacińscy chrześcijanie z Niemiec, którzy „odprawiają mnogie nabożeństwa, ale piękna u nich nie widać żadnego”. Dopiero Bizantyjczycy ze swoją pełną przepychu liturgią mieli zrobić wrażenie na kijowskim kniaziu.
W rzeczywistości książę kierował się nie względami estetycznymi, tylko polityczną kalkulacją. Bizancjum było wówczas punktem odniesienia dla całego chrześcijańskiego świata i leżało znacznie bliżej Kijowa niż frankońskie królestwa zachodniej Europy. Włodzimierz miał z Konstantynopolem swoje biznesy, na których opierała się gospodarcza pomyślność Rusi. Gdy więc młody cesarz Bazyli II, nazwany potem Bułgarobójcą, stanął wobec buntu generałów cesarskiej armii w Anatolii, kijowski władca ochoczo pospieszył mu z pomocą. Sześć tysięcy normańskich zabijaków szybko pomogło zaprowadzić porządek w imperium. Ceną za tę usługę miała być ręka siostry Bazylego Anny i chrzest Włodzimierza, bo nie uchodziło przecież, żeby szlachetnie urodzona Porfirogenetka wydana została za poganina. Bizantyjczycy nie kwapili się jednak z realizacją umowy, dlatego Włodzimierz musiał ich do tego zachęcić, puszczając z dymem Chersonez, grecką kolonię na Krymie. Cesarzówna musiała się więc poświęcić dla dobra kraju. Jej nowy mąż ochrzcił się ochoczo, a potem zabrał do chrystianizacji Rusi z tą samą energią, którą wcześniej poświęcał na rozpustę i mordowanie.
Drewniani bogowie
„Biada mi, oto wygnan stąd jestem” – tak wedle kronikarza Nestora miał stękać diabeł wypędzany przez Włodzimierza. Kniaź kazał spalić drewniane bożki, które sam niedawno ustawiał w stolicy, a ich przywódcy Perunowi zgotował upokarzający koniec. Posąg boga piorunów zwleczono z kijowskiej skarpy na Padół, okładając po drodze rózgami, a potem wrzucono do Dniepru, rozgłaszając poddanym, że mają odpychać go od brzegu aż dopłynie do Porochów, gdzie miał rozpaść się na skalnych progach. Włodzimierz kazał też pod groźbą surowych kar wejść wszystkim mieszkańcom Kijowa do Dniepru po szyję, podczas gdy na brzegu stali przywiezieni z Konstantynopola przez Annę mnisi i błogosławili chrzczonych w ten sposób Rusów. Poszło stosunkowo łatwo, bo w mieście żyło wielu chrześcijan, a poza tym sprytny władca pozbył się pogańskiej opozycji, wysyłając jej najbardziej wojowniczych przedstawicieli na służbę do Bizancjum. Jednak chrystianizacja innych dzielnic jego państwa nie przebiegła tak łatwo: trzeba było wysyłać zbrojne drużyny, m.in. do Nowogrodu, żeby zrealizować wolę kniazia. A i tak cały proces był powierzchowny. Ograniczał się do części kupców oraz dworskiej elity. Jeszcze 300 lat później na dawnych ziemiach Rusi Kijowskiej, zarządzanej już przez Litwinów, kwitło pogaństwo.
Sam książę na stare lata znacznie się uspokoił. Rozpędził harem i wiódł przykładny żywot chrześcijańskiego władcy, którego ulubionym strojem jest włosiennica pokutna. Niezwykła płodność i hulaszczy tryb życia z czasów pogańskiej młodości przyczyniły się do jego zguby. Miał 12 synów z kilkoma kobietami, z których część to były niewolnice, a część ofiary gwałtów, nienawidzące władcy. Synowie też wyrastali w poczuciu braku wielkiej więzi z ojcem i byli przywiązani raczej do wiary przodków niż do chrześcijaństwa. Gdy Włodzimierz zaczął się starzeć, osadzani przez niego w poszczególnych grodach potomkowie zaczęli się buntować, odmawiając składania należnych kniaziowi danin. Waldemar Sweinaldsson, zwany w Kijowie Włodzimierzem, umarł równo tysiąc lat temu, szykując się do kolejnej wojny z krnąbrnym Jarisleifem, synem zgwałconej przez ojca Rognedy, którego potomni nazwą Jarosławem Mądrym.
W XVII w. szczątki szwedzkiego wikinga, który stał się pierwszym oficjalnie chrześcijańskim władcą wschodniej słowiańszczyzny, znaleziono w ruinach zburzonej przez Tatarów Batu-chana kijowskiej Cerkwi Dziesięcinnej. Rosja zaczynała się wtedy rozpychać na Ukrainie i każdy pretekst do wykazania wyjątkowych więzów tych dwóch krajów był dobry. Krewki władca uznany za świętego zarówno przez prawosławnych, jak i grekokatolików stał się symbolem połączenia tradycji patriarchatu moskiewskiego ze znacznie starszą kijowską metropolią. Włodzimierz spoczywał sobie spokojnie w odbudowanej Cerkwi Dziesięcinnej aż do 1936 r., gdy gruziński władca moskiewskiego imperium nakazał wysadzić w powietrze jedną z najważniejszych kijowskich katedr.
Kradzież tysiąclecia
Okrągła tysięczna rocznica śmierci świętego Włodzimierza stała się pretekstem do odpalenia kolejnych salw w wojnie Rosji z Ukrainą. Przez Moskwę, gdzie powstaje (pomnik został odsłonięty 4 listopada 2016 roku - red.) monumentalny pomnik kijowskiego kniazia (wzorowany z wyglądu na jego imienniku, obecnym prezydencie), przeszły pochody pod hasłami „Rosja od Włodzimierza do Włodzimierza” (ros. Władymira), zrównujące rozkwit Rusi Kijowskiej z tym, co obecnie dzieje się w Rosji. Także Władimir Putin wykorzystał okazję do zaznaczenia więzi Rosji z Ukrainą, wywołując furię w Kijowie, gdzie obowiązuje inna wykładnia tej historii. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko uznał chrystianizację Rusi, przeprowadzoną przez Włodzimierza, za pierwszy z serii wielu proeuropejskich wyborów, jakich w swojej historii dokonali Ukraińcy. W Kijowie nie brakuje głosów, że Rosja, rozumiana jako moskiewska despotia, nie ma z tą historią nic wspólnego. Spór jest stary jak burzliwe dzieje rosyjsko- -ukraińskie i najlepiej ilustrują go słowa szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Aleksandra Turczynowa, który mówi o kradzieży ukraińskiego dziedzictwa narodowego przez Rosjan. Faktem jest, że od chrztu Włodzimierza w 988 r. Kijów rozwijał się bujnie przez niemal dwa wieki, zanim w kronikach pojawiły się pierwsze wzmianki o zagubionej wśród północnych bagien Moskwie. „Rosja powstała jako prowincja Złotej Ordy i to do Mongołów powinna się odwoływać. Batu-chan dał Aleksandrowi Newskiemu jarłyk książęcy w 1252 r. i to on, a nie kijowski kniaź Włodzimierz, powinien być patronem Rosji” – powiedział Turczynow, wyjaśniając przy okazji zawiłości cywilizacyjnych wyborów Ukraińców, będących w części przynajmniej potomkami europejskich bądź co bądź Normanów, w takim samym stopniu jak Rosjanie wywodzą się od koczowników Czyngis-chana.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.