Wojnę na Bałkanach wygrała Hiszpania
Ma być ciepło i spokojnie" - w tym sezonie trudno jest sprostać tak postawionemu żądaniu turystów, nie tylko zresztą polskich. Konflikt bałkański uderzył w przemysł turystyczny całej wschodniej części basenu Morza Śródziemnego - od Włoch po Turcję. Po każdym dniu startów samolotów NATO z baz we Włoszech kolejni turyści rezygnowali z wyjazdu w ten rejon. O katastrofie można mówić w wypadku najtańszej śródziemnomorskiej oferty - Chorwacji. Straty ponosi przemysł turystyczny Grecji, Macedonii, Turcji - w tym ostatnim wypadku zwielokrotnione problemami wewnętrznymi.
- Wojnę w Kosowie wygrała Hiszpania - mówi Mirosław Sikorski, szef Almaturu. - Jesteśmy w stanie sprzedać właściwie każde miejsce w tym kraju. Inaczej niż we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Byliśmy zmuszeni zrezygnować z wcześniejszych rezerwacji.
- W ubiegłym roku wysłaliśmy do Chorwacji kilka tysięcy turystów, w tym roku wyjechało ledwie kilkudziesięciu. Spadło też zainteresowanie północną Grecją, wyspą Korfu, Włochami - relacjonuje Jolanta Jedlińska, szefowa Polskiego Biura Podróży SA. Maja Planic z ambasady Chorwacji szacuje, że straty turystyki jej kraju w związku z konfliktem bałkańskim mogą sięgnąć miliarda dolarów. - Turyści zrezygnowali z 10,3 mln noclegów, mimo że przez cały czas konfliktu było u nas bezpiecznie - mówi Planic.
- Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, nie ma powodu do żadnych obaw - przekonuje Petre Nakovski, ambasador Macedonii w Warszawie. Aby nie było wątpliwości, wyjaśnia, że 150 tys. Albańczyków, którzy trafili do jego kraju, nie przebywa w hotelach i ośrodkach turystycznych, ale w przejściowych obozach strzeżonych przez stacjonujących w tym kraju 12 tys. żołnierzy NATO. - Wszystkie hotele, wszystkie pensjonaty, wszystkie kwatery prywatne czekają na turystów. Żadnych obaw - powtarza ambasador Nakovski i dodaje, że nieprawdą jest, jakoby hotele w Skopie zamieniono na koszary wojsk NATO. To, że najkrótsza lądowa droga do Macedonii wiedzie przez Serbię, również nie powinno - według niego - odstraszać urlopowiczów. Ostatecznie można jechać przez Rumunię i Bułgarię - dookoła Bałkanów - lub dotrzeć na miejsce samolotem via Saloniki.
- Pierwsze pytanie, jakie pada w tym sezonie w naszych biurach, dotyczy tego, czy rejon urlopu jest w stu procentach bezpieczny. W maju i czerwcu osoby wybierające się do Grecji gwałtownie zmieniały rezerwacje. Chcąc się oddalić od działań wojennych, wybierały Kos czy Kretę. Spora część odkładała decyzję o wyjeździe do ostatniej chwili. Wiadomości o pokoju w Kosowie natychmiast odmieniły ry- nek - mówi Michał Sędzielewski z biura podróży Ving. - Wzrasta zainteresowanie Grecją, natomiast czterdziestoprocentowy spadek zainteresowania wyjazdami do Turcji jest raczej wynikiem procesu Abdullaha Öcalana niż wojny na Bałkanach - tłumaczy Krzysztof Piątek, szef polskiego oddziału Neckermanna.
- Już wiemy, że w wyniku konfliktu stracimy mniej więcej pół miliona turystów. Jeśli porównamy tę liczbę z 14 mln odwiedzających nas każdego roku gości i weźmiemy pod uwagę zakończenie działań wojennych, to możemy być dobrej myśli - mówi Leonidas Chrysanthopoulos, ambasador Grecji w Polsce.
Zakończenie wojny na Bałkanach oznacza przywrócenie normalnego ruchu lotniczego nad tą częścią Europy. W wyniku konfliktu część połączeń tranzytowych z Rzymu została przeniesiona do Amsterdamu, który umocnił swą pozycję w rywalizacji europejskich portów lotniczych. Ministerstwo Turystyki Bułgarii wyliczyło, że korytarze powietrzne udostępnione samolotom NATO przebiegają aż 500 km od nadmorskich bułgarskich kurortów, które także tego lata odnotowują bessę, mimo że "bezpieczne i oczekujące".
- Już po zapowiedziach przerwania nalotów momentalnie wzrosło zainteresowanie Chorwacją i Grecją, choć w maju uznaliśmy te kierunki za stracone. Wystarczy przecież spojrzeć na mapę, śledzić wydarzenia, aby samodzielnie podjąć decyzję - mówi Andrzej Chludziński z Rainbow Tours. Dla wciąż wahających się stabilizacja na Bałkanach jest okazją do spędzenia wyjątkowo taniego urlopu. Ministerstwo Turystyki Chorwacji postawiło wszystko na jedną kartę - proponuje sprzedaż miejsc po kosztach ich utrzymania. - Odwiedzajcie nasze kurorty, przekonujcie się, że jest bezpiecznie, przekazujcie to innym - powtarza Maja Planic. M. Burcin Gönenli, konsul Turcji w Warszawie, próbuje przekonywać, że turystyka jego kraju nie straci zbyt wiele ani z powodu konfliktu bałkańskiego, ani kurdyjskiego. Innego zdania są właściciele straganów w nadmorskich tureckich miasteczkach - każdego turysty wypatrują tego lata niczym daru niebios.
- Wojnę w Kosowie wygrała Hiszpania - mówi Mirosław Sikorski, szef Almaturu. - Jesteśmy w stanie sprzedać właściwie każde miejsce w tym kraju. Inaczej niż we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. Byliśmy zmuszeni zrezygnować z wcześniejszych rezerwacji.
- W ubiegłym roku wysłaliśmy do Chorwacji kilka tysięcy turystów, w tym roku wyjechało ledwie kilkudziesięciu. Spadło też zainteresowanie północną Grecją, wyspą Korfu, Włochami - relacjonuje Jolanta Jedlińska, szefowa Polskiego Biura Podróży SA. Maja Planic z ambasady Chorwacji szacuje, że straty turystyki jej kraju w związku z konfliktem bałkańskim mogą sięgnąć miliarda dolarów. - Turyści zrezygnowali z 10,3 mln noclegów, mimo że przez cały czas konfliktu było u nas bezpiecznie - mówi Planic.
- Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, nie ma powodu do żadnych obaw - przekonuje Petre Nakovski, ambasador Macedonii w Warszawie. Aby nie było wątpliwości, wyjaśnia, że 150 tys. Albańczyków, którzy trafili do jego kraju, nie przebywa w hotelach i ośrodkach turystycznych, ale w przejściowych obozach strzeżonych przez stacjonujących w tym kraju 12 tys. żołnierzy NATO. - Wszystkie hotele, wszystkie pensjonaty, wszystkie kwatery prywatne czekają na turystów. Żadnych obaw - powtarza ambasador Nakovski i dodaje, że nieprawdą jest, jakoby hotele w Skopie zamieniono na koszary wojsk NATO. To, że najkrótsza lądowa droga do Macedonii wiedzie przez Serbię, również nie powinno - według niego - odstraszać urlopowiczów. Ostatecznie można jechać przez Rumunię i Bułgarię - dookoła Bałkanów - lub dotrzeć na miejsce samolotem via Saloniki.
- Pierwsze pytanie, jakie pada w tym sezonie w naszych biurach, dotyczy tego, czy rejon urlopu jest w stu procentach bezpieczny. W maju i czerwcu osoby wybierające się do Grecji gwałtownie zmieniały rezerwacje. Chcąc się oddalić od działań wojennych, wybierały Kos czy Kretę. Spora część odkładała decyzję o wyjeździe do ostatniej chwili. Wiadomości o pokoju w Kosowie natychmiast odmieniły ry- nek - mówi Michał Sędzielewski z biura podróży Ving. - Wzrasta zainteresowanie Grecją, natomiast czterdziestoprocentowy spadek zainteresowania wyjazdami do Turcji jest raczej wynikiem procesu Abdullaha Öcalana niż wojny na Bałkanach - tłumaczy Krzysztof Piątek, szef polskiego oddziału Neckermanna.
- Już wiemy, że w wyniku konfliktu stracimy mniej więcej pół miliona turystów. Jeśli porównamy tę liczbę z 14 mln odwiedzających nas każdego roku gości i weźmiemy pod uwagę zakończenie działań wojennych, to możemy być dobrej myśli - mówi Leonidas Chrysanthopoulos, ambasador Grecji w Polsce.
Zakończenie wojny na Bałkanach oznacza przywrócenie normalnego ruchu lotniczego nad tą częścią Europy. W wyniku konfliktu część połączeń tranzytowych z Rzymu została przeniesiona do Amsterdamu, który umocnił swą pozycję w rywalizacji europejskich portów lotniczych. Ministerstwo Turystyki Bułgarii wyliczyło, że korytarze powietrzne udostępnione samolotom NATO przebiegają aż 500 km od nadmorskich bułgarskich kurortów, które także tego lata odnotowują bessę, mimo że "bezpieczne i oczekujące".
- Już po zapowiedziach przerwania nalotów momentalnie wzrosło zainteresowanie Chorwacją i Grecją, choć w maju uznaliśmy te kierunki za stracone. Wystarczy przecież spojrzeć na mapę, śledzić wydarzenia, aby samodzielnie podjąć decyzję - mówi Andrzej Chludziński z Rainbow Tours. Dla wciąż wahających się stabilizacja na Bałkanach jest okazją do spędzenia wyjątkowo taniego urlopu. Ministerstwo Turystyki Chorwacji postawiło wszystko na jedną kartę - proponuje sprzedaż miejsc po kosztach ich utrzymania. - Odwiedzajcie nasze kurorty, przekonujcie się, że jest bezpiecznie, przekazujcie to innym - powtarza Maja Planic. M. Burcin Gönenli, konsul Turcji w Warszawie, próbuje przekonywać, że turystyka jego kraju nie straci zbyt wiele ani z powodu konfliktu bałkańskiego, ani kurdyjskiego. Innego zdania są właściciele straganów w nadmorskich tureckich miasteczkach - każdego turysty wypatrują tego lata niczym daru niebios.
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.