Na własną markę hotelową postawił Rafał Jerzy, główny akcjonariusz notowanej na giełdzie grupy Immobile, zajmującej się między innymi produkcją maszyn i deweloperką. Twierdzi, że wytrwałości w biznesie uczy go sport – to były reprezentant Polski w biegu na 800 m, wciąż aktywnie uprawia triathlon, jest zawodnikiem klubu Ironman ze Szczecina. Triathlon w kategorii Ironman to nie byle co. Trzeba płynąć na dystansie 3,8 km, jechać na rowerze 180 km i jeszcze biec 42 km, by w końcu na przykład zatrzymać się w swoim hotelu. Przygodę z nową branżą zaczął od remontu hotelu robotniczego w Bydgoszczy ponad dziesięć lat temu. Nazwał go Sporting od swojej pasji. Potem był zakup dawnej fabryki sztruksu Kindermana w Łodzi i Domu Rybaka w Szczecinie. Teraz trzygwiazdkowych obiektów, już pod marką Focus Hotels, jest sześć. A ma być dużo więcej.
Łukasz Płoszyński, członek zarządu Focus Hotels, przekonuje, że spółka teraz mocno przyspiesza. Co prawda, nie udało się jej kupić wystawionych na sprzedaż kilkunastu hoteli wojskowych WAM, ale i tak ma ich przybywać w sieci po dwa-trzy rocznie. – Interesują nas głównie miasta powyżej 200 tys. mieszkańców. W ciągu trzech lat planujemy zwiększyć roczne przychody z 28 mln zł do 100 mln zł – mówi Płoszyński. Z rozmachem działa na rynku hotelowym także inna polska spółka – Hotele Diament. Ta największa sieć na południu kraju to biznes rodzinny. Kto dokładnie za nim stoi? Firma milczy jak zaklęta. Jej prezes Rafał Bakalarski chętnie mówi za to o planach. – W ciągu pięciu lat chcemy podwoić przychody i zwiększyć liczbę hoteli z 14 do co najmniej 25 – zapowiada. Firma wychodzi właśnie ze swego śląskiego gniazda i chce inwestować m.in. w Warszawie, gdzie w grę wchodzą dwa obiekty – jeden w centrum, drugi w pobliżu portu lotniczego.
Hotele Diament są pierwszą spółką z branży z polskim kapitałem przygotowującą się do zagranicznej ekspansji. Najpierw byłby to rynek niemiecki, gdzie interesuje ją Berlin i Frankfurt, a także czeski (Praga, Ostrawa) i słowacki (Bratysława). – Stalibyśmy się znaczącym graczem w Europie Środkowo-Wschodniej – planuje prezes Bakalarski. Na razie palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierży Orbis, wchodzący mocno do krajów bałtyckich. Jest już jednak kontrolowany przez francuską grupę Accor i to pod jej markami otwiera podwoje. Mariusz Malicki, prezes Polskiej Izby Hotelarstwa, zrzeszającej setkę polskich hoteli niezależnych, ma inny pomysł. PIH planuje stworzenie w cztery lata polskiej sieci hoteli Łan na bazie niewielkich obiektów (ok. 30 pokoi) na terenach wiejskich, po jednym w każdym województwie. Byłyby to hotele ekologiczne, oparte o energię odnawialną, ze świeżym jedzeniem na bazie okolicznych produktów i odnową biologiczną. Działałyby też na zasadzie franczyzy. Malicki rozmawia z resortem rolnictwa na temat dofinansowania z UE. Jak twierdzi, jest już bliski dogadania się z jednym z banków.
ZACHODNIA OFENSYWA
Takie inicjatywy to odpowiedź na ekspansję zagranicznych sieci. Zwłaszcza w dużych miastach szybko przybywa Hiltonów, Sheratonów, Marriottów czy Radissonów. Polskim hotelom trudno się im przeciwstawić. Mogą co najwyżej przyjąć ich markę na zasadzie franczyzy, oddając po 5-11 proc. przychodów za know-how i lepszy dostęp do zagranicznych gości z głębokimi kieszeniami.
Na razie polskie sieci są rozproszone, mają zwykle po kilka hoteli, a te większe, jak państwowy WAM (jego prywatyzacji sprzeciwia się PiS, nazywając ją „chaotyczną wyprzedażą majątku narodowego”) czy spółdzielcza Gromada, nie radzą sobie najlepiej. Gromada przeinwestowała, budując w Krakowie wielki hotel z centrum konferencyjnym. Próby skupienia w ostatnich latach mniejszych polskich hoteli pod markami Chaber czy ComfortExpress zakończyły się fiaskiem. – Zachodnie marki, które działają głównie na zasadzie oferowania franczyzy, wciąż będą zyskiwać i w 2020 r. mogą mieć połowę udziałów w rynku – ocenia Dariusz Futoma, dyrektor firmy konsultingowej Horwath HTL w Polsce. – Jest jednak szansa na jedną, dwie duże rodzime sieci hotelowe z polskim kapitałem. Potrzeba na to jednak dużego potencjału finansowego i otwierania dwóch-trzech własnych hoteli rocznie. Takim planom sprzyja poprawa koniunktury w hotelarstwie. W 2014 r. liczba wynajętych w Polsce pokoi wzrosła o 8,3 proc. – Takie tempo utrzyma się w najbliższych latach. Co roku powinno przybywać 80-100 nowych obiektów – dodaje Dariusz Futoma. Najszybciej branża rozwija się w stolicy, Trójmieście i Krakowie. Według firmy badawczej STR wzrosło obłożenie pokoi, np. w Trójmieście w lipcu było to 95 proc. (przed rokiem poniżej 90 proc.), a we Wrocławiu 78 proc. (zamiast 66 proc.). Co cieszy hotelarzy, wzrosła też średnia cena pokoju, np. w Trójmieście w lipcu wynosiła 392 zł, o 6 proc. więcej niż przed rokiem. W Krakowie nastąpił wzrost o 4,5 proc., w Poznaniu – o 5,5 proc., a w Warszawie – o 2,5 proc.
TRUDNY BIZNES
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.