Euforia, wielkie rozczarowanie, a potem już tylko niesmak. Tak mniej więcej mógł się poczuć wyborca PO po prezentacji jej programu. Najpierw przecierał oczy ze zdumienia i w niemym zachwycie obliczał, ile mu zostanie w kieszeni, gdy odpadną składki na ZUS i NFZ, a podatek spadnie do dziesięciu procent. Oczyma wyobraźni już widział, jak mu się bilansuje budżet mimo raty we franku, a może nawet uda się kupić nowszy samochód albo coś odłożyć na emeryturę. Pani premier wyraźnie przecież mówiła o likwidacji składek i jednolitym dziesięcioprocentowym podatku – a trudno nie wierzyć osobie, która odpowiedzialnie kieruje państwem i za każdym razem, gdy chłoszcze rozdawnictwo PIS, zapewnia, że nie dopuści do tego, by Polska stała się drugą Grecją.
Uwierzył więc, ale za chwilę dostał obuchem w łeb. Niestety, raty będą dalej go zarzynać, bo nie załapie się na pomoc dla frankowiczów, samochód będzie rzęził, a zamiast zaskórniaków będzie miał debet. Tylko że tego dowiedział się dopiero, gdy posłuchał wyjaśnień ministra finansów. Likwidacja składek okazała się marketingową ściemą – drobnym druczkiem napisano, że będą płacone w PIT, a dziesięcioprocentowy podatek będzie tylko dla najbiedniejszych. Najbogatsi zapłacą 39,5, a biedny wyborca Platformy dalej nie wie, ile zapłaci on, czy coś zyska, czy też straci…
Jest połowa września, a człowiek skołowany – czy teraz iść do Petru, czy w ogóle machnąć ręką na ideały lemingów i zagłosować na PiS. Kwotę wolną mu podwyższą, franki przewalutują po kursie sprzed katastrofy i dostanie jeszcze 500 zł na dziecko. Jarosława Kaczyńskiego jakoś przełknie, tym bardziej że mało się ostatnio pokazuje i oddał stery młodym, a Beata Szydło nienawiścią nie zieje, o Smoleńsku nic nie mówi, ma ładne garsonki i wygrała wybory prezydenckie dla Andrzeja Dudy. W końcu jeśli zostanie premierem, to razem z prezydentem nie będą mieli już wyjścia i muszą te obietnice spełnić. No bo to się w głowie nie mieści, by po tylu miesiącach zapewnień mieli się ze wszystkiego wycofać. Może przynajmniej ta kwota wolna i franki zostaną. To już coś.
Tak sobie myśli wyborca Platformy, choć sumienie go gryzie, bo jednocześnie będzie musiał wspierać kopalnie, rolników, emerytów i rybołówstwo, na granicy staną zapory przeciw imigrantom, a Europa będzie nam wymyślać od ksenofobów i egoistów. Nie wiadomo też, czy nie wrócą pobudki o szóstej rano, wywlekanie biznesmenów w kajdankach i smoleńskie wzmożenie. Obciach straszny, ale co zrobić – najważniejsza jest własna kieszeń.
Tym sposobem Platforma pozbędzie się własnych wyborców, a PiS dostanie pełnię władzy i wreszcie będzie mógł podnosić Polskę z ruin. Tak mogłoby być, gdyby Polacy kierowali się tylko i wyłącznie obietnicami. Zobaczymy 25 października…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.