Jeszcze PiS nie przejął władzy, a już się dzieją cuda i innowacje na skalę światową. Strach się bać, co będzie dalej. Wielu z tych, którzy byli na Forum Ekonomicznym w Krynicy, mogło sobie pooglądać dość żenujące i mało smaczne scenki, jak to sprawdzeni w boju towarzysze, którzy przez ostatnie osiem lat odsuwali Jarosława Kaczyńskiego od władzy, nagle zaczynają tańce godowe wokół posłów i innych postaci z jego partii.
W ogóle tzw. warszawka zaczyna dostawać poważnego wzmożenia, gorączkowo szuka kontaktów, wypiera się wczorajszych przyjaciół i lada chwila zobaczycie ją całą w PiS! Niebawem się okaże, że PO wspierali wyłącznie nieznani z imienia i nazwiska kosmici.
Artyleryjskie przygotowanie do zarabiania forsy idzie na całym froncie. Już na kongresie programowym PiS było widać, jak niektórzy eksperci przygotowują sobie grunt do wystawiania faktur, postulując daleko idące kolejne komplikacje prawa i systemu podatkowego. Teraz zaś ukazał się raport Instytutu Jagiellońskiego – „Znikające miliardy. Jak transfer dochodów za granicę drenuje polski budżet”. Po prostu miód na obolałe serce PiS. Ciekawe, czy dadzą się zrobić.
Oczywiście to, co pisze instytut, jest prawdą – zagraniczne korporacje nie płacą CIT (chyba że z jakichś fanaberii chcą), a państwo sobie z tym nie radzi. Rady na to ma natomiast instytut i nawet dzisiaj może za nie wystawić faktury. Według niego straty sięgają 10 mld zł i zapewne za dziesięć procent tej sumy może uratować te miliardy dla budżetu. A jak nie uratuje, to będzie znaczyło, że korporacje się wycwaniły i są przebieglejsze, a wtedy instytut zażąda kolejnych dziesięciu procent, po czym sytuacja powtórzy się 135 razy albo i więcej.
Dlaczego tak sądzę? Bo 150 państw na świecie od 50 lat prowadzi walkę z tym zjawiskiem i efekty tego są jeszcze bardziej mizerne niż powstanie Tybetu przeciw Chinom. Zarabiają wyłącznie „doradcy”. Nikt inny. Instytutu to jednak nie zraża, bo z chęcią przez 50 lat będzie wystawiał faktury za ekspertyzy, raporty, szkolenia, rekomendacje, audyty i wszystko inne, co „doradca” jest w stanie wymyślić.
Czytamy zatem, że „eksperci proponują trzypunktowe remedium dla opisanej sytuacji – po pierwsze, wyposażenie urzędników fiskusa w wiedzę niezbędną do walki z patologią cen transferowych. Po drugie, wprowadzenie zasady powiązania kontroli skarbowej w zakresie cen transferowych z poziomem ryzyka związanego z transferem dochodu za granicę. Po trzecie, Ministerstw o Finansów powinno opracować wytyczne w kwestii cen transferowych dla przedsiębiorców”. Urzędnikom trzeba zatem dostarczyć więcej narzędzi! A kto ma to zrobić, jak nie doradca, przy okazji wystawiając fakturę.
„Ekspertom” umknął jeden drobny szczegół – jedyną metodą powstrzymania transferu jest podatek przychodowy, który PiS chce zastosować, niestety obok – a nie zamiast – CIT i tylko do supermarketów zamiast do wszystkich.
A dlaczegóż umknął ekspertom ten drobny szczegół? Dlatego że w przypadku jego wprowadzenia żadnego wystawiania faktur za ekspertyzy, raporty, szkolenia, rekomendacje, audyty nie będzie. Pan doradca musiałby się wziąć do jakiejś innej roboty.
Dlatego właśnie „doradcy” nienawidzą dwóch innych dobrych podatków – rolnego i Belki. Podatków prostych, które każdy może sam obliczyć, płaconych u źródła, nie do uniknięcia. Nikt nie słyszał tu o „uchylaniu się”, „transferze”, „kombinacjach”. „Doradcy” jednak je krytykują i zwalczają, bo to bardzo niebezpieczny precedens.
Z dobrymi podatkami nie ma problemów. Problemy są ze złymi, które „doradcy” uwielbiają, bo stanowią niewyczerpane źródło wystawiania faktur.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.