Krzywa wieża w Pizie, Sfinks, Koloseum, Tadż Mahal, Fort Apache, Amazonia, Wielka Rafa Koralowa, Wenecja, ateński Partenon, Timbuktu, Angkor w Kambodży...
- tych wszystkich i jeszcze setek innych niszczejących zabytków kultury naszego świata (tworów człowieka i natury) najpewniej nie zobaczą nasze dzieci ani tym bardziej wnuki - przewiduje Eryk Mistewicz, autor wstrząsającego artykułu o 50 ginących cudach naszego globu (vide: "Atlantyda XX wieku"). Każdej godziny Ziemia traci 2000 hektarów lasów. Każdego dnia ginie 100 gatunków roślin i zwierząt. Każdego tygodnia ponad 150 tys. ludzi umiera z powodu braku wody. Każdego miesiąca przestają istnieć dziesiątki zabytków naszej kultury. Każdego roku wymierają kolejne plemiona, każdego wieku przestają istnieć kolejne państwa i narody, a każdego tysiąclecia przegrywają całe cywilizacje. Co zrobić, by nie trafić na "listę Mistewicza"? Tym bardziej że nigdzie - ani w gwiazdach, ani w Piśmie - nie zostało zapisane, iż Polska w nagrodę za prawie dwa stulecia nieistnienia (z krótką przerwą w pierwszej połowie XX wieku) ma teraz zapewnione wieczne i szczęśliwe trwanie. Zatem: co uczynić, by nie spocząć na cmentarzysku ludzkości, cmentarzysku pełnym cywilizacji, państw i narodów, które przestały istnieć, bo nie sprostały konkurencji - globalnej lub tylko regionalnej? Bo nie miały dostatecznie wyszkolonej, zorganizowanej i uzbrojonej armii, by wygrać wojnę, albo nie miały dostatecznie wykształconego, zorganizowanego i wyposażonego społeczeństwa, by wygrać pokój? Droga z Atlantydy na pewno nie wiedzie przez 42-godzinny ani tym bardziej przez 40-godzinny tydzień pracy; wiedzie za to być może przez 60-godzinny tydzień pracy (vide: "Godziny nadliczbowe"). Droga z Atlantydy nie wiedzie przez strajki i demonstracje ani przez niszczenie dobrej reputacji swojej firmy - co próbuje wyjaśnić związkowcom z Daewoo-FSO Suk Jin Chul, prezes toczącego globalną wojnę o przetrwanie Daewoo Poland (vide: "Globalna gra"). Droga z Atlantydy nie wiedzie przez wysokie podatki, przez fundowanie milionów "lewych" rent i zasiłków chorobowych ani tym bardziej przez utrzymywanie za pieniądze podatników rezerwatu PRL, czyli ochronki dla części górników, hutników, kolejarzy, pracowników zbrojeniówki, rolników i pielęgniarek. Droga z Atlantydy nie wiedzie przez blokady dróg, przez rozdawanie lekką ręką emerytur pomostowych, przez nieporadne reformowanie kraju, przez uleganie naciskom protestujących, przez odbieranie pieniędzy nauce oraz edukacji i przekazywanie ich zasłużonym dla gospodarki PRL producentom deficytu i długów. Droga z Atlantydy prowadzi w tym stuleciu - w epoce rewolucji informatycznej - przez planetę Internet. Granice tej planety - według "Le Monde" - pokrywają się z granicami 29 należących do OECD najbogatszych państw naszego globu, w których żyje 19 proc. ludności świata, stanowiących jednocześnie 91 proc. użytkowników Internetu. To najlepszy dowód na to, że jeszcze nigdy bogactwo i wiedza nie były związane z sobą w sposób tak bezpośredni i nie podlegający dyskusji jak w tej chwili. A statki na współczesną wyspę skarbów zdają się odpływać coraz częściej wyłącznie z przylądka Internet. Kto zatem nie jest "podłączony", kto nie należy do E-świata, tego najpewniej czeka przegrana. Dlatego z taką nadzieją patrzę na miliony polskich internautów, a choćby i hakerów, nawet wówczas, gdy włamują się na strony WWW tygodnika "Wprost" i przerabiają moje nazwisko na Archanioł Gabryel (vide: "Wirtualny włamywacz"). Może to oni ostatecznie uwolnią Polskę od historycznego balastu, czyli rezerwatu PRL, i pozwolą wreszcie nam wszystkim przesiąść się z pociągu osobowego, toczącego się powoli, ale też nieubłaganie w stronę Atlantydy, do ekspresu mknącego w kierunku planety Internet. W przeciwnym wypadku prędzej czy później zwycięzcy globalnego wyścigu pogrzebią nas na cmentarzysku ludzkości, może nawet w alei zasłużonych tego cmentarzyska, może nawet w asyście kompanii honorowej, a na naszym grobowcu wyryją: "Tu spoczywa Polska, cudem odratowana w 1989 r., której po zmartwychwstaniu udało się wyjść z zapaści i w szczęśliwości oraz rozkwicie przeżyć pierwsze dziesięć lat, która jednak potem - mocno przedwcześnie - spoczęła na laurach i ostatecznie przegrała. Odeszła po długiej i ciężkiej chorobie, przeżywszy 1100 lat. Cześć Jej pamięci!".
Więcej możesz przeczytać w 32/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.