„Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego to najbardziej znana powieść polskiego autora. Napisana po francusku. Dzięki detektywistycznej pracy romanistów otrzymujemy właśnie nową wersję w nowym przekładzie. Wkrótce minie równo dwieście lat od dnia, gdy gałka od srebrnej cukiernicy Jana Potockiego osiągnęła odpowiedni rozmiar, by zmieścić się w lufie pistoletu. Trawiony melancholią przygotowywał się do tego wiele tygodni, pracowicie polerując kulę. Aż wreszcie strzelił sobie w usta. Wokół tego wydarzenia narosło wiele legend – najbardziej absurdalna mówi, że hrabia uważał się za wilkołaka, a te, jak wiadomo, można zabić tylko srebrną kulą. Oczywiście nic tego nie potwierdza, ale opowiastka świadczy o tym, że Jan Potocki już w swoich czasach uważany był za postać wyjątkową, a jego niezwykłe zdolności przypisywano czynnikom nadnaturalnym. HRABIA W BALONIE Bo też na pierwszy rzut oka nie miał Potocki powodów do tego, by pogrążać się w depresji. Był potomkiem (ur. w 1761) wielkiego polskiego rodu, odebrał staranne wykształcenie, a na dodatek otrzymywał w ciągu życia rozmaite spadki po bogatych krewnych, które umożliwiały mu podróże i rozwijanie naukowych pasji. Był zaś człowiekiem wszechstronnie utalentowanym. Jak to wyliczał wybitny francuski antropolog kultury Roger Caillois, miał osiągnięcia w etnografii, archeologii, geografii, a także jako filolog. Żenił się (dwa razy) z wytwornymi damami, cieszył zaufaniem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który obarczał go rozmaitymi mniej i bardziej tajnymi misjami, był także posłem na Sejm Czteroletni. Posłował z Wielkopolski, gdzie akurat nie posiadał żadnych dóbr, więc wybór musiał być spowodowany urokiem osobistym hrabiego. A ten zapewne był niemały, skoro – jak o tym mówi Anna Wasilewska, tłumaczka jego utworów – „Kiedy wiosną 1788 r. Potocki zjawił się w Warszawie, stał się przedmiotem zainteresowania wszystkich kręgów towarzyskich, król zaś okazał mu entuzjazm”. Ba, ambasador francuski Joseph Aubert pisał wtedy, że: „Nikt dotąd nie był równie błyskotliwy, nie wyrażał się lepiej, lepiej nie pisał. Nie było dotąd równie urodziwej postaci; nigdy nikogo nie zasypano taką liczbą pochwał i pochlebstw”. Aubert podkreśla jego talent pisarski, bo Potocki był autorem wielu rozpraw historycznych, o których z szacunkiem wypowiadają się także dzisiejsi badacze. Pisał świetne sprawozdania z licznych podróży i pism politycznych. Pisał wyłącznie po francusku, po polsku publicznie się nie wypowiadał, bo słabo znał język ojczysty, co – jak mówi Wasilewska – „skłoniło króla do ironizowania na temat swojego faworyta: ?nigdy nie zaryzykował ani jednej mowy podczas dwóch lat swojego posłowania?”. Podobno kiedy się decydował na wypowiedź po polsku, „to posługiwał się językiem gminu. Dużą wesołość budziła w jego ustach odzywka ?a juści?”. Podziw wzbudził natomiast wyczyn Potockiego upamiętniony specjalnym medalem, który kazał wybić król. Hrabia jest pierwszym Polakiem, który podróżował balonem. Lot z francuskim aeronautą Blanchardem trwał około godziny i zakończył się lądowaniem na Woli, „niedaleko Warszawy”. Miał też Potocki w swoim życiu epizody wojenne: latem 1792 r. walczył na Litwie z Rosjanami, co nie przeszkadzało mu po rozbiorach współpracować z rosyjskimi instytucjami naukowymi. Ba, został nawet mianowany przez cara Aleksandra tajnym radcą dworu. Kilka lat później, jako członek oficjalnej rosyjskiej delegacji, podróżował do Chin. Pojawiają się nawet, nie całkiem nieuzasadnione, sugestie, że jego misje miały charakter wywiadowczy. Schyłek życia spędził Potocki w swoich dobrach na Ukrainie. A jako że właśnie rozpadło się jego drugie małżeństwo, prowadził bogatą korespondencję i mnóstwo czasu poświęcał pracy pisarskiej. Jakby przygotowywał się na śmierć. Trapiony dotkliwymi nerwobólami pogrążał się wtedy w depresji. POWIEŚĆ ZE SZKATUŁKI Brutalnie mówiąc, losy Potockiego mało by nas jednak dzisiaj obchodziły, gdyby nie „Rękopis znaleziony w Saragossie”! To oszałamiająca, labiryntowa powieść o pełnych przygód dwóch miesiącach z życia młodego kapitana gwardii walońskiej. Alfons van Worden próbuje przekroczyć górski łańcuch Sierra Morena w Hiszpanii, ale nie może, bo wciąż napotyka jakieś przeszkody i spotyka ludzi, którzy opowiadają mu swoje historie. Pisząc powieść, Potocki czerpał z rozmaitych gatunków literackich, nawiązywał w sposób mniej lub bardziej otwarty do wielu dzieł i odwoływał się do swojej niezwykłej erudycji. W efekcie powstał utwór przez swoją szkatułkową konstrukcję uznawany dzisiaj za prekursorski w stosunku do postmodernizmu. Autorka jego nowego przekładu twierdzi, że to powieść inicjacyjna, ale też podróż „W głąb kultury śródziemnomorskiej, w której nakładają się i krzyżują ze sobą rozmaite tradycje i wierzenia. I tylko jedna prawda wydaje się bezsporna: jest nią względność wszystkich prawd i systemów, filozoficznych, religijnych i historycznych, z których żaden nie może sobie rościć prawa do wyczerpania wiedzy o świecie. To sprawia, że ta powieść nadal jest tak bardzo nowoczesna. Jej świetność polega także na tym, że ?Rękopis…? dopuszcza wielość interpretacji, nie poddaje się jakiejś jednej i niepodważalnej egzegezie”. I to jest dobry opis jej sensu. Zaznaczyć tu jednak trzeba, że napisana po francusku książka do polskiej literatury jednak nie należy. Jako że o tym decyduje język, w jakim dzieło zostało napisane. I dlatego Franza Kafkę uważa się za pisarza austriackiego, mimo że urodził się i całe życie spędził w czeskiej Pradze. Szkoda, że Potocki nie pisał w ojczystym języku, ale z faktami nie ma sensu polemizować. Choć mielibyśmy powody do radości, gdyby o jakiejś polskiej powieści ktoś na świecie napisał, że to „jeden z najdziwniejszych i najciekawszych okazów powieści europejskiej”, a tak w ubiegłym roku Franćois Rosset napisał o „Rękopisie znalezionym w Saragossie”. A Roger Caillois w 1958 r. nazwał utwór Potockiego arcydziełem „zarówno pod względem treści, jak i pod względem stylu”. Nazwisko Caillois związało się już chyba na zawsze z „Rękopisem…”, bo to on przywrócił tę powieść współczesnym czytelnikom. W roku 1958 francuski badacz wznowił bowiem w prestiżowej serii wydawnictwa Gallimard opublikowane w 1813 i 1814 r. fragmenty powieści Potockiego. Wówczas wywołały one w Paryżu wielkie zainteresowanie i komentowane były przez czołowych intelektualistów epoki. Dla nas ciekawostką może być, że fascynowali się opowieściami Potockiego zarówno Mickiewicz, jak i Słowacki. A oba ich paryskie wydania miał w swojej bibliotece Aleksander Puszkin, który do tego stopnia zainteresował się „Rękopisem…”, że zaczął nawet pisać poemat, który miał być czymś w rodzaju jego poetyckiej parafrazy (zachował się 45-wersowy fragment). Dysponując tylko ułamkami tekstu, Caillois był przekonany, że jest to utwór fantastyczny, co nijak się ma choćby do tego, co o nim mówi cytowana przed chwilą Wasilewska. Wspomniany wyżej Franćois Rosset nie waha się nawet stwierdzić, że edycja Gallimarda, choć przypomniała światu powieść, to spowodowała „fatalne skutki”, bo mimo upływu kilku dekad jest on wciąż traktowany „jako tekst zwiastujący powieść grozy”, co jest „oczywistym nieporozumieniem”. DETEKTYW POTRZEBNY OD ZARAZ Skąd te wszystkie – właśnie – nieporozumienia? By je wyjaśnić, trzeba byłoby przytoczyć całą obszerną i zawiłą historię powstania powieści, która sama w sobie może być kanwą innej intrygującej powieści. Rzecz w tym, że Potocki nigdy nie pokazał światu skończonej, autorskiej wersji swojego dzieła, które zaczął pisać w 1794 r. Potem pracę przerywał, bo podróżował, zajmował się polityką i badaniami naukowymi, później tekst przerabiał, redagował i drukował we fragmentach. Było to o tyle łatwe, że powieść składa się z ponad 60 rozdziałów, których ważnym składnikiem są osobne opowieści, snute przez pojawiające się w nich postaci. Mógł więc zmieniać kolejność i komponować całość na wiele sposobów. Część rozdziałów wydał anonimowo, inne podpisał tylko inicjałami, co z kolei sprowokowało kilku autorów do przywłaszczenia ich sobie, a to z kolei zaowocowało procesami sądowymi. Na dodatek duża część rękopisu powieści zaginęła czy też została ukryta w rodzinnych archiwach spadkobierców pisarza, którzy prawdopodobnie nie życzyli sobie rozgłosu z powodu jego samobójczej śmierci. Ostatecznie na całe stulecie za obowiązującą uznano wersję powieści przygotowaną przez Edmunda Chojeckiego w 1847 r. Ale to tylko wprowadziło jeszcze większy zamęt. Tłumacz przełożył bowiem wszystkie znane wówczas części „Rękopisu…”, ale ponieważ były w nim istotne luki, uzupełnił je sam, dopisując kilka rozdziałów i łącząc – jak wynika z późniejszych badań fragmenty dwóch różnych wersji tekstu przygotowanego przez autora. Tak więc tekst powieści dostępny do końca XX w. nie był tekstem napisanym przez Jana Potockiego, lecz wynikiem działań Chojeckiego. Co więcej, europejscy wydawcy uznali, że jest to polskie tłumaczenie wersji zredagowanej przez samego autora, a później zaginionej. Przygotowując się więc do wydania powieści, na fali zainteresowania wywołanego przez Caillois zlecali przekłady na francuski i inne języki tych fragmentów, które dopisał Chojecki. Ale to nie koniec historii. W 2002 r. wspomniani już badacze Rosset i Triaire znaleźli w Archiwum Państwowym w Poznaniu manuskrypt powieści z odręcznymi poprawkami Potockiego, który okazał się jej nową wersją bardziej uporządkowaną i pozbawioną także np. wątku Żyda Wiecznego Tułacza. I to jest wersja przygotowana przez autora przed śmiercią, a więc prawdopodobnie ostateczna. Właśnie ona trafia teraz do naszych księgarń, ale z zastrzeżeniem, że nie unieważnia wersji poprzedniej, która ukazuje się w formie e-booka. Można więc je porównać i zagubić się w labiryncie opowieści Potockiego.
Więcej możesz przeczytać w 45/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.