500 zł za dziecko. Ta propozycja PiS rozpala coraz większe emocje. Dziennikarze „Gazety Wyborczej” nazywają ją nawet „najgorszym przypadkiem politycznej korupcji”. Bardziej pewnie z nienawiści do partii „strasznego” Jarosława Kaczyńskiego, niż z chłodnej analizy pomysłu. PiS proponuje, by rodzice otrzymywali 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, na pierwsze – jeśli dochód na członka rodziny nie przekracza 800 zł netto. Porozmawiajmy o tym poważniej, niż próbują robić to lewicowe media. Najpierw rzut oka na mapę Europy. W dużej części krajów jest przyznawane takie powszechne świadczenie. Niemcy (180 euro na dziecko miesięcznie), Francja (129 euro od drugiego dziecka), Estonia (45-100 euro), Węgry (40-55 euro), Wielka Brytania (14-20 funtów tygodniowo) itd. Czy oni wszyscy zwariowali? Ktoś powie o konieczności wprowadzenia kryterium dochodowego. Tyle że jeśli to zrobimy, to poniesiemy koszt gigantycznej biurokracji, by „odcedzić” z pomocy kilka procent najbogatszych. To gra niewarta zachodu, tak jest po wprowadzeniu kryterium przy wypłacie becikowego. Idźmy dalej. Polska jest w dramatycznej sytuacji demograficznej (216. miejsce na świecie pod względem liczby rodzących się dzieci), a badania wskazują, że Polacy nie mają potomstwa, bo boją się, czy materialnie podołają ich wychowaniu. Profesor Janusz Czapiński, autor Diagnozy Społecznej, którego trudno posądzać o sympatie dla PiS, po zbadaniu tego zjawiska, odpowiadając na pytanie, jak zachęcić Polaków do dzieci, mówi: „Trzeba ich przekupić”. Sama filozofia takiego świadczenia oprócz tego, że zwiększa samodzielność finansową rodzin, to dodatkowo traktuje je podmiotowo. To nie urzędnicy, ale rodzice decydują, na co przeznaczyć pieniądze. Trzeba także pamiętać, że obecna polityka społeczna w zastraszający sposób w Polsce preferuje osoby starsze kosztem młodych. A pomysł 500 zł na dziecko jest ukłonem w stronę tych ostatnich. Tyle miodu. Teraz krytyczna analiza zawartych w propozycji PiS rozwiązań. Dyskusyjna jest wysokość świadczenia. Na warunki polskie jest ono wysokie i może w niektórych, ekstremalnych wypadkach stać się sposobem na życie na koszt podatników. Zwłaszcza że jest wypłacane przez bardzo długi czas. Może też, choć rzadziej, powodować patologiczne zachowania – dziecko, chciane czy niechciane, staje się sposobem na życie. Choć od razu trzeba tu poczynić ważne zastrzeżenie, że co do zasady to rodzice wiedzą najlepiej, co jest dobre dla ich dzieci, a nadymanie patologii to często świadoma polityka mająca na celu wysadzenie w powietrze instytucji rodziny. Może warto jednak zastanowić się nad wprowadzeniem rozwiązania, że świadczenie jest wypłacane tylko tym rodzinom, w której choć jeden z rodziców pracuje. PiS nie wspomina też w swoim projekcie o likwidacji obecnych świadczeń rodzinnych. A po wprowadzeniu projektu 500 zł wydaje się to zasadne. Nie ma powodu utrzymywać trzypoziomowego systemu: pomoc społeczna, świadczenia rodzinne i 500 zł. PiS powinno także zastrzec, że nowe świadczenie jest wypłacane po ukończeniu przez dziecko pierwszego roku życia. Do tego czasu rodzice mają zapewniony zasiłek macierzyński lub świadczenie nie niższe niż 1 tys. zł. Wielce kontrowersyjny jest art. 7 projektu PiS. Mówi on, że „w przypadku, gdy ośrodek pomocy społecznej (…) przekazał organowi właściwemu informację, że uprawniony marnotrawi wypłacane świadczenie lub wydatkuje je niezgodnie z przeznaczeniem, organ właściwy ogranicza lub wstrzymuje wypłatę”. To paternalizm w czystej postaci, dający urzędnikom dodatkowe narzędzia kontroli rodzin. Cóż oznacza „niezgodnie z przeznaczeniem”? Czy urzędnicy mają decydować, czy ktoś kupuje mortadelę, czy szynkę? PiS powinno także pamiętać, że najlepszym modelem polityki rodzinnej jest niewielki fiskalizm. Po prostu nie zabierajmy rodzicom zarabianych przez nich pieniędzy, opodatkowując i oskładkowując nadmiernie ich pensje. Nie może być tak, że najpierw to robimy, by później łaskawie im pomagać. Jeśli zatem miałyby wzrosnąć z tytułu projektu 500 zł narzuty na pracę, to nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie. I wreszcie dochodzimy do źródeł finansowania. Jeśli mamy podnosić podatki, to dajmy sobie z tym spokój. Jeśli jednak źródłem pieniędzy będzie walka z mafiami wyłudzającymi VAT, korporacjami i bankami unikającymi płacenia w Polsce danin czy oszczędności w wydatkach, to gra warta jest świeczki. Nie ma nic cenniejszego niż ludzie, a wydatki na rodziny to inwestycja.
Więcej możesz przeczytać w 45/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.