"Wprost": - Nie podoba się panu program rządu Jerzego Buzka?
Wiesław Walendziak: - Nie tylko bardzo mi się podoba, ale jest też aktywnie realizowany.
- To dlaczego nie głosował pan za rządowym projektem ustawy podatkowej?
- Przedłożona propozycja przypominała popękaną bilę po wielu gwałtownych uderzeniach. Ze względu na zamieszanie wokół podatkowych inicjatyw wicepremiera Leszka Balcerowicza i naglące terminy rządowy projekt był zlepkiem niezdrowych kompromisów. Wchodził też w konflikt z jednym z najważniejszych postulatów AWS, czyli polityką prorodzinną. Dlatego, zdaniem liderów akcji, dyskusja nad docelową, kompromisową wersją ustawy miała się odbyć w Senacie. Mając do wyboru: albo głosować w sprawie podatku rodzinnego przeciw kolegom z AWS, albo bronić do upadłego rządowego projektu, o którym wszyscy wiedzieli, że jest "zgniłym kompromisem" - wstrzymałem się od głosowania. Również po to, by mój głos nadal było słychać w klubie i by móc wstrzymać eskalację sporu między AWS a UW.
- Który i tak nastąpił.
- Nie do końca. Łatwość, z jaką udało się ten problem zażegnać, świadczy o potencjale, który drzemie jeszcze w klubie AWS i koalicji. Myślę, że debata budżetowa przebiegnie teraz spokojnie. Dojdziemy do kompromisu, choć pewnie niektórzy będą jeszcze próbowali forsować rozwiązania zapewniające im przychylność elektoratu. I nic dziwnego: polityka jest między innymi sztuką budowania politycznego zaplecza. Nie mogą o tym zapominać również ministrowie.
- Trudno mówić o politycznych umiejętnościach członków rządu przegrywających kolejne głosowania i to za sprawą posłów własnej koalicji. Tak było z reformą administracji, tak może być z budżetem.
- Obroniliśmy reformę administracji. Obronimy też ustawę budżetową przed niebezpiecznymi posunięciami. Dobrze się stało, że będziemy mogli przygotować kompleksowe rozwiązania podatkowe, odpowiednio wcześnie uruchomić proces legislacyjny, by w czerwcu ustawy były gotowe. Może wreszcie przestaniemy się ścigać z czasem i zaczniemy pracować normalnie. Nawet nie opór materii, ale czas jest naszym największym wrogiem.
- A nie posłowie, którzy współtworząc rząd, odmawiają mu poparcia?
- Po roku trudnej pracy i skutecznej obronie reformy ustrojowej rząd ma dziś takie poparcie jak wtedy, gdy powstawał. W rządach koalicyjnych łatwo dochodzi do różnicy zdań, ponieważ koalicjanci chcą pokazać swym elektoratom, że pilnują ich interesów. Koalicje zawsze bywają teatralne. Liczy się jednak nie gest, ale decyzje, zdolność realizowania wspólnych celów państwowych.
- Koalicjanci pokazują jednak, że na górze toczy się permanentna wojna. To zaś wywołuje u wyborców poczucie strachu i w konsekwencji prowadzi do politycznej bierności.
- Oczywiście! Na zbyt gwałtownych sporach w tej koalicji wyłącznie tracimy. Walka o realizację własnych postulatów, kosztem porozumienia, uwiarygodnia formację jedynie w oczach twardego elektoratu. Większość wyborców nie lubi kłótni. Myślę, że po ostatnich zawirowaniach koalicja się wzmocniła i wyciszy teraz wiele konfliktów. Należałoby jeszcze tylko jasno stwierdzić, że dla AWS strategicznym i trwałym partnerem w rządzeniu Polską jest Unia Wolności. Takich samych deklaracji oczekiwałbym od unii. Stawką w tej grze są rządy AWS z czterdziestoprocentowym poparciem i UW z piętnastoprocentowym poparciem ? dłuższe niż czteroletnia perspektywa.
Koalicje zawsze bywają teatralne. Liczy się jednak nie gest, ale decyzje
- Za taką deklarację Paweł Piskorski, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności, stracił kilka dni temu stanowisko. Wbrew pańskim pojednawczym gestom, unia coraz bardziej boi się AWS.
- Jeśli unia boi się AWS, a ta podejrzewa unię o "grę na dwie strony" i szukanie alternatywnego scenariusza, wszystko staje się balansem sił. Czasem wygrywa AWS, czasem unia, ale zawsze rodzą się negatywne emocje. Tymczasem prosta konstatacja zbieżności programowych może zatrzeć te różnice.
- Jak wskazuje batalia o podatki i politykę prorodzinną - cokolwiek ona oznacza - najgorzej jest właśnie z programowym porozumieniem.
- Podatek prorodzinny jest przez większość społeczeństwa postrzegany jako element sprawiedliwego państwa, które nie karze ludzi za to, że mają rodziny i dzieci. Jest pomysłem na odbudowanie poczucia, że państwo to wartość, a nie tylko kłopot i zagrożenie.
- A forsowany przez AWS podatek progresywny karze ludzi za to, że chcą więcej i efektywniej pracować.
- To uproszczenie. Ja opowiedziałem się za podatkiem liniowym. Nie tylko ja. Również wielu posłów ZChN, którzy podkreślają konieczność utrzymania wysokiego tempa wzrostu gospodarczego. Trzeba te wspólne poglądy i rozwiązania akcentować. To ograniczy konflikty.
- Które w koalicji i rządzie i tak wybuchają. Może to wina premiera, nie potrafiącego trzymać "twardą ręką" swoich ministrów i rzeczywiście kierować rządem?
- Rząd pracuje w dobrym tempie i to jest zasługa Jerzego Buzka. Rząd pozostaje jednak faktycznie federacją ministerstw, a premier jest tylko koordynatorem. To się zmieni po 1 stycznia 1999 r., kiedy wejdzie w życie ustawa o działach administracji rządowej. Wtedy prezes Rady Ministrów stanie się kanclerzem i będzie samodzielnie określał zakres kompetencji poszczególnych ministrów.
- Czy premier Jerzy Buzek wykorzysta kanclerskie uprawnienia?
- Premier Buzek otrzyma nowe, mocne instrumenty. I myślę, że je wykorzysta.
- Trudno w to uwierzyć, obserwując pomysły ministrów powstające za plecami premiera, choćby inicjatywę Wiesława Walendziaka postulującego likwidację politycznych parytetów w ministerstwach.
- Chwileczkę! Pytany o konflikty między ministrami i wiceministrami obu koalicjantów odpowiedziałem, że jest to sytuacja nie do zaakceptowania. Jeśli ktoś jest ministrem, ponosi pełną konstytucyjną odpowiedzialność i żadne parytety go z niej nie zwalniają. Propozycja odejścia od ścisłych parytetów nie oznacza monopartyjności ministerstw. To tylko krok w stronę zwiększenia monopartyjności niektórych ministrów.
- Politycy UW widzą w tym jednak próbę marginalizowania ich pozycji w rządzie. Podobnie jak w koncepcji powołania na wszystkie stanowiska nowych wojewodów ludzi z AWS.
- Ostatni kryzys przełamał chyba impas w kontaktach między koalicjantami. Zdecydowano o cyklicznych spotkaniach członków prezydiów obu klubów. Myślę, że podczas tych spotkań właśnie takie problemy będą rozwiązywane.
- A pana zdaniem, AWS powinna desygnować wszystkich wojewodów?
- Na to pytanie trzeba znaleźć odpowiedź właśnie na spotkaniu koalicyjnym.
- Nie boi się pan, że ostatecznym argumentem w dyskusjach koalicyjnych i partyjnych staną się teczki bezpieki? Już dziś posłowie kolportują listy rzekomych agentów. Kiedy ruszy machina lustracji, może być jeszcze gorzej.
- Nie sądzę. Nasza ekipa wprowadziła gruntowne zabezpieczenia kontrwywiadowcze zarówno w UOP, jak i innych instytucjach centralnych. Umożliwia to prawidłowe przeprowadzenie procedury lustracyjnej. Jeśli nawet dojdzie - czego nie podejrzewam - do przecieku informacji, po raz pierwszy będzie można powiedzieć, gdzie on nastąpił. Gra teczkami nie może się powtórzyć.
- Występował pan kiedyś zdecydowanie przeciwko politycznemu kapitalizmowi, czyli powiązaniom biznesu i polityki - zabójczym dla systemu politycznego. Piętnował pan rządy "kolesiów", tymczasem dziś coraz częściej pada zarzut, że jedna sitwa zastąpiła drugą.
- Przeciwko kapitalizmowi politycznemu występuję również dzisiaj. To przykre, ale oczywiste, że również niektórzy członkowie AWS czy UW dają się uwieść pokusom rodzącym się na styku polityki i gospodarki. Jest jednak zasadnicza różnica. Koalicja SLD-PSL blokowała wszystkie przekształcenia mające ograniczać rolę państwa, a tym samym likwidować te niepokojące symptomy. Pod rządami naszej koalicji państwo się cofa; coraz liczniejsze sfery życia są zależne od oceny klienta, a nie arbitralnej decyzji polityka.
- Tam jednak, gdzie jeszcze państwo ma wpływy, pan deleguje swoich ludzi: prezes Polskiej Agencji Prasowej, wiceprezes TP SA...
- Nie ma ekonomicznego zaplecza Wiesława Walendziaka! Żaden z tych ludzi nie wykona mojego politycznego polecenia. Rekomendując kilkadziesiąt osób do różnych instytucji, mogłem spokojnie dać gwarancję, że są one wykształcone, uczciwe...
- I lojalne w stosunku do pana oraz układu, któremu wszystko zawdzięczają?
- Nie ma takiego przełożenia: to mój człowiek, więc mogę chwycić za telefon i kazać mu coś zrobić. Te osoby są po to w konkretnych instytucjach, by je odciąć od polityki, a nie przywiązywać do niej. Wiedzą, że pracują dla firmy - a w tym sensie dla państwa - nie dla mnie.
- I nie pomogą, również finansowo, w kampanii wyborczej? Wiadomo, że poprzednich wyborów AWS nie wygrała dzięki sprzedaży cegiełek.
- Jeśli formacja może liczyć na 40 proc. głosów, może również zbierać pieniądze w sposób jawny i zgodny ze standardami, a nie przez podstawionych ludzi i przekazywanie kopert pod stołem. Trzeba mieć odwagę rozpocząć publiczne zbiórki, założyć fundacje zbierające pieniądze wyłącznie na kampanię wyborczą. Do takich rozwiązań staram się przekonać moich kolegów.
- Brzmi to bardzo ideowo, jeśli nie idealistycznie. Zwłaszcza w ustach tak pragmatycznego polityka jak pan.
- AWS została delegowana do władzy dzięki tej ideowości. Nie wybierano nas dlatego, że lepiej niż SLD podzielimy tort władzy, a wręcz przeciwnie. Gdybyśmy dali sobie odebrać tę ideowość, skazalibyśmy się na klęskę. Polityka nie jest jednak wyłącznie działaniem symbolicznym. Dlatego nie wystarczy wydanie oświadczenia, w którym protestuje się przeciw złu. Potrzebne jest konsekwentne realizowanie przyjętego programu. I to jest również wartość. Podobnie jak walka ze złem w życiu publicznym. Czy to jest pragmatyzm? Jeśli tak, to bardzo ideowy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.