Ta płyta powstawała inaczej niż „Comfort and Happiness”, największy polski hit ostatnich lat, którego sprzedaż przekroczyła 150 tys. egzemplarzy. Nie chcieliście iść wydeptaną ścieżką? Przy debiucie w zasadzie wszystko zrobiłem tylko z producentem Bogdanem Kondrackim. Teraz nagrywaliśmy wszyscy razem, całym zespołem, więc przygotowując koncerty, nie będziemy musieli się uczyć od zera. Pracując nad nagraniami w studio, od razu myśleliśmy o tym, jak będziemy grać je na żywo. Mówi się o „syndromie drugiej płyty”, który dotyka debiutantów odnoszących sukces. Ominąłeś to, wydając płytę ze swym pierwszym zespołem Curly Heads. Ten materiał koncertowy był bardzo pracochłonny, mocno forsował głos, a w tym samym czasie pracowałem nad dwoma projektami. To było trudne, bo wychodziłem na scenę z myślą, że powinienem uważać. Ale paradoksalnie był to też dla mnie moment odpoczynku, bo nie we wszystkim musiałem brać udział, odpowiedzialność rozłożyła się na pięć osób tworzących zespół. Teraz widzę, jak bardzo pomogło mi się to zrelaksować przed kolejną płytą – solowym projektem. I wydaje mi się, że słychać na niej mocno tę przygodę z Curly Heads. Zazwyczaj to telewizja wykorzystuje muzyków do swoich celów. Chyba jesteś wyjątkiem od tej reguły. Dzięki zwycięstwu w „X Factorze” możesz realizować swoje projekty na swoich zasadach. Nigdy nie czułem, że robię coś, czego nie chcę. Z dzisiejszej perspektywy cieszę się, że taka była kolejność zdarzeń. Solowy projekt bardzo wiele ułatwił Curly Heads, dał nam całkowitą swobodę artystyczną Jestem pewien, że gdyby ten album ukaz się jako pierwszy pod szyldem dużej wytwórni, nie byłoby tak. Pewnie chcieliby skroić pod publiczność talent show. Czy dla młodego człowieka pasjonują cego się muzyką udział w talent show to dobry początek kariery? Jestem na tak, choć wydaje mi się, że tale show czasy największej świetności mają już za sobą. Najbardziej w tych programa irytują mnie ci uczestnicy, którym braku szczerości i pasji. To natychmiast widać. Te programy mogą dać ci bardzo wiele, a jeśli wiesz, czego od nich oczekiwać. Ma 17 lat, a przecież to burzliwy okres w życ byłem ofiarą powszechnych wyobrażeń o telewizji. Nagle ogląda cię kilka milion ludzi i wydaje ci się, że jakoś tam jesteś d nich istotny. To musi zmienić młodego człowieka i wtedy trzeba wsparcia, jakie miałem od rodziny, żeby zejść na ziemię Program jest super, ale masz maturę. Twój nowy album „Annoyance and Disappointment” czerpie z klasyczny blues-rockowych brzmień jak Curly Heads. Jak to przyjęła wytwórnia? Miałem niezwykły komfort pracy. Przecież mogliby mieć jakieś oczekiwania, żądać powtórzenia sukcesu „Comfort and Happiness”. Być może spokój zapewnił mi Bogdan Kondracki, który znów był kapitanem statku. Zapewne w wytwórni wierzyli, że nie pozwoli mi odpłynąć za daleko, ale on też się bawił podczas tego rejsu. Utwory do tego albumu zaczęły powstawać już pół roku po debiucie, a jeszcze przed Curly Heads przez ten czas spotykaliśmy się w różnyc konfiguracjach. Przy pierwszych szkicac kompozycji towarzyszyli mi Olek Świerk i Daniel Walczak, podczas prób z zespołe też rodziły się pomysły. A reakcja wydaw była bardzo pozytywna. Zresztą mam du żą wolność. Zawsze, no może prawie zawsze, robię to, na co mam ochotę, i dlatego mogę pojawić się w zwariowanym programie „Z Dupy” na YouTube, jeśli mam na to ochotę. Tytuł płyty „Annoyance and Disappointment” to jakby rewers pierwszego twojego albumu „Comfort and Happiness”. Wtedy był „Komfort i szczęście”, a teraz „Przykrość i rozczarowanie”? Oba tytuły wymyśliłem już wtedy i oba pochodzą z gry komputerowej Final Fantasy VIII. Pomyślałem, że to genialnie oddaje moją sytuację, że przez ten czas między pierwszą a drugą płytą będę z pewnością już wystarczająco zły i sfrustrowany. Niekoniecznie tak było. Raczej jednak spotkało mnie dużo komfortu i szczęścia w trakcie tej podróży. Ale tytuł został. Szczególnie, że dla mnie te płyty tworzą całość. Przez zespół ludzi, którzy je tworzyli, przez charakter muzyki. Równolegle pracuję też nad kilkoma mocno niszowymi rzeczami i nawet myślałem o wydaniu pierwszego w życiu minialbumu. Mamy taki duet artystyczny, mocno zainspirowany zespołem Cool Kids of Death. Ostatnio ktoś mnie zapytał, czy znalazłem już swoją muzyczną tożsamość. Ale ja nie szukam. Dopóki to,co robię, odbierane jest jako autentyczne, to mogę stworzyć na przykład projekt punkowy. I nie będzie to żadna „zmiana stylu”. Piosenka, którą napisałeś do „Kamieni na szaniec”, to też był projekt „obok” tego, co robisz ze swoim zespołem. Świetnie to wspominam. To było wielkie wyzwanie, z uwagi na temat. Bohaterami są moi rówieśnicy próbujący bronić rzeczy najcenniejszych. To był pierwszy polski tekst, jaki napisałem. Długo się do niego przygotowywałem. Cieszyłem się, że pierwszy mój pomysł został przyjęty bez zastrzeżeń. Bohaterów jest trzech, ale skupiłem się na postaci Rudego, który nigdy się nie poddał i nie zdradził. Mimo że był torturowany i został zamęczony. Ile koncertów zagrałeś do tej pory? Przez półtora roku około 120, z Curly Heads 50-60. W przyszłym roku znów ruszamy. To znaczy, że przejechałeś całą Polskę wzdłuż i wszerz.To jedna z rzeczy, za którą jesteśmy z chłopakami strasznie wdzięczni dobremu losowi. Początek trasy to zawsze bardziej skupienie nad repertuarem, ale z czasem zaczynamy się rozglądać i podziwiać. Żyjemy w pięknym kraju. Pełnym spokojnych miejsc, gdzie ludzie są uśmiechnięci. Bardzo pociąga mnie ta Polska, która się nigdzie nie spieszy i wygląda na szczęśliwą. Czy granie tych samych piosenek tyle razy jest nużące? Na scenie możemy za każdym razem przekazywać zupełnie inne emocje. Gorzej mają kabareciarze. Podziwiam ich, że dają radę opowiadać ten sam dowcip tyle razy. A jak płytę przyjął twój najwierniejszy kibic? Kilka rzeczy wysłałem mamie wcześniej. Ale udało mi się niedawno wpaść na chwilę do domu w Dąbrowie Górniczej z płytą, już po skończeniu nagrań. Przyjechałem późno, po 23.00, zadzwoniłem do niej i do mojej dziewczyny, że będziemy słuchać płyty. Ostatecznie zostaliśmy w samochodzie pod blokiem i mama cały czas prosiła, żeby przyciszyć. Ale wcale nie dlatego, żeby nie obudzić sąsiadów. Tylko, żeby nikt nie nagrał i nie wpuścił za wcześnie do internetu!
Więcej możesz przeczytać w 46/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.