Czy w Korei powtórzy się gospodarczy krach sprzed dwóch lat?
Na wieść o sprzedaży Daewoo Electronics amerykańskiemu funduszowi inwestycyjnemu Walid Alomar giełda w Seulu zareagowała gwałtownym wzrostem kursów koreańskiego giganta. Inwestorów zachęciła wartość transakcji - ponad 3,2 mld USD. Dzięki niej Amerykanie przejmą kontrolny pakiet w jednej z najlepszych firm koreańskiego konglomeratu. Aby uniknąć bankructwa, Daewoo drastycznie "odchudza" swoje struktury. Walid Alomar będzie kontrolował produkcję we wszystkich fabrykach Daewoo Electronics w kraju i na świecie. To zaś oznacza, że decydować będzie m.in. o dalszych losach zakładów produkujących telewizory w Pruszkowie oraz łódzkiej Foniki. Do tej pory Koreańczycy zainwestowali w modernizację tych przedsiębiorstw ponad 80 mln USD. Sprzedaż za tak znaczną sumę Daewoo Electronics może być dobrym prognostykiem na przyszłość. Założyciel i szef Daewoo, Kim Woo Choong, został bowiem zobowiązany przez władze do pozbycia się wielu innych części kierowanego przez siebie czebola. Wprawdzie "Wszechświat" (tak tłumaczy się nazwę Daewoo) winien jest wierzycielom niemal 48 mld USD, długi są jednak ciągle mniejsze od aktywów, które przekraczają 65 mld USD. Przed pięcioma laty Daewoo miało do oddania "tylko" 10 mld USD. W połowie lat 90. prezes Kim rozpoczął politykę ekspansji. Była ona niesłychanie kosztowna i na dodatek finansowana z kredytów bankowych. Teoretycznie po wyprzedaży niektórych "sreber rodowych" firma powinna wyjść na plus. Koreański rynek będzie teraz z zapartym tchem czekał na wiadomości dotyczące przyszłości Daewoo Heavy Industries. Jeśli i ta potężna spółka zostanie przehandlowana za równie duże pieniądze, to jest nadzieja, że Daewoo przetrwa aktualną burzę, zagrażającą egzystencji tego gospodarczego kolosa. Teorie te potwierdził Kang Bong Kyun, minister finansów Korei. Jego zdaniem, sukces restrukturyzacji czebola zależy teraz prawie wyłącznie od tego, jaką cenę uda się uzyskać za Daewoo Heavy Industries. Według koreańskiego anglojęzycznego dziennika "Korea Herald", spółka ma zostać podzielona na dział budowy okrętów i produkcji maszyn, co ma zwiększyć jej wartość. Operacja ta powinna przyspieszyć rokowania z inwestorami, głównie z Japonii i Niemiec. Minister Kang nie ukrywa, że rząd kibicuje wysiłkom prezesa Kima. Upadek Daewoo miałby bowiem fatalne konsekwencje dla całej Korei Południowej. W tym miejscu jak zły sen powracają kłopoty motoryzacyjnej grupy Kia. W 1997 r. nie była ona w stanie oddać kredytodawcom 10 mld USD. Plajta Kii nadwerężyła krajowy system bankowy i spowodowała bankructwo dziesiątków innych, małych i średnich firm. Kłopoty Kii przyspieszyły kryzys, jaki zatrząsł posadami Korei w grudniu 1997 r. Do niedawna wydawało się, że zaaplikowane leczenie i rekonwalescencja przynoszą efekty i koreańska gospodarka zaczyna się wygrzebywać z dołka. Również międzynarodowe instytucje finansowe, które rok temu rzuciły Seulowi koło ratunkowe (udzielając pożyczek w wysokości ponad 60 mld USD), ostatnio z uznaniem wyrażały się o skutkach podjętej terapii. Gdyby teraz upadło Daewoo, cała misternie odbudowana konstrukcja gospodarcza mogłaby się znowu zawalić. Katastrofa w Korei musiałaby z kolei wywołać efekt domina w sąsiednich krajach. Malezja, Filipiny, Indonezja i Tajlandia również z wielkim trudem wychodzą z zapaści, jaka dotknęła je prawie dwa lata temu. Ich dalsza kuracja może się powieść tylko pod warunkiem, że nie będzie zbyt wielkich zawirowań w Seulu. W przeciwnym razie tym azjatyckim państwom grozi powrót destabilizacji, mogącej się skończyć społeczną rewoltą. Wiosną zeszłego roku niezadowolenie biedoty zmiotło reżim generała Suharto, który 32 lata urzędował w Pałacu Merdeka. Rozruchy pochłonęły tysiące śmiertelnych ofiar. Widmo podobnych wydarzeń nie pozwala spokojnie spać azjatyckim liderom. Mimo optymistycznych informacji na temat woli przekształceń ze strony Daewoo, zagraniczni finansiści ze sporą dozą niepokoju komentują dziś ekonomiczną sytuację nad rzeką Han. Ich zdaniem, władze bez zbytniej werwy i nader opieszale naciskają na reformę rozdętych konglomeratów. Uzyskując pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, prezydent Kim Dae Jung przyrzekł w 1997 r., że natychmiast wpłynie na zarządy wielobranżowych korporacji i zmusi je do rychłych przekształceń. Tymczasem procesy transformacji wyraźnie kuleją. Leciwy gospodarz Błękitnego Pałacu - siedziby koreańskiej głowy państwa - nie jest podobno w stanie wyegzekwować swych żądań od krnąbrnego biznesu. Wielcy bossowie, nawykli do jednoosobowego, despotycznego zarządzania wielopiętrowymi strukturami, niechętnie godzą się na ograniczanie władzy. Wygląda na to, że dopiero po ponagleniach ze strony rządu i banków Daewoo zdecydowało się na restrukturyzację. Najbardziej ekspansywny i "posłuszny" koreański czebol ma się w perspektywie nastawić wyłącznie na wytwarzanie samochodów, handel i budownictwo. Nie wiadomo, czy Daewoo będzie musiało zrezygnować z działalności finansowej, zwłaszcza na rynku papierów wartościowych. Koncern wolałby się jej nie wyrzekać, dysponuje bowiem w tej dziedzinie elitarną, poszukiwaną w kraju kadrą. Kompetencje Daewoo Securities są niedościgłym wzorem dla konkurencji. Pozostałe giganty zwlekają ze zmianami, stawiając pod znakiem zapytania sens sformułowanych jeszcze pół roku temu prognoz, wróżących Korei Południowej siedmioprocentowy wzrost produktu krajowego brutto w 1999 r. Nie można wykluczyć, że ślamazarność czeboli doprowadzi do ponownego spadku PKB. W ubiegłym roku deficyt sięgnął 6 proc. Koreańczycy, przyzwyczajeni do dziesiątków lat systematycznego rozwoju, byli zaszokowani. Znany z socjaldemokratycznych poglądów szef państwa chciałby im w tym roku zaoszczędzić równie silnych wrażeń. Do tej pory wszystko szło dobrze. Według opublikowanych ostatnio w Seulu danych, w pierwszym półroczu nadal szybko zwiększało się tempo eksportu. Rekordowymi wskaźnikami może się pochwalić przemysł elektroniczny. Dzięki rosnącemu eksportowi, m.in. półprzewodników, komputerów, podzespołów ciekłokrystalicznych i aparatów telefonicznych, zarobił on 24 mld USD w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku. Gorsze wyniki ma przemysł petrochemiczny i branża stalowa. Najwięcej chętnych na koreańskie artykuły było w Stanach Zjednoczonych i w Japonii. Malejące zapotrzebowanie na te wyroby odnotowano na terenie Wspólnoty Niepodległych Państw i w Europie Zachodniej. Dzięki dodatniemu bilansowi handlowemu w Korei zapomniano o deficycie obrotów bieżących. Jeszcze w 1997 r. wyniósł on 1,5 proc. PKB, jednak już rok później wypracowano imponującą nadwyżkę w wysokości 12,5 proc. Według dotychczasowych szacunków, tegoroczne saldo handlowe powinno być dodatnie. Jego utrzymaniu sprzyja "tania" koreańska waluta (won), która w relacji do dolara warta jest o 25 proc. mniej niż w grudniu 1997 r. Nieprzerwany wzrost zagranicznych zamówień na koreańskie towary przyczynił się także do odbudowy rezerw dewizowych kraju. Dziś przekraczają one 60 mld USD. Dzięki dużym zapasom waluty Seul w terminie uregulował ratę długu (8 mld USD), którego spłata przypadała w sierpniu. Pomyślne wyniki handlu i wyższy popyt wewnętrzny ułatwiają znalezienie pracy. Bezrobocie spadło do 6,2 proc., choć - jak na Koreę Południową - jest ono i tak ciągle wysokie. Przed załamaniem gospodarki liczba osób bez stałego zajęcia wynosiła ok. 2 proc., a w kraju istniała tradycja komfortowego, dożywotniego zatrudnienia. Surowa rzeczywistość brutalnie rozprawiła się z tradycją. Kryzysowe realia tak samo bezpardonowo obeszły się z małym i średnim biznesem. W ubiegłym roku co miesiąc bankrutowało ok. 3 tys. niewielkich, najczęściej rodzinnych firm. Osłabione banki, niejednokrotnie balansujące na skraju przepaści, nie były w stanie ich wesprzeć. Same stanęły na nogi dopiero po otrzymaniu we wrześniu 1998 r. potężnego (47 mld USD) zastrzyku finansowego od państwa. Operacja ta przy okazji doprowadziła do częściowej nacjonalizacji systemu bankowego. Narodowa waluta zaczęła się stabilizować. To zaś umożliwiło cięcia stóp procentowych, które wynoszą mniej niż 5 proc. Tak niskich stóp nie było w kraju nigdy, nawet w czasach budowy prosperity trwającej od lat 60. Ustalając oprocentowanie na niewysokim poziomie, rząd pragnął przede wszystkim pobudzić społeczne zainteresowanie inwestowaniem. Pragnienia te spełniły się; drobny biznes pełnymi garściami sięgnął po tanie kredyty i powoli odrabia poniesione straty. W styczniu tego roku wartość spółek notowanych na seulskiej giełdzie zaczęła się piąć w górę. Średnio zyskały one ok. 70 proc. Wyśrubowane rezultaty budzą jednak obawy o trwałość zmian. Niepokój wywołuje też możliwość przegrzania koniunktury. Ta niepewność oraz fakt, że czebole nie kwapią się z niezbędną restrukturyzacją, może wytworzyć w Korei Południowej mieszankę piorunującą. Po bolesnych półtorarocznych doświadczeniach porządkowania gospodarki żaden Koreańczyk nie chciałby mieć do czynienia ze skutkami nowego kryzysu.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.