Pozornie wszystko wygląda na przemyślany blitzkrieg, którym ekipa PiS chce zepchnąć opozycję do głębokiej defensywy i trzymać ją tam przez najbliższe lata. Zapowiedzi szybkiego wprowadzenia korzystnych dla obywateli reform mają być dowodem na to, że zwycięzcy ostatnich wyborów dotrzymują słowa. Walka o obsadę Trybunału Konstytucyjnego ma zaspokoić twardy elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego, czyli ma ujawnić, jak bardzo przegniły system stworzyła PO w sojuszu z postkomunistami. Pokazując dominację jednej opcji politycznej w składzie Trybunału, PiS w dużej mierze odziera ten sąd z autorytetu i osłabia pozycję w systemie władzy. W tym wszystkim popełnił jednak zasadniczy błąd w sposobie sprawowania władzy. Dobra zasada rządzenia brzmi tak: dobre informacje dawkuj powoli, złe sprawy załatwiaj szybko.
CHAOS INFORMACYJNY
Wściekła na współpracowników premier Beata Szydło zakazała im publicznego wypowiadania się o planach rządu – dowiedział się nieoficjalnie „Wprost”. Złości pani premier nie ma się co dziwić. Raz minister finansów Paweł Szałamacha mówi, że deficyt budżetowy będzie zwiększony o 4 mld zł. Kilka dni później minister w kancelarii premiera Henryk Kowalczyk opowiada, że deficyt wzrośnie o 10 mld zł. Wątpliwości mogłaby rozwiać premier Szydło na wspólnej konferencji z Szałamachą, ale spotkanie zostaje odwołane, a minister finansów wysyła tylko komunikat, że deficyt będzie zwiększony jednak o 4 mld zł.
W tym samym czasie na linii Kowalczyk – Szałamacha dochodzi do kolejnego sporu. Szałamacha tłumaczy, że podatek bankowy będzie inicjatywą poselską, ponieważ ta droga legislacyjna nie wymaga konsultacji społecznych. Kowalczyk z kolei mówi mediom, że ustawę powinno przygotować ministerstwo. Ten zgrzyt nie tylko wywołuje wątpliwości, czy w rządzie jest zgoda co do kształtu nowego podatku, ale pokazuje, że między Kancelarią Prezesa Rady Ministrów a Ministerstwem Finansów brakuje komunikacji. Nie tylko w tym zresztą. Podczas exposé Beata Szydło ogłosiła, że do budżetu ma wpłynąć o miliard złotych więcej z dywidend wypłacanych przez spółki kontrolowane przez państwo. Ale świeżo mianowany minister energii Krzysztof Tchórzewski uważa, że dywidendy nie powinny płacić spółki energetyczne, które generują ogromny dochód. Jego zdaniem powinny raczej kupować węgiel od kopalni i w ten sposób je ratować. W tej sytuacji trudno zrozumieć, jaki jest plan rządu, bo realizacja tych dwóch postulatów oznaczałaby ogolenie do gołej skóry firm z branży finansowej, czyli PKO BP i PZU. To pozbawiałoby je pieniędzy na jakiekolwiek inwestycje i obniżałoby znacznie ich wartość.
Źródło – Raport WEI
Rząd może w krótkim okresie przyspieszać wzrost PKB, finansując znaczny skok wydatków sporym zadłużeniem się, przy czym negatywne konsekwencje takiego działania ujawnią się dopiero w średnim okresie. Rząd może też manipulować sposobami obliczania zadłużenia. Oba te zjawiska miały miejsce w Polsce ostatnio: zarówno w 2009, jak i 2010 r. deficyt sektora finansów publicznych przekroczył 7 proc. władza wielokrotnie wpływała na sposób liczenia długu. Uznawała, że na przykład dług zaciągany na budowę dróg nie jest długiem, czy też że dług zaciągany na budowę linii kolejowych nie jest długiem, lub że dług emerytalny nie jest długiem. W Polsce zarówno dług publiczny, jak i prywatny rosną szybciej niż PKB. W 15 lat prawie podwoiliśmy sumę oficjalnego długu publicznego i prywatnego w relacji do PKB! Z nieco ponad 100 proc. PKB w 1999 r. dobiliśmy do prawie 200 proc. w 2014 r.!
Źródło – Raport WEI
Wyjściem z tego zamieszania mogłaby być na przykład jasna deklaracja wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego, który ma odpowiadać za kierunki rozwoju państwa, ale takie ambicje ma też drugi wicepremier Piotr Gliński. Oficjalnie przyznaje on, że ma się zajmować opracowywaniem strategii gospodarczych, choć sam jest ministrem kultury. W tej sprawie milczy także Paweł Szałamacha, który zdaje się swój resort traktować jak oblężoną twierdzę i nie konsultuje się z innymi ministrami w sprawie ustalenia źródeł dochodów.
TRUDNE OTWARCIE
Oczywiście brak koordynacji działań rządu w pierwszych tygodniach można złożyć na karb chaosu, jaki nowa ekipa zastała – w piątek podczas spotkania z przedsiębiorcami ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców wice premier Mateusz Morawiecki przyznał, że wpływy z VAT będą o kilkanaście miliardów niższe, niż zakładano. Inny minister mówi, że osadzeni przez PO urzędnicy resortów gospodarczych stosują strajk włoski. Niepytani nie informują swoich przełożonych o ważnych wydarzeniach, planach czy wydatkach. – Wygląda to trochę tak, jakbyśmy mieli przeciwko sobie kilkuset podległych pracowników – przyznaje Morawiecki. W tym wszystkim dziwi jednak, że politycy PiS nie informują o tym stanie społeczeństwa. W raporcie „Bilans otwarcia 2016”, jaki dla ZPP przygotował Paweł Dobrowolski, widać, jak poprzednia ekipa zadłużała państwo oraz jak ukrywała długi (patrz wykres). Racjonalne pokazanie stanu finansów publicznych oraz zagrożeń wynikających z dalszego zadłużania państwa pomogłoby wytłumaczyć rozłożenie w czasie planowanych reform, które będą generowały koszty dla budżetu centralnego. W ten sposób rząd Beaty Szydło mógłby osiągnąć jednocześnie dwa cele – rozłożyć w czasie popularne wśród obywateli reformy (500 zł na dziecko, podniesienie kwoty wolnej od podatku, obniżenie wieku emerytalnego), co spowodowałoby, że co jakiś czas dostawaliby oni pozytywny bodziec, a po drugie rozłożyć w czasie skutki finansowe planowanych zmian. Poza zwykłą polityczną taktyką takie rozwiązanie wprowadzało mniejsze zamieszanie na rynku.
W nieoficjalnych rozmowach członkowie gabinetu Beaty Szydło przyznają, że takie postępowanie nakazywałby pragmatyzm, ale nowa ekipa rządząca wydaje się jednak nie mieć żadnego planu komunikacji ze społeczeństwem. W ten sposób poczucie panującego chaosu staje się jeszcze bardziej powszechne, a na plan pierwszy wysuwa się drugorzędny z punktu widzenia przeciętnego obywatela spór o Trybunał Konstytucyjny.
OFENSYWA PREZYDENTA
Poziom zamieszania dodatkowo wzmagają działania prezydenta Andrzeja Dudy. Bez konsultacji z rządem przygotował on dwie ustawy – o kwocie wolnej i wieku emerytalnym – które powodują ogromne wydatki dla budżetu państwa. Wprowadzenie pierwszej może oznaczać zmniejszenie wpływów do budżetu o około 10 mld zł rocznie – co prawda w pierwszej fazie strata dla budżetu mogłaby oznaczać około 20 mld zł, ale pieniądze te niemal natychmiast wróciłyby na rynek i generowały kolejne wpływy podatkowe. Obniżenie wieku emerytalnego podczas bieżącej kadencji będzie oznaczało koszt około 40 mld zł. Obciążenia będą rosły z każdym rokiem, gdy będzie malała liczba osób płacących składki, a rosła grupa emerytów. Dla ministrów obecnego rządu nagła aktywność Andrzeja Dudy była zaskoczeniem, bo do tej pory nie prowadził on polityki w oderwaniu od sytuacji PiS. – Skutków tych projektów nie omawialiśmy na razie ani na posiedzeniu rządu, ani na mniej formalnym spotkaniu ministrów gospodarczych. Nie rozmawialiśmy też o skutkach tych projektów dla budżetu – przyznaje jeden z członków gabinetu Szydło. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje to, że obecna premier zdecydowała nie powoływać swojej rady gospodarczej. Zapowiedziała, że będzie korzystać z doradców prezydenta. Biorąc jednak pod uwagę kształt projektu ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego, jaki wyszedł z kancelarii Andrzeja Dudy, można sądzić, że pierwsze skrzypce grają tam związkowcy. Świadczy o tym choćby taki fragment uzasadnienia ustawy: „Jak wynika z danych statystycznych, tendencji do wydłużania się średniego dalszego trwania życia osób w wieku 65 lat w Polsce nie towarzyszy proces wydłużania się przeciętnej długości życia w dobrym zdrowiu. Polacy wprawdzie żyją coraz dłużej, ale jednocześnie nie wydłuża się ich zdolność do pracy”. Kancelaria Prezydenta stwierdza to w czasie, gdy wszystkie dane wskazują rekordowy wzrost aktywności zawodowej ludzi w wieku 55+.
Przesyłając do Sejmu projekt ustawy emerytalnej, prezydent postawił rządzącą ekipę w trudnej sytuacji. Jeśli go nie zmieni, narazi się na poważne kłopoty budżetowe, jeśli go złagodzi, może zarysować się konflikt na linii prezydent – premier. W tej rozgrywce Beata Szydło stanęłaby na straconej pozycji, ponieważ na razie jej pozycja polityczna nie jest zbyt wysoka. Wicepremierami w jej rządzie są osoby pozbawione politycznego zaplecza, a więc nie są nawet w stanie wymusić własnych rozwiązań na stojących teoretycznie niżej w hierarchii ministrach. W tej sytuacji wszystkie ważniejsze decyzje ministrowie konsultują z Jarosławem Kaczyńskim,pomijając zależność wynikającą ze struktur rządowych.
ZŁE INFORMACJE DLA FRANKOWICZÓW
W tym zamieszaniu na plan dalszy zszedł inny sztandarowy punkt programów wyborczych Andrzeja Dudy i PiS, czyli pomoc frankowiczom. Zdzisław Sokal, obecnie przedstawiciel prezydenta w Komisji Nadzoru Finansowego, a jednocześnie kandydat na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego, jest sceptyczny wobec rozwiązań korzystnych dla obywateli. Podczas spotkania w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, dotyczącym właśnie sposobów rozwiązania problemów frankowiczów, Sokal skupiał się niemal wyłącznie na tym, że operacja taka przyniesie stratę bankom. – Ani razu nie wspomniał, jakie koszty ponoszą kredytobiorcy – mówi uczestnik tego spotkania. Było to zresztą dla przedsiębiorców zaskoczeniem, bo deklaracje polityków obozu PiS były zupełnie inne.
Podczas piątkowego wystąpienia w ZPP wicepremier Mateusz Morawiecki mówił wiele o patriotyzmie ekonomicznym i konieczności polonizacji naszej gospodarki. Podkreślił, że celem rządu jest doprowadzenie do tego, by większa niż obecnie część zysków generowanych przez podmioty działające w naszym kraju tutaj zostawała, że tylko wówczas będziemy w stanie redukować swój dług i wrócić na drogę szybkiego wzrostu. Brzmiał przekonywająco, ale na razie nie wiemy, jak zamierza zrealizować te deklaracje. �
©� WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
Bieżące informacje ze świata polityki na WPROST.PL
ZAGROŻENIA MIĘDZYNARODOWE
Polska gospodarka ze względu na swój półperyferyjny charakter jest w dużym stopniu uzależniona od zewnętrznej koniunktury i posiada małe możliwości mitygowania transmisji negatywnych szoków gospodarczych do naszej gospodarki. Cena pieniądza w USA jest zarówno odzwierciedleniem międzynarodowej koniunktury, jak i wpływa na tę koniunkturę. Wobec narastającego zadłużenia Polski następny cykl podwyżek ceny pieniądza w USA może spowodować trudności w bieżącym regulowaniu zadłużenia przez polskie podmioty. A jeśli nie podniesienie ceny pieniądza przez FED, to kryzys wypłacalności Polski spowodować mogą jeszcze następujące zjawiska: niemiecka gospodarka kiedyś wejdzie w recesję, koniec dużych transferów z UE, wyczerpanie się naszych rezerw wzrostu, prywatyzacja niewydajnych państwowych firm, otworzenie na handel ze światem zachodnim, import technologii i know-how, zwiększanie zadłużenia, młode społeczeństwo. wzrost wydatków emerytalnych związany z przejściem na emeryturę wyżu obecnych 50-latków, fala niewypłacalności państw rozwiniętych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.