Zaczynali, gdy polski hip-hop dopiero się rodził. Jednych irytowały jęki, przekleństwa i egzaltacja w oparach marihuany, z którymi kojarzyły się ich piosenki. Inni uznali, że album „Księga tajemnicza. Prolog” wskazuje kierunek rozwoju dla całego gatunku, i podążyli ścieżkami, które wytyczył Kaliber 44. Przez te dwie dekady zespół stał się nieco przykurzoną legendą, a hip-hop wszedł na salony. Te muzyczne i te polityczne, bo w końcu raper Liroy jest dziś posłem na Sejm Rzeczypospolitej.
Scyzoryk i zakon Marii
Przed Kalibrem polski rap swą stolicę miał w Kielcach. Rok przed debiutem katowickiego zespołu ukazał się hitowy album, który sprawił, że do polskiego rapu przylgnęła łatka muzyki infantylnej i wulgarnej. Mowa o „Alboomie” Liroya. Dzieci biegały po podwórkach, pokrzykując: „Scyzoryk, scyzoryk, tak na mnie wołają”, a imię poczciwego rysunkowego psa zaczęło się kojarzyć z seksem (za sprawą utworu „Scoobiedoo Ya”). Jednak już kilkanaście miesięcy później zaczęła się moda na psychorap. Bo tak właśnie określono estetykę, jaką wypromował swoimi utworami Kaliber 44. W roku 1996 muzykę kupowano przede wszystkim na kasetach, nie inaczej było w przypadku „Księgi tajemniczej. Prologu”. Album Kalibra 44 brzmi zresztą, jakby został stworzony z myślą o tym niedoskonałym nośniku. Po wciśnięciu w walkmanie przycisku „play”, słuchawki wypełnia najpierw charakterystyczny szum. Po chwili wyłaniają się z niego pluski, zgrzyty i szelesty, które dopełnia przytłumiony głos oznajmiający słuchaczom, że oto „idą goście, drzwi otwórzcie się na oścież”.
Trzej nastolatkowie z katowickich Bogucic, którzy stali się znani pod pseudonimami Ś.P. Brat Joka, AbradAb i Mag Magik, przedstawiają tu psychodeliczne wizje niczym z narkotycznej prozy Williama S. Burroughsa. Sen miesza się z jawą, a marzenia z koszmarami. Utwory Kalibra 44 grano w radiu i telewizjach muzycznych, zespół występował na trasach koncertowych razem z Kazikiem i jego Kultem, który był wtedy u szczytu popularności. Efekt? Sto tysięcy sprzedanych egzemplarzy debiutanckiej płyty. Ale to było coś więcej niż zespół. Hasłem rozpoznawczym dla wspólnoty fanów stało się sformułowanie „Zakon Marii”. Wtajemniczeni wiedzieli, że chodzi o marihuanę. Szybko pojawili się naśladowcy stylu zespołu, z których bodaj najciekawszy był
3-X-Klan. Po kilku latach jeden z członków tego składu – Rahim – stworzy wraz z Magikiem z Kalibra 44 kultową Paktofonikę. Sukces Liroya i płyty „Księga tajemnicza. Prolog” sprawia, że hiphopowych talentów zaczynają szukać wytwórnie płytowe. Nie mają z tym wielkich problemów, bo rap staje się powoli muzyką blokowisk. Młodzi ludzie odkrywają, jak łatwo można tworzyć tę muzykę na prostych komputerach osobistych. Największe ożywienie zaczyna się w Warszawie, gdzie mają siedziby najważniejsi gracze w polskim show-biznesie. Płyty dla koncernów nagrywają Mistic Molesta i Stare Miasto. Składankę wydaje DJ 600V, pierwszy rapowy producent nad Wisłą. W „Produkcji hip-hop” – podzielonej na części „Strona ciemna” i „Strona jasna” – prezentuje dokonania artystów nagrywających „uliczny rap”. Składanka ukazuje się w 1998 r. – w tym samym mniej więcej czasie co drugi album Kalibra 44.
Jesteś bogiem muzyki
Na białym tle cztery kreślone czarnym flamastrem kościotrupy. Na górze napis Kaliber 44, a na dole rozsypane słowa, z których ułożyć można było zdanie „W 63 minuty dookoła świata”. Okładka drugiego krążka zespołu została zapamiętana przez fanów tak samo jak piosenki. A te były zdecydowanie bardziej przebojowe niż na pierwszej płycie. Tym razem raperzy odeszli od wokalnych eksperymentów, prezentując coś, co w hip- -hopie nazywane jest flow, a kiedyś określano to mianem melorecytacji. Chodzi o indywidualny sposób frazowania, wrzucania tekstu na podkład muzyczny. Najważniejszym odkryciem tych nagrań było jednak to, jak bardzo plastyczna jest polszczyzna, przez wielu uważana za język nienadający się do śpiewania muzyki popularnej. Owszem w polskim rapie gry słowne były oczywistością od samych jego początków, ale to Kaliber 44 na drugiej płycie wzniósł tę umiejętność na najwyższy poziom. Nikt przed nimi nie żonglował z taką wprawą metaforami i nie wykorzystywał już samego brzmienia słów. Do tego muzycy potrafili w swoją narrację wplatać zaskakujące i żartobliwe aluzje, a to do filozofii („według Johna Locke’a znów pryska powłoka”), a to do literatury („Lem jest fantastą / Pisze, że przybysze są zieloni jak ciasto kiwi”).
Warto dodać, że przywołane cytaty pochodzą z „Filmu”, który stał się autentycznym przebojem, co dobrze świadczy o poziomie rapowej publiczności. Album Kalibra 44 pokrył się złotem, a polski hip-hop właśnie wspinał się na nowy poziom. Przede wszystkimstał się głosem nowego, dorastającego już w wolnej Polsce, pokolenia. Poza tym na rynku pojawiło się kilka przełomowych dla gatunku płyt. Debiutował popularny do dziś Tede (płyta „Nastukafszy” nagrana pod szyldem TrzyHa/Warszafskiego Deszczu), a Sokół – szerokiej publiczności znany z rubasznego hitu „W aucie” – wydał swój jedyny krążek z ZIP Składem.
Pojawił się też hiphopowy drugi obieg, nagrania nieobecne w wielkich sieciach handlowych, rozprowadzane wśród znajomych. Asfalt – dziś prężna marka, która stoi nie tylko za wydawaniem albumów, ale też za prowadzeniem sklepu internetowego – wydał pierwszy album zespołu współtworzonego przez braci Waglewskich: Fisza i Emade. Ważne dla gatunku były też nagranie Poemy Faktu oraz Grammatika. Mimo sukcesu drugiego albumu z Kalibra 44 odszedł Magik, po to by założyć Paktofonikę. W roku 2000 ukazał się ostatni jak dotąd krążek Kalibra 44. „3:44” brzmiał zupełnie inaczej niż wcześniejsze nagrania. Recenzenci pisali, że to „najbardziej hiphopowa z płyt Kalibra” – i nie była to pochwała. Po katowickiej grupie oczekiwano czegoś więcej niż banalnych melodyjek i historyjek o jeżdżeniu samochodem po mieście.
Publiczność znalazła sobie nowych ulubieńców – Paktofonikę. Ich „Kinematografia” aż dwa razy na przestrzeni kilkunastu lat zmieniła historię gatunku. To wydarzenie w zasadzie bez precedensu. Pierwszy raz stało się tak w momencie premiery – ze względu na olbrzymi komercyjny sukces singla „Jestem bogiem” oraz z powodu samobójczej śmierci Magika zaledwie osiem dni po ukazaniu się albumu. O zespole, jego historii, wreszcie o samym rapie zaczęło się wtedy mówić w mediach głównego nurtu. Drugi raz Paktofonika wpłynęła na oblicze rapu, gdy na ekrany kin weszło „Jesteś Bogiem” w reżyserii Leszka Dawida – film opowiadający tragiczną historię Magika. Stał się on jednym z największych sukcesów polskiej kinematografii po 1989 r., obejrzało go prawie 1,5 mln widzów. A jednocześnie za jego sprawą polski rap zyskał swoją największą legendę, niezwykłego, wrażliwego artysty, który nie radził sobie z życiem. To był jeden z ważnych argumentów, by uznać hip-hop za prawdziwą sztukę, i tak zaczęto gatunek traktować w mediach.
CZAS HIPHOPOLO
Wraz z odejściem w cień Kalibra 44 na pierwszą linię wysunął się AbradAb. Okazało się, że to właśnie jego pomysł na rap spodobał się publiczności, która wtedy oczekiwała utworów w rodzaju „Miasto jest nasze”. Hip-hop z subkultury dla zbuntowanych nastolatków stawał się powoli muzyką do zabawy. Kluczowym momentem okazał się koncert Hip-Hop Opole zorganizowany po raz pierwszy w 2001 r. w ramach festiwalu. Duży koncert z profesjonalną oprawą wizualną i transmisją w TVP musiał zmienić nieco kierunek, w jakim rozwijała się scena.
Zdaniem ortodoksów zmienił się na gorsze. Choć w Opolu występowali artyści tacy, jak Peja, Fisz, O.S.T.R. czy Molesta i Warszafski Deszcz, to nie ich utwory polubił masowy odbiorca. Utwory melodyjne i chwytliwe prezentowali Ascetoholix – stworzony przez Donia i Libera (znany głównie z utworu „Suczki, znamy wasze sztuczki”), Mezo czy JedenOsiem L. To właśnie ich muzyka trafiała pod strzechy. Nowy nurt określano pogardliwym mianem hiphopolo i upatrywano w nim największego zagrożenia dla „prawdziwego” rapu. Ortodoksi twierdzili, że najważniejsza w hip-hopie zasada to „po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy”. Każdy, kto ich zdaniem postępował inaczej, był oskarżany o zdradę i „komercję”. Z ostracyzmem spotkał się choćby Tede, który nagrał singiel z Natalią Kukulską.
Paradoksalnie – w tym samym czasie prawdziwą komercją były płyty ortodoksyjnych raperów. Na przykład Peja i jego Slums Attack z albumem „Na legalu?” bez trudu uzyskali status platynowej płyty w czasach, gdy oznaczało to sprzedaż ponad 100 tys. sztuk.
Hip-hop doczekał się też dokumentu „Blokersi” autorstwa Sylwestra Latkowskiego. Fani i twórcy hip-hopu zarzucali twórcy filmu, a także publicyście Mirosławowi Pęczakowi bezpodstawne wpisywanie tej muzyki w kontekst „biednych dzieciaków z blokowisk, które mogłyby zażywać narkotyki i pić alkohol, ale na szczęście wolą o tym nagrywać rap”. Owszem, w wielu przypadkach właśnie tak było, ale hip-hop to zjawisko, wbrew pozorom, szalenie demokratyczne. Mieszczą się tu zarówno artyści tacy jak Popek, wokalista Gangu Albanii, człowiek happening, tatuujący sobie gałki oczne dla uciechy publiczności i kojarzący się wizerunkowo raczej ze środowiskiem przestępczym. Ale jest też miejsce dla wrażliwych inteligentów i erudytów w rodzaju Łony.
RAP KLASYCZNY
Od chwili rozpadu Kalibra 44 polski rap wszedł do kulturalnego mainstreamu. Raperzy prowadzą własne programy w radiu i telewizji, pojawiają się publikacje naukowe o hip-hopie, ba, mieliśmy już przedstawicieli gatunku w konkursie Eurowizji. Był nim Donatan, który wraz z wokalistką Cleo z rapera przeistoczył się w autora młodzieżowej muzyki biesiadnej. Jego „My, Słowianie” oraz „Brać” (nagrana z Enejem) należą do największych hitów polskiego internetu (60 i 40 mln odsłon na YouTubie). Pojawiło się pokolenie twórców, którzy nie potrzebują ani kontraktu z wytwórnią, ani wsparcia tradycyjnych mediów, by zyskać sławę. Najświeższe przykłady to Quebonafide i Taco Hemingway. Ten pierwszy doskonale wykorzystał narzędzia, jakie pokoleniu „millenialsów” dała sieć WWW (promocja na Facebooku, YouTubie, sprawny i bezpośredni kontakt z odbiorcami). Ten drugi kilka miesięcy temu szturmem zdobył szacowną Listę Przebojów Trójki. Dokonał tego ze swoim utworem „Następna stacja”, który stał się numerem 1 jako pierwszy w historii utwór rapowy. Uznano to za przełom, bo gusta słuchaczy audycji Marka Niedźwieckiego są raczej konserwatywne. Część z nich 20 lat po premierze „Księgi tajemniczej. Prologu” uderzyła w tony, które towarzyszyły sukcesowi pierwszej płyty Kalibra 44. Pojawiły się pytania, czy „to w ogóle jest muzyka?”, i komentarze, że „to nie ma żadnej wartości”.
Większość publiczności uważa już jednak inaczej. Zespół Kaliber 44 po kilkunastu latach przerwy wraca jako klasyk, rapowy dinozaur, jak kiedyś nazywano reaktywowane grupy rockowe. Jak na popkulturę dwie dekady historii to naprawdę całkiem solidna tradycja, dość powiedzieć, że na scenę wkraczają dzieci raperów (O.S.T.R. coraz częściej pozwala publicznie prezentować umiejętności swojemu synowi). Pierwsza od lat piosenka Kalibra 44 „Nieodwracalne zmiany” świetnie podsumowuje tych 20 lat. Daje też nadzieję na to, że na „4:44”, czyli czwartym krążku zespołu (który premierę będzie miał 13 lutego, a więc 44. dnia roku), usłyszymy klasyków w formie równie dobrej jak ta z czasów debiutu. ■
©� WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
5 NAJWAŻNIEJSZYCH ALBUMÓW POLSKIEGO RAPU
„KSIĘGA TAJEMNICZA. PROLOG”
Kaliber 44 (1996) – płyta, dzięki której polski rap stał się sztuką
„ŚWIATŁA MIASTA”
Grammatik (2000) – nowa jakość na polskiej scenie, teksty intymne, liryczne i nostalgiczne
„CZYSTA BRUDNA PRAWDA”
Sokół i Marysia Starosta (2011) – sugestywne opowieści z wielkomiejskich zaułków
„CZTERY I PÓŁ”
Łona i Webber (2011) – sarkazm, ironia i erudycja, a do tego świetna muzyka
„UMOWA O DZIEŁO”
Taco Hemingway (2015) – opowieści z perspektywy pokolenia „millenialsów”
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.