Na początku zeszłego tygodnia wydawało się, że wybuch otwartego konfliktu politycznego w Mołdawii jest już nieunikniony. Antyrządowi demonstranci, którzy wcześniej szturmowali budynek parlamentu, dali ultimatum rządowi utworzonemu zaledwie kilka dni wcześniej pod egidą największego mołdawskiego oligarchy. Główni przywódcy opozycji – Andrei Nastase z grupy obywatelskiej Godność i Prawda, Igor Dodon, lider Partii Socjalistów Republiki Mołdawii, i Renato Usatîi z Naszej Partii – odgrażali się, że jeśli rząd nie ustąpi do czwartku, to demonstranci „odwołają się do drastyczniejszych metod działania”. Na szczęście skończyło się na pogróżkach i przepychankach. Przywódcy opozycji, powołując się na poparcie 100 tys. ludzi, nadal domagają się rozwiązania parlamentu i nowych wyborów, ale ich pozycja słabnie. Nowej rewolucji na razie chyba nie będzie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.