Włoscy karabinierzy zaniemówili, kiedy pod koniec stycznia weszli do bunkra ukrytego w górach Reggio di Calabria. Ujrzeli arsenał, jakiego próżno szukać na wielu posterunkach policji. Poręczne glocki, kolekcjonerskie colty czy szturmowe kałasznikowy to tylko część kolekcji, jaką zgromadzili 47-letni Giuseppe Ferraro i młodszy o dziesięć lat Giuseppe Crea. Poszukiwani od lat bossowie ‘ndrąnghety zaszyli się w górach, żywiąc nadzieję, że depcząca im po piętach obława w końcu ucichnie. Nie udało się. Mafiosi odpowiedzialni za handel narkotykami i zlecanie morderstw byli tak zaskoczeni najściem policji, że nawet nie zdążyli sięgnąć po broń. Kiedy leżeli skuci na ziemi, klęli tylko i odgrażali się. – Choć byli odcięci od świata, nadal kierowali działaniami swojego gangu – przyznał prokurator Federico Cafiero De Raho.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.