Na fasadach bloków coraz więcej przejawów indywidualności i wyobraźni ludzi mieszkających za balkonowymi drzwiami
Coraz więcej balkonów jest ukwieconych. O tej porze potęga balkonowego kwitnienia jest największa. Jakiż to ładny zwyczaj, ileż dzięki niemu znika brzydoty z PRL-owskich blokowisk, jak to miło popatrzeć na tysiące pomysłowych sposobów zamienienia balkonów w minikwietniki i jak to miło - jeśli tylko można - usiąść wśród kwiatów, podumać, pogadać czy wypić zimne piwo.
Od lat zaraz po trzech ogrodnikach urządzamy z Haliną, moją żoną, balkon. Koncepcję - co roku inną - wymyślamy wcześniej, potem wspólnie kupujemy kwiatki, Halina je sadzi, a ja aż do pierwszych przymrozków je pielęgnuję. Każde rano zaczyna się od obrządku "żywiołki" na balkonie. Kiedy zaś widzę, że kwiecie zwraca uwagę przechodniów, a zdarzało mi się parę razy usłyszeć: "Ma pan najładniejszy balkon na osiedlu", moja próżność zostaje zaspokojona i to zaspokojona nieszkodliwie, korzyść dodatkowa. Ukwiecanie balkonów to także zwyczaj bardzo twórczy gospodarczo, właściwie patriotyczny. I niech się upowszechnia, i oby z każdego balkonu w naszych domach wyglądały wesołe, dobrze zadbane petunie, pelargonie, surfinie, niecierpki, begonie i wiele, wiele innych. Wyobrażacie sobie Państwo, jaki w ten sposób tworzy się rynek? Piękny rynek - na sadzonki, skrzynki, ziemię ogrodniczą, nawozy, polewaczki, porady. Jakieś siedem lat temu jechaliśmy z żoną samochodem przez Tyrol, podziwiając kaskady surfinii spadające z balkonów i zazdrośnie komentując: "Boże, dlaczego u nas nie może być podobnie?". Coś takiego było w PRL, co sprawiało, że ludziom, szczególnie mieszkańcom owych "mrowiskowców", do głowy nie przyszło, że można mieć trochę radości z kwiatków za szybą i że balkon może być czymś innym niż wystawioną na pokaz komórką z rupieciami. Oczywiście, nasz biedny od zawsze (ale może nie na zawsze) kraj nie może dorównać bogatemu Tyrolowi. Nie usuniemy też szybko skutków budowlanej szpetoty, którą zostawił po sobie równie szpetny socjalizm realny. Ale kwiaty na balkonach? To przecież nie taki wielki wydatek, tym bardziej że i balkony zostały nam niewielkie. No i gonimy Tyrol, surfinia zawojowuje Polskę, a na fasadach bloków coraz więcej objawianych publicznie przejawów indywidualności i wyobraźni ludzi mieszkających za balkonowymi drzwiami! Dlaczego jednak piszę tę pochwałę balkonów umajonych teraz, a nie wiosną, kiedy kwiatki się sadzi? Piszę ją teraz, by zwrócić uwagę i poprosić: skoro już kwiatki sadzimy, to o nie dbajmy! Teraz, kiedy większość umajonych balkonów pięknie kwitnie, widać szczególnie dotkliwie, jak na wielu innych dogorywają rośliny zagłodzone, zmaltretowane. Balkon pusty jest smutny, ale ten z umierającymi przed czasem roślinami nie najlepiej świadczy o mieszkańcach. Skoro już posadziliśmy kwiatki, dbajmy o nie, niech żyją i kwitną do później jesieni. A wracając do surfinii, która zyskuje wyjątkową popularność - ona musi mieć dużo słońca, podobnie jak pelargonia. Musi być - podobnie jak pelargonia - podlewana codziennie, dosyć obficie, najlepiej z dodatkiem nawozu syntetycznego ze dwa razy w tygodniu. I jeszcze jedna bardzo ważna rada - obcinajcie państwo systematycznie kwiatki, które zwiędły, by roślina (nieważne: pelargonia, surfinia czy inna) nie wytwarzała owoców. To wiem od Dorotki, mojej córki, biologa. "Tato - powiedziała mi pewnego dnia - trzeba obcinać owocniki, bo owocowanie jest dla rośliny wysiłkiem i sygnałem, że już zrobiła to, czego od niej wymaga natura, nakwitła się i dosyć!". Obcinam więc i daje to świetne wyniki, a piszę o tym, bo dla kilku znajomych była to zupełna nowość, więc może i niektórzy z Państwa, czytający ten felieton i kwiatki pielęgnujący, tego nie wiecie. Gonimy Tyrol, tego lata jesteśmy bliżej niego niż rok temu. Gdy więc w przyszłym roku minie trzech ogrodników, ukwiećmy jeszcze więcej balkonów. "Alleluja i do przodu" - jak mawia ksiądz Rydzyk, którego postępków i poglądów nie poważam, ale powiedzenie mi się podoba, a do kwestii balkonów powrócę na wiosnę.
Od lat zaraz po trzech ogrodnikach urządzamy z Haliną, moją żoną, balkon. Koncepcję - co roku inną - wymyślamy wcześniej, potem wspólnie kupujemy kwiatki, Halina je sadzi, a ja aż do pierwszych przymrozków je pielęgnuję. Każde rano zaczyna się od obrządku "żywiołki" na balkonie. Kiedy zaś widzę, że kwiecie zwraca uwagę przechodniów, a zdarzało mi się parę razy usłyszeć: "Ma pan najładniejszy balkon na osiedlu", moja próżność zostaje zaspokojona i to zaspokojona nieszkodliwie, korzyść dodatkowa. Ukwiecanie balkonów to także zwyczaj bardzo twórczy gospodarczo, właściwie patriotyczny. I niech się upowszechnia, i oby z każdego balkonu w naszych domach wyglądały wesołe, dobrze zadbane petunie, pelargonie, surfinie, niecierpki, begonie i wiele, wiele innych. Wyobrażacie sobie Państwo, jaki w ten sposób tworzy się rynek? Piękny rynek - na sadzonki, skrzynki, ziemię ogrodniczą, nawozy, polewaczki, porady. Jakieś siedem lat temu jechaliśmy z żoną samochodem przez Tyrol, podziwiając kaskady surfinii spadające z balkonów i zazdrośnie komentując: "Boże, dlaczego u nas nie może być podobnie?". Coś takiego było w PRL, co sprawiało, że ludziom, szczególnie mieszkańcom owych "mrowiskowców", do głowy nie przyszło, że można mieć trochę radości z kwiatków za szybą i że balkon może być czymś innym niż wystawioną na pokaz komórką z rupieciami. Oczywiście, nasz biedny od zawsze (ale może nie na zawsze) kraj nie może dorównać bogatemu Tyrolowi. Nie usuniemy też szybko skutków budowlanej szpetoty, którą zostawił po sobie równie szpetny socjalizm realny. Ale kwiaty na balkonach? To przecież nie taki wielki wydatek, tym bardziej że i balkony zostały nam niewielkie. No i gonimy Tyrol, surfinia zawojowuje Polskę, a na fasadach bloków coraz więcej objawianych publicznie przejawów indywidualności i wyobraźni ludzi mieszkających za balkonowymi drzwiami! Dlaczego jednak piszę tę pochwałę balkonów umajonych teraz, a nie wiosną, kiedy kwiatki się sadzi? Piszę ją teraz, by zwrócić uwagę i poprosić: skoro już kwiatki sadzimy, to o nie dbajmy! Teraz, kiedy większość umajonych balkonów pięknie kwitnie, widać szczególnie dotkliwie, jak na wielu innych dogorywają rośliny zagłodzone, zmaltretowane. Balkon pusty jest smutny, ale ten z umierającymi przed czasem roślinami nie najlepiej świadczy o mieszkańcach. Skoro już posadziliśmy kwiatki, dbajmy o nie, niech żyją i kwitną do później jesieni. A wracając do surfinii, która zyskuje wyjątkową popularność - ona musi mieć dużo słońca, podobnie jak pelargonia. Musi być - podobnie jak pelargonia - podlewana codziennie, dosyć obficie, najlepiej z dodatkiem nawozu syntetycznego ze dwa razy w tygodniu. I jeszcze jedna bardzo ważna rada - obcinajcie państwo systematycznie kwiatki, które zwiędły, by roślina (nieważne: pelargonia, surfinia czy inna) nie wytwarzała owoców. To wiem od Dorotki, mojej córki, biologa. "Tato - powiedziała mi pewnego dnia - trzeba obcinać owocniki, bo owocowanie jest dla rośliny wysiłkiem i sygnałem, że już zrobiła to, czego od niej wymaga natura, nakwitła się i dosyć!". Obcinam więc i daje to świetne wyniki, a piszę o tym, bo dla kilku znajomych była to zupełna nowość, więc może i niektórzy z Państwa, czytający ten felieton i kwiatki pielęgnujący, tego nie wiecie. Gonimy Tyrol, tego lata jesteśmy bliżej niego niż rok temu. Gdy więc w przyszłym roku minie trzech ogrodników, ukwiećmy jeszcze więcej balkonów. "Alleluja i do przodu" - jak mawia ksiądz Rydzyk, którego postępków i poglądów nie poważam, ale powiedzenie mi się podoba, a do kwestii balkonów powrócę na wiosnę.
Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.