Sypie się ziarno w telewizyjnych "Wiadomościach", w "Panoramie", a także w najlepszym programie informacyjnym, czyli w "Faktach" w TVN
W państwowej - bo przecież nie publicznej - telewizji jedna i ta sama przyczepa obsługuje kilka wydań "Wiadomości" i "Panoramy". Cóż, po krótkiej, bo zaledwie dziesięcioletniej, przerwie wracamy do "DTV" i "Wieczoru z dziennikiem", choć "wieczór z nocnikiem" byłby bardziej na miejscu. Jeszcze prezydent Kwaśniewski w relacji ze spotkania z dyrektorami śląskich hut udzieli wskazówek, jaką blachę powinni produkować oraz dlaczego, i poczujemy się jak w PRL. Na szczęście jest Andrzej Lepper i dzięki niemu Polacy wcześniej urodzeni, tacy jak ja, nie mają wrażenia déj? vu. W PRL nie było miejsca dla takich przywódców strajków chłopskich, jak Lepper czy Serafin. Był Gucwa, Malinowski, Barcikowski, na drogach był porządek i w sklepach też było czysto, zwłaszcza u rzeźnika. Dlatego kocham Leppera, który będąc produktem PRL, będzie zarazem grabarzem PRL na wsi. Otóż tak, przez ostatnie dziesięć lat transformacja ustrojowa objęła głównie obszary wielkich aglomeracji, natomiast na wsi wegetował PRL. "Generalną przyczyną powtarzających się w ostatnich latach kryzysów na rynku rolnym jest zamknięcie całej klasy chłopskiej w cywilizacyjnej niszy" - stwierdzają autorzy tematu okładkowego. A prof. Edmund Mokrzycki, socjolog, dodaje: "Socjalistyczną biedę z rozdzielnika zastąpiła bieda mierzona wysokością zasiłków, dopłat...". "Państwo daje wszystkim - jak w czasach PRL - szansę przeżycia, lecz pozbawia wszelkich szans na rozwój" - i w tym stwierdzeniu prof. Mokrzyckiego zawiera się istota dramatycznej sytuacji na wsi. W gospodarce rynkowej żaden producent - także wiejski - nie może sobie pozwolić na wegetację, choć z niej żyje. Lepper, który zagonił rząd do skupu zbóż i wszystkie swoje żądania kieruje do władz państwowych, paradoksalnie niszczy to, z czego żyje, a żyje z PRL. Wspierają go wyjątkowo kiepscy ministrowie rolnictwa z Arturem Balazsem, ogólnokrajowym kierownikiem skupu żyta, pszenicy, rzepaku, a wkrótce ziemniaków i buraków cukrowych, włącznie. Jeśli wybuchnie powstanie chłopskie, jak zapowiada Lepper, i rolnicy zablokują wszystkie drogi, szlaki wodne, linie kolejowe, drogi powietrzne, a ponadto zasypią zbożem gabinet premiera Buzka oraz ministra finansów, jeśli kraj zostanie sparaliżowany, to zabraknie pieniędzy na zakupy i dopłaty do czegokolwiek. Oczywiście żadnego powstania nie będzie, no, może trochę blokad i okupacji budynków. Niestety, Lepper, a także Serafin doskonale wiedzą, że z chwilą upadku PRL na wsi kończy się ich kariera polityczna. To tak jak mój znajomy lekarz, który składając mi życzenia, nigdy nie życzy zdrowia, gdyż jest to wbrew jego interesom. Kocham Leppera za to, że tak trafnie odpowiada na idiotyczne apele prezydenckiego ministra, który zaproponował, by zamiast protestów szef Samoobrony przedstawił konkretne pomysły na rozwiązanie problemów rolników i wsi. Od rozwiązywania problemów gospodarczych, społecznych etc. są politycy, a nie przywódcy związkowi. Za to politycy biorą pieniądze. Cóż zatem na taki apel mógł odpowiedzieć Lepper? "Niech minister Kalisz da mi klucze do pałacu prezydenckiego, a zrobię porządek" - stwierdził. Był taki, też na "L", który 82 lata temu zrobił porządek w Pałacu Zimowym w Petersburgu i do dzisiaj także w Polsce płacimy ogromny rachunek za ten "porządek", który trwał zbyt długo.
Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.