Dzięki Internetowi każdy ma dostęp do profesjonalnej informacji medycznej
Zdesperowanemu ojcu dziecka, które uległo nieszczęśliwemu wypadkowi, w jednej z klinik doradzono, by szukał pomocy w Internecie. Kluczowe hasło brzmiało: "uszkodzenie rdzenia kręgowego". Po kilkugodzinnych poszukiwaniach ojciec odnalazł raport na temat eksperymentalnego leku GM-1 ganglioside. Farmaceutyk podany w ciągu 72 godzin po tego typu wypadku znacznie zwiększa szansę na wyzdrowienie. Wkrótce chłopiec go zażył. Nazajutrz mógł poruszać ramionami, a kolejnego dnia zaczęło wracać mu czucie w nogach. Po dziewięciu tygodniach wrócił do domu, pomagając sobie kulami. Czy był to efekt działania naturalnej siły organizmu dziecka, czy też leku - zainteresowani prawdopodobnie nigdy nie będą pewni. Opisane zdarzenie zwraca jednak uwagę na potęgę informacyjną sieci wobec medycyny. Wielu z nas miało kiedyś wątpliwości co do postawionej przez lekarza diagnozy i zaproponowanej terapii. Szukając dziś w takiej sytuacji rady, możemy skorzystać z wciąż niedocenianej bazy informacyjnej Internetu. Na medycznych stronach znajdują się opisy niemal wszystkich chorób i wskazanych metod leczenia wraz z informacjami o lekarstwach. Nie chodzi o to, byśmy sami się leczyli, ale o to, abyśmy mogli się pozbyć dręczących nas wątpliwości, sprawdzając bezpośrednio na stronie producenta leku, jakie wskazania i przeciwwskazania dotyczą przepisanych nam farmaceutyków. Dzięki sieci każdy ma dostęp do profesjonalnej informacji medycznej. Dwie trzecie internautów korzystają z tych zasobów. W efekcie relacje między pacjentami a lekarzami są coraz bardziej partnerskie. Ci pierwsi stają się "twórczo sceptyczni", potrafią dokładniej opisać swoje dolegliwości i objawy schorzeń. Aby odnaleźć w sieci niezbędne dane medyczne, trzeba zlokalizować ich źródło. Jest to coraz łatwiejsze. Do dyspozycji mamy całkiem usłużne narzędzia do wyszukiwania informacji, czyli szperacze i katalogi. Niekiedy wyróżniona jest w nich kategoria "medycyna" (na przykład na stronach www.wp.pl lub polska.pl), co znakomicie ułatwia odnalezienie źródeł potrzebnej informacji. Jeśli szperacz nie uwzględnia takiej kategorii, wiele adresów możemy uzyskać, stosując tradycyjne metody poszukiwania (poprzez słowa kluczowe). Większość profesjonalnych baz medycznych została założona i jest aktualizowana przez autorytety w tej dziedzinie zarówno w kraju, jak i na świecie. Jedną z nich jest najbogatsza na świecie Medline. Chcąc z niej skorzystać, trzeba mieć uprawnienia, gdyż jest komercyjna. Niemal zawsze w takiej bazie znajduje się informacja o ryzyku samodzielnego leczenia. Lekarze są nadal niezastąpieni. Poczta elektroniczna i listy dyskusyjne tworzą bardzo użyteczne forum wymiany oraz pozyskiwania informacji dla lekarzy i pacjentów. Nad Wisłą najstarszą listą dyskusyjną jest Lek-Med, otwarta dla czytelników, zamknięta dla piszących. Można więc "z zewnątrz" śledzić rozmowy na wybrane tematy (poruszane są tam również kwestie związane na przykład z reformą i jej konsekwencjami).
Bogaty katalog list dyskusyjnych w skali świata znajduje się na www.dejanews.com, wyróżniającej się wśród innych stron medycznych. Po zarejestrowaniu się można tam osobiście uczestniczyć w liście dyskusyjnej. Dejanews oferuje między innymi narzędzie do wyszukiwania tematycznych list lub korespondencji o interesującej nas problematyce. Na przykład w odpowiedzi na pytanie dotyczące alopecji na ekranie pojawiło się 240 listów poruszających problem tej rzadkiej choroby włosów. Kontakt z pacjentem za pośrednictwem poczty elektronicznej, stawianie diagnoz i sugerowanie metod leczenia za pomocą Internetu wydają się niebezpiecznymi procedurami. Mimo to pojawia się coraz więcej komercyjnych i gratisowych stron, które świadczą tego typu usługi. Potencjał informacyjny i usługowy sieci uzupełniają programy komputerowe do wspomagania terapii, tzw. expert systems (systemy doradcze). Dysponując znaczącymi zasobami danych medycznych w postaci elektronicznej, można przygotować oprogramowanie, które potrafi te dane analizować i wręcz podpowiadać - biorąc pod uwagę objawy choroby - metody leczenia. Medyczne systemy doradcze mają szczególne znaczenie dla lekarzy domowych, którzy powinni mieć uniwersalną wiedzę medyczną. Bardziej zaawansowany sposób wykorzystywania tych systemów to komputerowe podejmowanie decyzji. Korzystają z tej oferty mniej doświadczeni medycy, przede wszystkim w zakresie, w którym nie są specjalistami. Od wielu lat funkcjonuje dużo medycznych systemów doradczych wspomagających intensywną terapię, laboratoria, edukację, administrację szpitalną, analizę obrazów medycznych, pracę stomatologów, potwierdzających trafność diagnozy, doboru leków i ich dawkowania. POEMS (Post Operative Expert Medical System) wspomaga opiekę nad chorym bezpośrednio po operacji. Jest przeznaczony głównie dla słabo doświadczonego personelu. Szczególnie przydatny okazuje się w podejmowaniu decyzji, gdy nie można się skonsultować z doświadczonym lekarzem. System SETH udziela rad podczas leczenia i monitorowania zatruć lekami. Dose Checker pomaga odpowiednio dobrać dawki farmaceutyków, a PEIRS - interpretować chemiczne raporty patologów. Dyplain ułatwia postawienie diagnozy na podstawie niektórych z 4500 klinicznych parametrów określających stan chorego. Apache III określa ryzyko śmierci pacjenta w szpitalu, korzystając z informacji zebranych z 18 tys. przypadków; myli się nie częściej niż pięć razy na sto wypadków bądź zachorowań. Powszechnie użyteczny jest między innymi dziesięcioletni system Cancer, Me?? Gdy zainteresowany wypełni szczegółowy kwestionariusz, udzielane mu są rady, jak zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka.
Istotną część medycznych zasobów stanowi wirtualna apteka. W Internecie dostępne są informacje o wszystkich lekach, ich producentach i dawkowaniu. Dane w języku polskim są ze zrozumiałych względów skromniejsze od anglojęzycznych. Na polskiej stronie Sokrates wyróżnione są następujące kategorie połączeń (tzw. linków) do kolejnych stron medycznych: medycyna, media medyczne (bazy, katalogi, wydawnictwa, słowniki), placówki i organizacje medyczne, promocja zdrowia, ważne tematy współczesnej medycyny. Przyglądając się bogactwu farmakologicznych baz danych, odnosi się wrażenie nierealności tego potencjału informacji. Na przykład baza RxList pozwala wyszukać dane na temat dowolnego leku; te zaś podzielone są na kilka kategorii: dla lekarza bądź pacjenta, o producencie itd. W odpowiedzi na błędnie napisaną przez użytkownika sieci nazwę leku prosac system wyświetli poprawną nazwę prozac i uniwersalną, czyli fluoxetine, oraz wspomniane kategorie (siedem) informacji. Okazuje się, że dotychczasowe regulacje w zakresie medycyny, metod terapeutycznych czy farmacji nie przewidywały istnienia Internetu. Stwarza to wiele luk prawnych, które wykorzystują zainteresowane firmy i osoby. Działalność tej nowej dziedziny elektronicznego biznesu wywołuje zasadnicze pytania o etykę i prawo medycyny. Okazuje się, że lekarze przepisują recepty osobom, których nigdy nie widzieli. Opierają się na wypełnionym za pośrednictwem Internetu formularzu. Zainteresowane strony - pacjent i lekarz - nigdy się nie spotykają, a miejsce produkcji zaordynowanych i wysłanych do chorego leków często pozostaje tajemnicą. Jesteśmy świadkami "dzikiego Zachodu" rynku lekarstw (Wild West... - parafraza fragmentu nazwy World Wide...).
Przepisywanie farmaceutyków za pośrednictwem sieci bezpośrednio wiąże się z fenomenami leków, które podnoszą jakość życia, ale nie leczą. Chodzi tu o powszechnie już znaną - przynajmniej ze słyszenia - viagrę, propecię (niezwykły lek na łysienie) i xenical (nowe pigułki diety cud). Listę wzbogacają celebrex, valtrex na opryszczki, claritin dla alergików i zyban dla odzwyczajających się od palenia. Rozwija się czarny rynek lekarstw, na którym pochodzenie i producent leków są tajemnicą dostawcy. Warunkiem otrzymania medykamentu jest nie recepta, ale odpowiednia kwota przekazana elektronicznie na konto e-apteki. Na przykład za zdalną konsultację medyczną - przez Internet - w viapro.com trzeba zapłacić 35-85 USD. W koszt usługi wliczony jest również korespondencyjny odbiór odpowiednio wypełnionej recepty.
Apache III określa ryzyko śmierci pacjenta w szpitalu. Myli się nie częściej niż pięć razy na sto wypadków bądź zachorowań
Jesteśmy świadkami pierwszych precedensów. Sąd w Kalifornii kazał zlikwidować dwie strony medykowi, który leczył łysienie i za pośrednictwem sieci zapisywał pacjentom zatwierdzony lek o nazwie propecia, nie przeprowadzając jednak bezpośredniego badania. Na stronie założonej przez lekarza pacjent wypełniał formularz opisujący objawy i określający stan swego zdrowia. Następnie wpłacał 150 USD za kwartalną porcję leku (50 USD na miesiąc), 50 USD za konsultację i 6 USD za wysyłkę. W sumie 206 USD. Ordynowany w ten sposób farmaceutyk mógł szkodzić chorym na wątrobę i kobietom w ciąży. Administracja i przeciwni takim praktykom lekarze oraz farmaceuci biją na alarm, potwierdzając, że w tym zakresie nie ma standardów wykluczających sytuację, iż pacjent i lekarz są sobie obcy. Gdy brakuje jednoznacznych regulacji prawnych, pozostaje nawoływanie do walki z nieetycznym zarabianiem pieniędzy. Okazuje się, że nie ma najmniejszego kłopotu z lekarzami świadczącymi tego typu usługi (zdalną diagnozę i wypisywanie recept). Na przykład do thepillbox.com ustawiła się kolejka ok. 5 tys. medyków zainteresowanych tego typu pracą. Uruchomienie e-apteki za oceanem nie jest zbyt trudne. Doświadczeni twierdzą, że wystarczy ważna licencja lekarska, odpowiednie relacje z hurtownikiem farmaceutyków i karta American Express. Następnie należy zaprojektować odpowiednią stronę, zamówić na przykład 200 tabletek viagry i uruchomić promocję, czyli zgłosić założoną stronę do kilku szperaczy. Podobne apteki pewnie już niedługo pojawią się nad Wisłą. Jeśli nawet zostaną wprowadzone odpowiednie regulacje, nie ma sposobu na ograniczenie z korzystania - gdzieś ze Słupcy - z tego typu usług za granicą. Internet jest globalny! Sugerowany zakres przesyłania leków bez recepty ominęła między innymi jedna ze stron w Holandii, wysyłając ten sam towar (lek) w innych, nie oznaczonych opakowaniach, na przykład miesięczną dawkę viagry w pudełku z mydłem Fa. Z podobnym problemem - ograniczenia pełnej swobody, w tym wypadku dostępu do Internetu - spotkaliśmy się już w dzieciństwie. Gdy próbowaliśmy odpowiednimi wałami powiększyć obszar plaży morskiej, nasza praca od samego początku skazana była na niepowodzenie. Zjawisko to nazywane jest niekiedy otwarciem kolejnej puszki Pandory. Zdaniem lekarzy, konsekwencją nie ograniczonego dostępu do sieci jest niezwykle trudna praca nad studzeniem ogromnych nadziei pacjentów, którzy odnaleźli w Internecie informacje o eksperymentalnych lekach, wcześniej testowanych wyłącznie na zwierzętach. Ten problem - podobnie jak każdy inny - ma dwie strony. Drugą reprezentują lekarze twierdzący, że pacjenci powinni mieć pełną swobodę w kupowaniu lekarstw, zwłaszcza tych, których nabywanie jest kłopotliwe i wstydliwe. Obrońcy nieskrępowanego handlu farmaceutykami za pośrednictwem Internetu zwracają uwagę na to, że wówczas pacjent jest również kontrolowany. Dokonuje się przecież analizy danych uzyskanych z formularzy wypełnianych przez pacjentów. Na przykład aż 25 proc. zamówień viagry w elektronicznej aptece nie realizuje się ze względu na ryzyko (ocenione na podstawie kwestionariusza) związane ze stosowaniem tego leku przez zainteresowanych. Medycyna online staje się faktem, a jej perspektywy wydają się świetlane. Aż 85 proc. lekarzy korzysta z sieci. Odsetek internautów w białych fartuchach o 42 proc. wzrósł w ciągu ostatniego kwartału, a o 875 proc. od roku 1997. Ponad połowa medyków w USA korzysta z poczty elektronicznej codziennie (33 proc. do komunikacji z pacjentami, w ciągu ostatnich trzech miesięcy zanotowano wzrost o 20 proc.).
Pod koniec wiosny tego roku przeprowadzono badania na temat wykorzystania sieci w medycynie przez zawodowców i amatorów. Okazało się, że najczęściej (60 proc.) z internetowych zasobów i usług w tej dziedzinie korzystają osoby po czterdziestce, które chcą zrozumieć dolegliwości współmałżonków poddanych intensywnej terapii lub cierpiących na przewlekłe choroby i starających się lepiej poznać patologię, diagnozy i sposoby leczenia oraz poszukujących kontaktu z osobami borykającymi się z podobnymi problemami zdrowotnymi. Zainteresowanie siecią w odniesieniu do medycyny rośnie w Europie niezwykle szybko, głównie wśród osób zawodowo związanych z tą dziedziną. Aż 95 proc. korzystających z Internetu twierdzi, że znaleźli tam użyteczne dla nich informacje, co w zasadzie nie było trudne (83 proc.), ponad połowa respondentów (w tym 75 proc. profesjonalistów) zauważa, iż jakość informacji pozyskiwanej z sieci jest coraz wyższa. Rośnie grupa ankietowanych, którzy są przekonani, że lekarze (46 proc.) i pielęgniarki (30 proc.) korzystają z pomocy Internetu.
Bogaty katalog list dyskusyjnych w skali świata znajduje się na www.dejanews.com, wyróżniającej się wśród innych stron medycznych. Po zarejestrowaniu się można tam osobiście uczestniczyć w liście dyskusyjnej. Dejanews oferuje między innymi narzędzie do wyszukiwania tematycznych list lub korespondencji o interesującej nas problematyce. Na przykład w odpowiedzi na pytanie dotyczące alopecji na ekranie pojawiło się 240 listów poruszających problem tej rzadkiej choroby włosów. Kontakt z pacjentem za pośrednictwem poczty elektronicznej, stawianie diagnoz i sugerowanie metod leczenia za pomocą Internetu wydają się niebezpiecznymi procedurami. Mimo to pojawia się coraz więcej komercyjnych i gratisowych stron, które świadczą tego typu usługi. Potencjał informacyjny i usługowy sieci uzupełniają programy komputerowe do wspomagania terapii, tzw. expert systems (systemy doradcze). Dysponując znaczącymi zasobami danych medycznych w postaci elektronicznej, można przygotować oprogramowanie, które potrafi te dane analizować i wręcz podpowiadać - biorąc pod uwagę objawy choroby - metody leczenia. Medyczne systemy doradcze mają szczególne znaczenie dla lekarzy domowych, którzy powinni mieć uniwersalną wiedzę medyczną. Bardziej zaawansowany sposób wykorzystywania tych systemów to komputerowe podejmowanie decyzji. Korzystają z tej oferty mniej doświadczeni medycy, przede wszystkim w zakresie, w którym nie są specjalistami. Od wielu lat funkcjonuje dużo medycznych systemów doradczych wspomagających intensywną terapię, laboratoria, edukację, administrację szpitalną, analizę obrazów medycznych, pracę stomatologów, potwierdzających trafność diagnozy, doboru leków i ich dawkowania. POEMS (Post Operative Expert Medical System) wspomaga opiekę nad chorym bezpośrednio po operacji. Jest przeznaczony głównie dla słabo doświadczonego personelu. Szczególnie przydatny okazuje się w podejmowaniu decyzji, gdy nie można się skonsultować z doświadczonym lekarzem. System SETH udziela rad podczas leczenia i monitorowania zatruć lekami. Dose Checker pomaga odpowiednio dobrać dawki farmaceutyków, a PEIRS - interpretować chemiczne raporty patologów. Dyplain ułatwia postawienie diagnozy na podstawie niektórych z 4500 klinicznych parametrów określających stan chorego. Apache III określa ryzyko śmierci pacjenta w szpitalu, korzystając z informacji zebranych z 18 tys. przypadków; myli się nie częściej niż pięć razy na sto wypadków bądź zachorowań. Powszechnie użyteczny jest między innymi dziesięcioletni system Cancer, Me?? Gdy zainteresowany wypełni szczegółowy kwestionariusz, udzielane mu są rady, jak zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka.
Istotną część medycznych zasobów stanowi wirtualna apteka. W Internecie dostępne są informacje o wszystkich lekach, ich producentach i dawkowaniu. Dane w języku polskim są ze zrozumiałych względów skromniejsze od anglojęzycznych. Na polskiej stronie Sokrates wyróżnione są następujące kategorie połączeń (tzw. linków) do kolejnych stron medycznych: medycyna, media medyczne (bazy, katalogi, wydawnictwa, słowniki), placówki i organizacje medyczne, promocja zdrowia, ważne tematy współczesnej medycyny. Przyglądając się bogactwu farmakologicznych baz danych, odnosi się wrażenie nierealności tego potencjału informacji. Na przykład baza RxList pozwala wyszukać dane na temat dowolnego leku; te zaś podzielone są na kilka kategorii: dla lekarza bądź pacjenta, o producencie itd. W odpowiedzi na błędnie napisaną przez użytkownika sieci nazwę leku prosac system wyświetli poprawną nazwę prozac i uniwersalną, czyli fluoxetine, oraz wspomniane kategorie (siedem) informacji. Okazuje się, że dotychczasowe regulacje w zakresie medycyny, metod terapeutycznych czy farmacji nie przewidywały istnienia Internetu. Stwarza to wiele luk prawnych, które wykorzystują zainteresowane firmy i osoby. Działalność tej nowej dziedziny elektronicznego biznesu wywołuje zasadnicze pytania o etykę i prawo medycyny. Okazuje się, że lekarze przepisują recepty osobom, których nigdy nie widzieli. Opierają się na wypełnionym za pośrednictwem Internetu formularzu. Zainteresowane strony - pacjent i lekarz - nigdy się nie spotykają, a miejsce produkcji zaordynowanych i wysłanych do chorego leków często pozostaje tajemnicą. Jesteśmy świadkami "dzikiego Zachodu" rynku lekarstw (Wild West... - parafraza fragmentu nazwy World Wide...).
Przepisywanie farmaceutyków za pośrednictwem sieci bezpośrednio wiąże się z fenomenami leków, które podnoszą jakość życia, ale nie leczą. Chodzi tu o powszechnie już znaną - przynajmniej ze słyszenia - viagrę, propecię (niezwykły lek na łysienie) i xenical (nowe pigułki diety cud). Listę wzbogacają celebrex, valtrex na opryszczki, claritin dla alergików i zyban dla odzwyczajających się od palenia. Rozwija się czarny rynek lekarstw, na którym pochodzenie i producent leków są tajemnicą dostawcy. Warunkiem otrzymania medykamentu jest nie recepta, ale odpowiednia kwota przekazana elektronicznie na konto e-apteki. Na przykład za zdalną konsultację medyczną - przez Internet - w viapro.com trzeba zapłacić 35-85 USD. W koszt usługi wliczony jest również korespondencyjny odbiór odpowiednio wypełnionej recepty.
Apache III określa ryzyko śmierci pacjenta w szpitalu. Myli się nie częściej niż pięć razy na sto wypadków bądź zachorowań
Jesteśmy świadkami pierwszych precedensów. Sąd w Kalifornii kazał zlikwidować dwie strony medykowi, który leczył łysienie i za pośrednictwem sieci zapisywał pacjentom zatwierdzony lek o nazwie propecia, nie przeprowadzając jednak bezpośredniego badania. Na stronie założonej przez lekarza pacjent wypełniał formularz opisujący objawy i określający stan swego zdrowia. Następnie wpłacał 150 USD za kwartalną porcję leku (50 USD na miesiąc), 50 USD za konsultację i 6 USD za wysyłkę. W sumie 206 USD. Ordynowany w ten sposób farmaceutyk mógł szkodzić chorym na wątrobę i kobietom w ciąży. Administracja i przeciwni takim praktykom lekarze oraz farmaceuci biją na alarm, potwierdzając, że w tym zakresie nie ma standardów wykluczających sytuację, iż pacjent i lekarz są sobie obcy. Gdy brakuje jednoznacznych regulacji prawnych, pozostaje nawoływanie do walki z nieetycznym zarabianiem pieniędzy. Okazuje się, że nie ma najmniejszego kłopotu z lekarzami świadczącymi tego typu usługi (zdalną diagnozę i wypisywanie recept). Na przykład do thepillbox.com ustawiła się kolejka ok. 5 tys. medyków zainteresowanych tego typu pracą. Uruchomienie e-apteki za oceanem nie jest zbyt trudne. Doświadczeni twierdzą, że wystarczy ważna licencja lekarska, odpowiednie relacje z hurtownikiem farmaceutyków i karta American Express. Następnie należy zaprojektować odpowiednią stronę, zamówić na przykład 200 tabletek viagry i uruchomić promocję, czyli zgłosić założoną stronę do kilku szperaczy. Podobne apteki pewnie już niedługo pojawią się nad Wisłą. Jeśli nawet zostaną wprowadzone odpowiednie regulacje, nie ma sposobu na ograniczenie z korzystania - gdzieś ze Słupcy - z tego typu usług za granicą. Internet jest globalny! Sugerowany zakres przesyłania leków bez recepty ominęła między innymi jedna ze stron w Holandii, wysyłając ten sam towar (lek) w innych, nie oznaczonych opakowaniach, na przykład miesięczną dawkę viagry w pudełku z mydłem Fa. Z podobnym problemem - ograniczenia pełnej swobody, w tym wypadku dostępu do Internetu - spotkaliśmy się już w dzieciństwie. Gdy próbowaliśmy odpowiednimi wałami powiększyć obszar plaży morskiej, nasza praca od samego początku skazana była na niepowodzenie. Zjawisko to nazywane jest niekiedy otwarciem kolejnej puszki Pandory. Zdaniem lekarzy, konsekwencją nie ograniczonego dostępu do sieci jest niezwykle trudna praca nad studzeniem ogromnych nadziei pacjentów, którzy odnaleźli w Internecie informacje o eksperymentalnych lekach, wcześniej testowanych wyłącznie na zwierzętach. Ten problem - podobnie jak każdy inny - ma dwie strony. Drugą reprezentują lekarze twierdzący, że pacjenci powinni mieć pełną swobodę w kupowaniu lekarstw, zwłaszcza tych, których nabywanie jest kłopotliwe i wstydliwe. Obrońcy nieskrępowanego handlu farmaceutykami za pośrednictwem Internetu zwracają uwagę na to, że wówczas pacjent jest również kontrolowany. Dokonuje się przecież analizy danych uzyskanych z formularzy wypełnianych przez pacjentów. Na przykład aż 25 proc. zamówień viagry w elektronicznej aptece nie realizuje się ze względu na ryzyko (ocenione na podstawie kwestionariusza) związane ze stosowaniem tego leku przez zainteresowanych. Medycyna online staje się faktem, a jej perspektywy wydają się świetlane. Aż 85 proc. lekarzy korzysta z sieci. Odsetek internautów w białych fartuchach o 42 proc. wzrósł w ciągu ostatniego kwartału, a o 875 proc. od roku 1997. Ponad połowa medyków w USA korzysta z poczty elektronicznej codziennie (33 proc. do komunikacji z pacjentami, w ciągu ostatnich trzech miesięcy zanotowano wzrost o 20 proc.).
Pod koniec wiosny tego roku przeprowadzono badania na temat wykorzystania sieci w medycynie przez zawodowców i amatorów. Okazało się, że najczęściej (60 proc.) z internetowych zasobów i usług w tej dziedzinie korzystają osoby po czterdziestce, które chcą zrozumieć dolegliwości współmałżonków poddanych intensywnej terapii lub cierpiących na przewlekłe choroby i starających się lepiej poznać patologię, diagnozy i sposoby leczenia oraz poszukujących kontaktu z osobami borykającymi się z podobnymi problemami zdrowotnymi. Zainteresowanie siecią w odniesieniu do medycyny rośnie w Europie niezwykle szybko, głównie wśród osób zawodowo związanych z tą dziedziną. Aż 95 proc. korzystających z Internetu twierdzi, że znaleźli tam użyteczne dla nich informacje, co w zasadzie nie było trudne (83 proc.), ponad połowa respondentów (w tym 75 proc. profesjonalistów) zauważa, iż jakość informacji pozyskiwanej z sieci jest coraz wyższa. Rośnie grupa ankietowanych, którzy są przekonani, że lekarze (46 proc.) i pielęgniarki (30 proc.) korzystają z pomocy Internetu.
Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.