Mówi pan w wywiadach o swoim pisarskim powołaniu, ale szerokiej publiczności jest pan znany nie jako pisarz, lecz autor scenariuszy. Jak pan trafił do branży filmowej?
Zawsze chciałem pracować dla filmu i telewizji. Marzyłem o tym, zanim napisałem choćby jedno opowiadanie. Ale najpierw musiałem zdobyć doświadczenie, a dopiero potem mogłem próbować się przebić. Nie mieszkam w pobliżu Hollywood ani w Nowym Jorku, a geografia w Stanach Zjednoczonych ma znaczenie, szczególnie jeśli chodzi o branżę filmową. Pierwszy scenariusz napisałem po tym, jak wykupiono prawa do ekranizacji „Galveston”, mojego debiutu powieściowego, którego zresztą na razie nie nakręcono i pewnie tak już zostanie. Rozmawiałem z agentami z Hollywood, którzy doradzali mi, co muszę zrobić, żeby wejść do branży. Latem 2010 r. napisałem sześć scenariuszy telewizyjnych. Dzięki temu miałem kolejne zlecenia. Nie chciałem jednak tylko pisać. Gdyby żaden ze scenariuszy nie został zrealizowany, byłby to tylko sposób, żeby trochę zarobić, co oczywiście jest ważne, ale niezbyt satysfakcjonujące.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.