SZOK 2000

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uproszczenie w latach 60. komputerowego zapisu roku w dacie do dwóch ostatnich cyfr miało przynieść wymierne korzyści - obniżyć cenę niezwykle wtedy drogiej pamięci elektronicznej
 Teraz te "oszczędności" tylko w pierwszym tygodniu przyszłego roku mogą kosztować 10 mld USD, a według najbardziej pesymistycznych prognoz - światowa gospodarka łącznie straci 6 bln USD. W Stanach Zjednoczonych zbankrutuje prawdopodobnie 15 proc. małych i średnich firm. W Wielkiej Brytanii najczarniejsze scenariusze usuwania efektu roku 2000 przewidują użycie służb antyterrorystycznych do tłumienia ewentualnych rozruchów. Osiem instytucji finansowych zwróciło się do rządu z prośbą o ochronę budynków przez policję. Gdyby doszło do rozruchów, brytyjska armia ma zapewnić transport, łączność, pomoc lekarską i dostawy żywności. Eksperci Banku Światowego oceniają, że na zabezpieczenie się przed "milenijną pluskwą" Polska powinna wydać 3-4 mld USD. Nasi specjaliści uważają, że miliard dolarów wystarczy. - Polska konstytucja pozwala na wprowadzenie przez Radę Ministrów stanu klęski żywiołowej na okres 30 dni, ale na razie nie przewidujemy potrzeby użycia aż tak drastycznych środków do rozwiązania problemu roku 2000. Zagrożeń upatrujemy raczej w naszych powiązaniach zewnętrznych. Polska jest w dużej mierze uzależniona od surowców energetycznych ze Wschodu. Nie mamy pewności, że ich dostawy nagle nie ustaną. Także w sferze obronności mamy pewne obawy - mówi Leszek Burzyński, odpowiedzialny za usuwanie problemu roku 2000 w administracji państwowej. Tymczasem przedstawione MSWiA raporty samorządów o działaniach zabezpieczających przed skutkami "szoku 2000" skłoniły ekspertów resortu do stwierdzenia, że lokalne władze wykazują "dziwny optymizm, który nie ma podstaw w rzeczywistości". W ocenie MSWiA dobrze przygotowane do problemu roku 2000 są energetyka, łączność oraz system bankowo-finansowy. Szacuje się, że całkowite koszty przygotowania gospodarki wyniosą 1,4 mld zł. Tylko Bank Gospodarki Żywnościowej zamierza wydać na ten cel 46 mln zł. Administracja państwowa będzie musiała wyasygnować 230 mln zł. Na początku lipca tego roku szef MSWiA wystąpił o przyznanie dodatkowych 301,6 mln zł w przyszłorocznym budżecie. Nikt nie potrafi natomiast oszacować wydatków prywatnych firm oraz posiadaczy domowych komputerów. Według symulacji Gartner Group, uodpornienie na "milenijną pluskwę" przeciętnego peceta kosztuje 100-700 USD, zatem właściciele domowych komputerów w Polsce będą musieli wydać na ten cel ponad 600 mln USD. Jeśli doliczyć do tego środki przeznaczone na likwidację efektu roku 2000 przez prywatne firmy, łączne koszty całej operacji mogą osiągnąć pułap przewidywany przez ekspertów Banku Światowego.


Cztery miliardy dolarów powinien wydać nasz kraj na zabezpieczenie się przed "milenijną pluskwą"

Jeszcze niedawno przedstawiciele rosyjskiego Ministerstwa Finansów utrzymywali, że ich kraj potrzebuje co najmniej 3 mld USD na przygotowanie wszystkich komputerów do bezawaryjnego wkroczenia w rok 2000. Na początku lipca tego roku Aleksander Iwanow, szef Państwowego Komitetu Łączności, stwierdził jednak, że potrzeba jedynie 190 mln USD. Może to oznaczać, że po 1 stycznia 2000 r. prawie 70 proc. systemów komputerowych za wschodnią granicą nie będzie działać. Skutki zaniechań w naszym kraju byłyby podobne i dotknęłyby nawet tak nowoczesne dziedziny gospodarki jak telefonia komórkowa. Zdaniem Jacqueline L. Williams-Bridgers, inspektora generalnego Departamentu Stanu USA, jeśli w Polsce awarii ulegną systemy łączności stacjonarnej, sparaliżowana zostanie także łączność komórkowa. Tymczasem polscy eksperci i politycy są optymistami. Uważają, że paradoksalnie pomoże nam zacofanie informatyczne: większość komputerów zainstalowano u nas stosunkowo niedawno i są one odporne na "milenijną pluskwę", zaś wielu dziedzin gospodarki w ogóle jeszcze nie skomputeryzowano. Zacofana technologicznie jest zresztą cała Europa Środkowa i Wschodnia. W ubiegłym roku aż 40 proc. globalnych nakładów na systemy informatyczne wydano w USA, 17 proc. - w krajach Europy Zachodniej, a tylko 1 proc. - w państwach naszego regionu. - W wielu miejscach w Polsce mamy fatalny sprzęt, który nie spełnia podstawowych standardów informatycznych. Brakuje odpowiednio wyszkolonych kadr, niska jest też świadomość zagrożeń - podsumowuje Leszek Burzyński. Wprawdzie pierwszy artykuł o problemie roku 2000 ukazał się w prasie światowej już w lutym 1979 r., jednak świadomość zagrożeń upowszechniała się bardzo wolno. Nawet w Stanach Zjednoczonych 90 proc. przedstawicieli firm nie potrafi jeszcze ocenić, na jakie straty może ich narazić "milenijna pluskwa". W Polsce - według sondaży MSWiA - 163 dni przed 1 stycznia 2000 r. 95 proc. urzędów gminnych na Mazowszu nie powołało zespołów, które usuwałyby błędy w oprogramowaniu. Trzy czwarte władz gminnych nie miało żadnych awaryjnych planów działania. Co trzecia gmina w Polsce deklarowała, że problem ich nie dotyczy. Wicewojewoda mazowiecki Stanisław Pietrzak pocieszał warszawiaków: "Nie traćcie głowy, nie szturmujcie banków. Poczekajcie dwa tygodnie, a wszystko będzie dobrze". Bliższy realiów był wójt Małkini, który stwierdził, że wie, iż sporo osób zamierza przed sylwestrem przełomu tysiącleci wypłacić pieniądze z banku. Już od ponad roku pod adresem www.dli.mswia.gov.pl istnieje strona internetowa, na której specjaliści informują o zagrożeniach i procedurach zabezpieczenia się przed efektem milenium. Ponad rok temu powstał Zespół Koordynujący "Problem 2000". Mimo to swoje systemy informatyczne dostosowało dotychczas tylko 59 proc. jednostek administracji państwowej. Rok wcześniej pełne przygotowanie deklarowało 51 proc. z nich. Tymczasem większość systemów informatycznych jest z sobą powiązana - awaria jednego ogniwa powoduje efekt domina. Na szczęście poza systemem PESEL i ewidencją pojazdów nie ma w Polsce systemów centralnych. Należy jednak pamiętać, że rejestry podmiotów gospodarczych, uprawnień, koncesji czy przepisów terenowych są z sobą skojarzone. To na podstawie zapisu daty podejmowane są decyzje o ustaniu praw lub zobowiązań. W większości firm na podstawie daty podejmowane są decyzje o płatnościach, zamówieniach i kontaktach z kooperantami. Niedawno przedsiębiorstwo obsługujące karty kredytowe Visa musiało wycofać z obiegu te, których data ważności upływała w roku 2000: czytniki w kasach elektronicznych uznawały je za przeterminowane od 98 lat. Komputerowy program "podpowiadał" czytnikom, że ważność tych kart upływa z rokiem 00, czyli 1900.

Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.