Archipelag Rosja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Federacji Rosyjskiej grozi rozpad?
Generał Pulikowski był ostatnim dowódcą rosyjskich wojsk w Czeczenii. W końcowej fazie wojny czekał w swoim namiocie na Asłana Maschadowa, szefa sztabu przeciwnika. Czeczeńskie oddziały zostały już wtedy częściowo rozbite, a główne siły znajdowały się w okrążeniu. Pulikowski wiedział, że wystarczy kilka dni, by ostatecznie rozgromić Czeczenów. "I wtedy - wspomina generał w dokumentalnym filmie - ktoś w Moskwie wydał rozkaz przerwania działań". Rosyjscy dowódcy nie mogą tego wybaczyć Kremlowi do dzisiaj. Są przekonani, że odebrano im pewne zwycięstwo. W rezultacie Czeczenia stała się nieomalże suwerennym państwem. Pierwsza republika, która faktycznie oderwała się od Federacji Rosyjskiej, choć formalnie wciąż jest jej integralną częścią. Pierwsza i niewykluczone, że nie ostatnia.


STANISŁAW CIOSEK były ambasador RP w Rosji, doradca prezydenta RP ds. polityki międzynarodowej

W moim przekonaniu Rosji nie grozi rozpad. Istnieją różne zagrożenia, a rysowane scenariusze mogą być czarne. Gdy się popatrzy na cały proces rozpadu Związku Radzieckiego, to widać, że mimo najprzeróżniejszych, gorących momentów, przebiegał on dosyć spokojnie. Rozpad Federacji Rosyjskiej zaszkodziłby interesom narodu, mieszkańcom tego kraju, elitom politycznym oraz sąsiadom. Nie widzę więc powodów, które miałyby do tego doprowadzić. Sytuacja w Dagestanie jest poważnym problemem, ale to oddzielna kwestia Kaukazu - nie uporządkowanego i zrewoltowanego regionu świata. Z niepokojem jednak przyglądam się temu, co się tam dzieje. Mam nadzieję, że sytuacja się unormuje. Mówiono o dwóch tygodniach, ale myślę, że tak szybko to się nie zakończy. Nie rozstrzygnięte pozostają główne problemy tego regionu - nie tylko konflikty narodowościowe i kwestia suwerenności, ale także problem biedy i niestabilności życia codziennego. Tam się po prostu ludziom żyje bardzo źle i mogą mieć powody do niezadowolenia. Na razie nie dostrzegam w Rosji innych regionów zapalnych. Jeśli Rosja osiągnie wzrost gospodarczy, a jego pierwsze symptomy już u naszych sąsiadów widać, to mimo różnych zakrętów politycznych, łagodniej będą również przebiegać konflikty wewnętrzne. Oby tak się stało.


Najsłynniejszy czeczeński dowódca Szamil Basajew zawsze marzył o wielkim państwie Wajnach, w którego skład wchodziłyby Czeczenia, Inguszetia i przynajmniej część Dagestanu z dostępem do Morza Kaspijskiego. "Teraz nie jest już nam potrzebna niepodległość Czeczenii, potrzebna nam jest niepodległość całego północnego Kaukazu" - mówił Basajew na jednej z ostatnich narad szury, czyli islamskiej rady Czeczenii. Nikt w Rosji nie brał poważnie oświadczenia przywódców rebeliantów w Dagestanie, kiedy ci w ostatnich dniach ogłosili oderwanie republiki od Rosji i kres rosyjskiej okupacji. Islamiści nie bardzo mieli co odrywać, bo zajmowali zaledwie kilka wiosek, ale okupacja terytoriów nie musi być jedynym wyznacznikiem zwycięstwa. Islamiści stopniowo zdobywają w Dagestanie coś więcej - panowanie nad ludzkimi umysłami. Co prawda tylko w biednych, prowincjonalnych regionach, w większości górzystych, tam, gdzie prawa i obyczaje zawsze były bardziej surowe niż w dużych miastach, bo i żyło się tu trudniej. To, co się dzieje w Dagestanie, niektórzy nazywają "pełzającą islamską rewolucją". Przywódca tamtejszych wahabitów Nadirszach Chaczilajew twierdzi, że zgodnie z prawami szariatu żyje już 30 proc. dagestańskich wsi. Na największe przeszkody ideologia fundamentalistów natrafia w miastach. Dagestan należy do najbiedniejszych regionów federacji. Dotacje ze skarbu państwa stanowią niemal 85 proc. lokalnego budżetu, a rzeczywisty poziom bezrobocia sięga 70 proc. Podobnie jest w innych republikach regionu, Rosjanie przekazują im wprawdzie pieniądze, ale powszechnie wiadomo, że większość funduszy jest po prostu rozkradana przez miejscowe elity. Chaczilajew zdobył popularność m.in. jako demaskator korupcji i nadużyć popełnionych przez republikańskie władze w Machaczkale. Względy ekonomiczne przeważyły też zapewne przy podejmowaniu decyzji, która przeszkodziła generałowi Pulikowskiemu - jak sam twierdzi - w "ostatecznym rozgromieniu Czeczenów". Wielu wpływowym ludziom w Moskwie wcale nie zależy, by zapanował tam porządek: "Czeczenia pozostaje wielką strefą karmiącą wielu ludzi w rosyjskich władzach" - mówi znany moskiewski komentator Michaił Leontiew. Ostatnie wydarzenia w Dagestanie uświadomiły wszystkim, że wielka kaukaska wojna, którą straszono już od kilku lat, wcale nie jest plagą biblijną, lecz grożącą Rosji rzeczywistością. Do ostrych konfliktów narodowościowych dochodzi w Karaczajewo Czerkiessji, do możliwego konfliktu gotowi są włączyć się również Kabardyńcy i Bałkarcy z sąsiedniej Kabardyno-Bałkarii. Nie rozstrzygnięty konflikt terytorialny i dziesiątki ofiar dzielą Inguszów i Osetyńców. "Północny Kaukaz to gangrena federacji" - mówi się w Moskwie, ale inne regiony też przysparzają centralnym władzom niemało trosk. Zdaniem Siergieja Karaganowa, politologa i szefa Rady Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, w Rosji postępuje rozkład władzy centralnej, która częściowo przechodzi w ręce regionalnych liderów. Może się to jednak skończyć stopniowym rozkładem kraju, co doprowadzi do całkowitego rozpadu imperium. A to byłoby tragedią dla całego świata. "Wówczas już na pewno nie będziemy w stanie kontrolować ani emigracji, ani broni atomowej. Może do tego dojść, chociaż na razie liderzy regionalni nie dążą do oderwania się od federacji, lecz uzyskania jak największych przywilejów - tłumaczył Karaganow podczas tegorocznego Światowego Forum Gospodarczego w Davos. - Czynnikiem destabilizującym pozostaje jednak centrum, co sprawia, że rwą się więzi z resztą kraju. Pogłębił to jeszcze zeszłoroczny kryzys systemu finansowego, który jednoczył kraj. Uważam, że sytuacja jest dziś groźniejsza niż latem roku 1991". Zdaniem Karaganowa, szansę na zachowanie spójności Rosji dałaby wygrana w wyborach prezydenckich Jewgienija Primakowa albo Jurija Łużkowa, gdyż "żaden z nich nie dopuści do rozpadu państwa". Aleksander Lebiedź jest natomiast "postacią groźną". Nic dziwnego - gubernator Kraju Krasnojarskiego, choć jeszcze nie tak dawno postrzegany jako "mocarstwowiec", dziś skutecznie powiększa niezależność podległego mu terytorium, systematycznie ograniczając tam władzę federalną. Gdy w ubiegłym roku wybuchł kryzys walutowy, Lebiedź nie zawahał się przejąć części pełnomocnictw władzy centralnej. Władzom w Moskwie wypowiedział wtedy prawdziwą wojnę finansową, ustanawiając ceny na artykuły pierwszej potrzeby i wspierając fiskalny bojkot stolicy. Rosyjscy komentatorzy zaczęli nawet spekulować, czy generał nie stanie na czele swoistej ententy, grupując wokół siebie innych przywódców regionalnych. "Bunt regionów" doprowadził już zresztą do tego, że ich podporządkowanie władzy centralnej ma status de iure. W rzeczywistości większość spośród 89 podmiotów Federacji Rosyjskiej wprowadziła ceny regulowane, wiele nie odprowadza podatków do budżetu państwa. Dzisiejsi separatyści - przeciwnie niż na początku lat 90. - są bardziej jednak pragmatyczni: zależy im nie tyle na oderwaniu się od federacji, ile na maksymalnej decentralizacji władzy i zwiększeniu własnych, regionalnych profitów. Coraz częściej mówi się więc o możliwej konfederalizacji Rosji. Na razie nie wiadomo, jaki przebieg i finał może mieć ten zapoczątkowany już niewątpliwie proces. Daleki wschód, czyli region Władywostoku i Chabarowska, rządzi się własnymi prawami. Wielki apetyt na te terytoria mają Chińczycy. I wcale nie myślą o ich oderwaniu od Rosji. Wystarczyłoby im, gdyby Rosjanie zechcieli otworzyć granice. Na ogromnych terenach od Irkucka do Władywostoku mieszka zaledwie 8 mln Rosjan, a po drugiej stronie tylko w strefie przygranicznej - ponad 300 mln bezrobotnych i głodnych Chińczyków. Na początku lat 90. Rosjanie już raz złagodzili przepisy wizowe, ale szybko musieli się z tego wycofać. Wiele rosyjskich regionów boryka się z poważnymi trudnościami finansowymi, inne - na przykład Kałmucja - są dotowane. To właśnie problemy natury gospodarczej gaszą w republikach Federacji Rosyjskiej separatystyczne tendencje. Ale nie tam, gdzie - jak na Kaukazie - w grę wchodzi odmienna kultura, tradycje i religia.

Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.