Papers i papers. A cóż to, my gęsi jesteśmy? „Kwity panamskie” albo lepiej „kwity z Panamy”, bo to brzmi prawie już jak „Krawiec z Panamy”. Nie było pisarza nad Johna le Carré, który jak nikt inny potrafił połączyć politykę z romansem, pieniędzmi i oszustwem. Prawie tak samo jest z kwitami z Panamy (tymczasem tylko mało wiadomo o wątkach romansowych sprawy). Listy panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, która pozyskała kilkanaście tysięcy klientów, będą studiowane znacznie uważniej niż tajne dyplomatyczne notatki ogłaszane przez Snowdena. Na panamskich kwitach wyrośnie niejedna praca magisterska czy doktorska, niejeden wywiad dużo się dowie o swoich „podopiecznych”, których akurat ma na muszce. Już lista panamskich rajskich gości jest pouczająca. Jest dużo Brytyjczyków, Rosjan, Chińczyków, ale Polaków co kot napłakał. I świadczy to w sumie nieźle o polskiej transformacji, bo okazuje się nie pierwszy raz, że rodzima oligarchia jest słabiutka albo gapowata i nie potrafi się przenieść do raju – podatkowego. Oczywiście nie można wykluczyć, że polscy bogacze jednak nie są na tyle uczciwi, by chętnie płacić podatki w Polsce, że trzymają swoje majątki gdzie indziej – w innym spokojnym, małym kraju, który daje spokój cudzym pieniądzom. Albo w jakiejś kancelarii kilka ulic od osławionej Mossack Fonseca.
Nie mniej optymistyczne są wnioski dotyczące polskich polityków: tak naprawdę w większości – w porównaniu z kolegami ze Wschodu i z Zachodu – są biedni jak myszy kościelne. Trudno znaleźć wielkie postaci polityki z posiadłościami i majątkami jak u koleżeństwa w innych państwach. Z trzech polskich nazwisk w kwitach z Panamy ludzie mniej więcej kojarzą Waltera i Piskorskiego – trudno zresztą teraz powiedzieć, co dokładnie wynika z obecności ich nazwisk na liście. Zaś godność Profus tyle mówi teraz Polakom, co dzisiejszym nastolatkom Shakin’ Stevens. Może w tym prawie milczeniu panamskich kwitów o Polsce tkwi coś gorszącego, że mianowicie polscy politycy boją się pieniędzy do tego stopnia, że ani sami nie potrafią zarobić, ani o publiczną kiesę zadbać. Bo chyba nie jest tak, że zarabiają, ale potrafią lepiej ukryć niż inni? Może z tego braku żyłki handlowej wynika niechęć polskich dyplomatów do zabiegania o interesy konkretnych polskich firm („zachodniacy” robią to bez oporu), może z tego wynika też ziewanie polskich elit, gdy przychodzi do gospodarczych tematów? Ministrowie Zbigniew Ziobro i Paweł Szałamacha rozpoczynają śledztwo panamskie. Na szczęście wygląda na to, że prokuratorzy nie będą mieli zbyt dużo do roboty. To polityczne trzęsienie raczej nas ominie. Zamiast panamskich dymisji jak na Islandii zostaje nam trybunalska wyliczanka legalnie wybranych sędziów. ■
* Historyk, publicysta, pracuje w ISP PAN
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.