Mini czy hedżab ?

Mini czy hedżab ?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tahmineh jedzie do domu na wakacje po czterech latach studiów za oceanem
 aśmiewa się do łez z miłosno-biznesowych perypetii bohaterów filmu "Masz wiadomość", którzy nawiązali romans dzięki poczcie elektronicznej. Z kilkunastu filmów wideo, które można oglądać podczas lotu z Londynu do Teheranu, wybrała właśnie ten. O bogactwie tej oferty - podobnie jak o piwie serwowanym na pokładzie samolotu zagranicznej linii lotniczej - będzie musiała za chwilę zapomnieć. W jej kraju można obejrzeć niewiele produkcji filmowych z Zachodu, które są w dodatku mocno ocenzurowane.

Gdy pilot zapowiada lądowanie, uśmiech nagle znika z uszminkowanych ust pasażerki. Obcisłą, podkreślającą biust bluzkę błyskawicznie skrywa pod czadorem. Długie, rozpuszczone włosy znikają pod chustką. W ciągu niespełna pół minuty światowa dziewczyna, studiująca na zachodnim wybrzeżu USA, przeistacza się w skromną, przestrzegającą surowej etykiety typową Irankę. Fala gorączkowej przebieranki przechodzi przez cały samolot. Wszystkie kobiety będą za chwilę wyglądać tak samo, starannie ukryte pod szczelnymi czarnymi opończami, zgodnie z zasadą hedżabu. Pouczający spektakl hipokryzji wymuszonej przez państwo. - No i masz swój Iran. Pewnie jesteś zadowolony. To raj dla mężczyzn, jesteście tu królami - mówi już całkiem poważnie Tahmineh. Kim są wobec tego w Iranie kobiety? Niewolnicami - jak utrzymują feministki z Zachodu? A może istotami otoczonymi czcią i szacunkiem, o czym przekonują przywódcy islamskiego państwa, gdzie Koran jest nie tylko biblią, ale i kodeksem karnym? - Nie chcemy tu afer ? la Monika Lewinsky, moralnej dekadencji z Zachodu. Nasze kobiety nie będą towarem. Nie pozwolimy, by były seksualnie wykorzystywane w imię rzekomej wolności - zapowiada redaktor naczelny anglojęzycznej gazety "Tehran Times" Sadroddin Musawi, człowiek światły, sypiący jak z rękawa nazwiskami znanych filozofów. Musawi chyba dawno nie był na teherańskim bazarze, choć ten ostatni jest ostoją tradycji, bronionej z tak wielkim zapałem przez redaktora. To nie tylko miejsce, gdzie odbywa się handel. Niemało jest takich, którzy poza bazar nie wyściubiają nosa. Tu każdy prawdziwy muzułmanin znajdzie to, co mu jest potrzebne do życia, łącznie z meczetem i łaźnią. Nie trzeba błądzić dłużej niż pół godziny po uliczkach wypełnionych słynnymi perskimi dywanami i biżuterią, by natknąć się na grupę kobiet uprawiających najstarszy zawód świata. Niedyskretny zapach hipokryzji obecny jest w Iranie niemal na każdym kroku. Co innego się mówi, co innego robi. Mimo górnolotnych zapewnień, uprzedmiotowienie kobiet jest wpisane w logikę systemu stworzonego przez mułłów. Tymczasem to poziom emancypacji determinuje współcześnie stopień rozwoju społecznego. Iran nie ma się tu specjalnie czym chwalić, choć z drugiej strony - od sąsiedniego Afganistanu, rządzonego przez talibów, dzieli go przepaść. Tam kobiety praktycznie w ogóle nie mogą wychodzić z domu. Nawet za szuranie butami grozi im chłosta. Według ostatniego raportu Departamentu Stanu USA, kobiety w Iranie mają dostęp do edukacji, ale społeczne i prawne ograniczenia redukują ich możliwości zawodowe. Są prześladowane za sposób ubierania się, a ich zeznania przed sądem mają zaledwie połowę wartości zeznań składanych przez mężczyzn. Również Komisja Praw Człowieka ONZ, zwracając uwagę na poważne łamanie praw człowieka (wiele wypadków tortur i publicznych egzekucji), podkreśla, że dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet, ale tym ostatnim przysługuje mniej praw. Według niektórych doniesień, w tym irańskich środowisk emigracyjnych, w egzekucjach nie oszczędza się ciężarnych kobiet, a dziewice przed wykonaniem wyroku śmierci gwałci się, by "nie szły do raju". Sytuacja kobiet nie poprawiła się znacząco w czasie ponaddwuletniej prezydentury Chatamiego, który obiecywał "rządy prawa" i zbudowanie "społeczeństwa obywatelskiego". O tym, że został wybrany na to stanowisko, zadecydowały głosy młodzieży i kobiet. Po objęciu prezydentury po raz pierwszy wprowadził do rządu kobiety, ale równocześnie podczas jego kadencji Iran odmówił podpisania konwencji ONZ o eliminacji dyskryminacji kobiet. Rząd Chatamiego nie położył kresu publicznemu kamienowaniu, które grozi za zdradę małżeńską. Chatami ma związane ręce - jest osobą numer dwa w państwie. Wielu jego konserwatywnych przeciwników uważa, że zmiany proponowane przez prezydenta mogą prowadzić do kontrrewolucji. "Ojciec rewolucji", imam Chomeini, już kilka miesięcy po objęciu władzy w 1979 r. przeforsował prawa, u których podstaw leżały założenia o biologicznej, intelektualnej, moralnej i społecznej niższości kobiet. Następca imama, ajatollah Ali Chamenei, uznał, że pomysł równouprawnienia kobiet jest "negatywny, prymitywny i dziecinny". Za naruszenie zasady hedżabu prawo przewiduje karę 74 kijów, a karę powinno się wymierzać natychmiast - bez zbędnego fatygowania sądu. Specjalnym dekretem zwolniono wszystkie kobiety sędziów z pracy i zakazano kobietom studiowania prawa (podobnie jak innych dziedzin, zwłaszcza technicznych). Według oficjalnych danych, niespełna co trzecia studiująca osoba jest kobietą. Sądy cywilne zostały zastąpione przez religijne, w których zeznania kobiet mają mniejszą moc niż mężczyzn. Chomeini wszczął kampanię usuwania kobiet z pracy w administracji oraz w innych zawodach, oprócz szkolnictwa i służby zdrowia. Propaganda głosiła, że praca w biurze to dla kobiety wstyd i dyshonor. Na wszelki wypadek - gdyby perswazja nie pomogła - urzędniczki pozbawiono specjalnych kartek żywnościowych, co drastycznie zwiększyło ich koszty utrzymania. Zamknięto państwowe przedszkola. Ponownie zalegalizowano poligamię, zniesioną w końcowym okresie rządów obalonego przez rewolucję szacha. W przeciwieństwie do mężczyzn kobiety mogą uzyskać rozwód wyłącznie w ściśle określonych wypadkach. Bez pisemnego pozwolenia mężów nie mogą podróżować ani otrzymać paszportu. Groteskowo wyglądają wystawy sklepów kuszące opiętymi, kolorowymi bluzkami na manekinach, gdy kobiety z krwi i kości są od stóp do głów w czerni. Modne stroje mogą nosić tylko pod czadorami albo w domu, gdy są ukryte przed spojrzeniami obcych mężczyzn. W upalne dni w autobusach i taksówkach słychać narzekania na absurdalny nakaz noszenia uciążliwych strojów, zwłaszcza że mężczyźni mogą sobie pozwolić na krótki rękaw. Władze faktycznie sprowadziły kobiety do roli obywateli drugiej kategorii, zależnych niemal całkowicie od woli swoich męskich "opiekunów", czyli ojców bądź mężów. Doprowadza to do skrajnych sytuacji. Jedną z nich opisywał niedawno zamknięty magazyn dla kobiet "Zanan". Szpital odmówił zoperowania twarzy pacjentce, żądając zezwolenia od jej męża. Problem polegał na tym, że to właśnie on oblał jej twarz kwasem. Kobieta musiała czekać miesiąc na sądowe zezwolenie. Wytworzył się system swoistego apartheidu. Przedstawiciele obu płci są w życiu społecznym odseparowani - w szkołach, świątyniach, na basenach, w czasie zawodów sportowych, nawet w komunikacji miejskiej. Na przystankach kobiety i mężczyźni czekają w odrębnych kolejkach. W autobusach te pierwsze siadają w tylnej części pojazdu, a mężczyźni z przodu. Skutkiem segregacji jest brak wzajemnego zrozumienia kobiet i mężczyzn w dorosłym życiu, co często prowadzi do tragedii. Życie powoli jednak zaczyna brać górę nad sztywnymi zasadami. Coraz więcej kobiet zamiast czadorów nosi płaszcze (tzw. monta) i chustki. Pojawiają się szare i zupełnie jasne płaszcze. Spod nich prowokacyjnie wystają dżinsy i adidasy albo gołe stopy z jaskrawo pomalowanymi paznokciami. Chustki, które mają starannie skrywać włosy, zaczynają już nie tylko odsłaniać grzywkę, ale są zsuwane na tył głowy, ukazując nierzadko tlenione pasemka, co jest jawnym i bezczelnym pogwałceniem zasady hedżabu. Widoczne są gołe szyje. Kobiety noszą zakazaną biżuterię i słoneczne okulary. Jeszcze dwa, trzy lata temu nie było to możliwe, lecz dziś takie zachowania przestają dziwić. Sztywne reguły ubierania się budzą otwarty protest nawet w obozie rewolucji - już cztery lata temu członkinie irańskiej delegacji na Światową Konferencję Kobiet w Pekinie przed wyjazdem zaprotestowały przeciwko hedżabowi. Wnuczka Chomeiniego nazwała ten strój "niehigienicznym". Iranki nie chcą się pokornie godzić na los zgotowany im przez rewolucję. Pod czadorami dojrzewa dziś kontrrewolucja - obyczajowa. Zwłaszcza teherańskie kobiety są coraz bardziej wyemancypowane. Kto wie, może to właśnie one rzucają władzy religijnych przywódców, ajatollahów, większe wyzwanie niż zbuntowani studenci? Powoli odzyskują utraconą po rewolucji przestrzeń publiczną. Dzięki staraniom córki byłego prezydenta Rafsandżaniego, Faezeh, ponownie zezwolono im jeździć rowerami. Także skuterami, ale pod warunkiem, że nimi nie kierują.


Iranki nie chcą się godzić na los zgotowany im przez rewolucję. Pod czadorami dojrzewa dziś kontrrewolucja - obyczajowa

W redakcji gazety Musawiego kobiety wspólnie z mężczyznami siedzą w news- roomie. Podobnie jest w gmachach rządowych - znów są urzędniczkami. Wróciły do sądów rodzinnych, choć jeszcze im nie przewodniczą. Udało im się uzyskać prawa do starań o opiekę nad dziećmi w wypadku rozwodu, ale wyłącznie wtedy, gdy ojciec zostaje uznany za niezdolnego do sprawowania takiej opieki jako alkoholik, narkoman lub osoba moralnie naganna. Doniesienia o przestępstwach przeciwko kobietom, wcześniej utrzymywane w tajemnicy, coraz częściej opisywane są na łamach prasy. Władza zaczyna się wstydzić własnych metod. Minister kultury i islamskiego przewodnictwa stwierdził w ubiegłym roku, że w interesie kraju i jego wizerunku na międzynarodowym forum kamienowanie powinno się odbywać wyłącznie na oczach "małego grona wiernych". Twardogłowi nie chcą łatwo ustąpić. Zbyt natarczywe domaganie się praw dla kobiet może się skończyć chłostą lub uwięzieniem. Taki los spotkał kleryka Mohsena Sajdzadeha, twierdzącego, że przepisy pozbawiające kobiet ich praw są oparte na błędnej interpretacji Koranu. Strażnicy rewolucji nadal czyhają na tych, którzy nie chcą się podporządkować surowym regułom obyczajowym. Cudzoziemka zamężna z Irańczykiem długo wzbrania się przed rozmową, ale w końcu przychodzi na spotkanie ze mną, przyprowadzając dla własnego bezpieczeństwa trzyletniego syna. To ją ratuje przed przykrymi konsekwencjami nierozważnego kroku. Tuż przed naszym spotkaniem strażnicy rewolucji, tzw. pasdarowie, otaczają niewielki skwer w centrum Teheranu i aresztują wszystkich młodych mężczyzn i kobiety. Nie wolno bowiem swobodnie spotykać się z sobą przedstawicielom odmiennych płci, jeśli nie są małżonkami lub krewnymi. Młodzi ludzie zwykle są wypuszczani po zapłaceniu łapówki i upokarzających połajankach, ale może się też skończyć na chłoście. Dużo poważniejsze konsekwencje grożą tym, których posądza się o to, że łączy ich coś więcej niż rozmowa. Zęby rewolucji kruszeją jednak na przekór jej obrońcom. W parku Laleh w centrum Teheranu można się wieczorem natknąć na kobiety grające w kometkę lub siatkówkę wspólnie z mężczyznami, a nawet na pary mocno do siebie przytulone. Aby zaznać choć trochę wolności i większej swobody obyczajowej, nie tylko młodzież masowo chodzi na wycieczki w pobliskie góry. Z dala od czujnych oczu pasdarów nastolatki swobodnie trzymają się za ręce. W powrotnej drodze ze stacji kolejki linowej Toczal Telekabin w autobusie wszyscy już zapominają o zasadzie segregacji płci - chłopcy i dziewczyny wsiadają tymi samymi drzwiami i zajmują miejsca obok siebie, głośno się śmiejąc i rozmawiając. Mariam, studentka sztuk pięknych, nie obawia się spacerować po ulicach stolicy w towarzystwie cudzoziemca. Chciałaby więcej wolności, zwłaszcza w ubiorze. Gdyby to było jednak możliwe, nie od razu ubrałaby mini. Raczej dżinsy i t-shirt, a jeśli spódnicę, to sięgającą kostek. - Zmiany powinny być stopniowe - mówi. Marzy o tym, by inaczej mężczyźni traktowali kobiety na co dzień. Zmiany już są zauważalne, przynajmniej w dużych miastach. 

Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.