Czy kobiety mogą rzucać młotem i skakać o tyczce jak Siergiej Bubka?
W tych dwóch konkurencjach, zdominowanych dotychczas przez mężczyzn, panie zmierzą się w Sewilli po raz pierwszy w historii lekkoatletycznych mistrzostw świata. Po medale do Hiszpanii jedzie ok. 2 tys. zawodników z 203 państw.
Sporty zimowe zarezerwowane są dla krajów alpejskich, baseball dla Ameryki, sumo dla Japonii. Lekkoatletyka jest dla wszystkich. Żadna inna dyscyplina nie gromadzi na swoich mistrzostwach sportowców niemal z całego świata. Polska wysyła do Hiszpanii 40 zawodników. Lekkoatletyczne mistrzostwa świata są targami mięśni organizowanymi przez firmę IAAF (International Amateur Athletic Federation), której roczne wpływy szacuje się na kilkadziesiąt milionów dolarów. Wprawdzie zawodnicy już nie walczą o medale za darmo, nie sprzedają też jednak na mistrzostwach swoich umiejętności za sztabki złota. Głównie pokazują, na co ich stać, by później na płatnych mityngach żądać od organizatorów możliwie jak najwięcej za sam przyjazd na imprezę. Tuż przed mistrzostwami główni aktorzy nie odpoczywali, lecz walczyli o pieniądze na bieżni w Szwajcarii. Pobicie rekordu świata w Zurychu warte było 50 tys. USD oraz kilogram złota. Do tego doliczano wynagrodzenia wypłacane największym gwiazdom za udział. U schyłku sportowej kariery Carl Lewis wyceniał swój występ na 70 tys. USD, Siergiej Bubka, który sześć razy z rzędu zdobywał tytuł mistrza świata w skoku o tyczce, domagał się zazwyczaj 45 tys. USD, Haile Gebrselassie żąda 40 tys. USD. Na niewiele mniej mogą liczyć takie gwiazdy, jak Marie-Jose Perec, podwójna mistrzyni z igrzysk w Atlancie czy mistrz olimpijski Amerykanin Donovan Bailey. Oboje nie przyjadą jednak tym razem na zawody do Sewilli, bo słaba forma, jaką ostatnio prezentują, mogłaby podważyć ich pozycję na rynku. W Hiszpanii zabraknie też kontuzjowanego Ato Boldona, prawdopodobnie nie pojawi się przyłapany na zażywaniu kokainy niedościgniony rekordzista świata w skoku wzwyż Kubańczyk Javie Sotomayor, który już 23 razy skakał powyżej 2,40 m. W czystość Soto, zwanego przez rywali High Jump, wierzą dziś chyba tylko on sam i jego ulubieniec Fidel Castro. Dwa lata temu w Atenach Polacy w klasyfikacji medalowej zajęli piętnaste miejsce, zdobywając dwa krążki: złoty Roberta Korzeniowskiego w chodzie i srebrny Artura Partyki w skoku wzwyż. Rok później reprezentacja zabłysnęła na mistrzostwach Europy w Budapeszcie, sięgając po osiem medali i przegrywając w klasyfikacji państw tylko z takimi potęgami, jak Wielka Brytania, Niemcy i Rosja. W lekkoatletyce Stary Kontynent wciąż jest jednak drugą ligą. Paweł Januszewski, który po ciężkim wypadku samochodowym i groźnym urazie kręgosłupa zdobył w Budapeszcie mistrzostwo Europy, teraz w Sewilli znów marzy o awansie do finału. Ze startu w mistrzostwach świata w Hiszpanii zrezygnował Artur Partyka, tłumacząc się słabą formą i skupiając się na przygotowaniach do igrzysk w Sydney, mających prawdopodobnie zakończyć jego karierę. Korzeniowski, który na bieżni zdobył już wszystko (złote medale mistrzostw świata, Europy i igrzysk olimpijskich), nie odpuszcza. Na kilka dni przed mistrzostwami tradycyjnie odizolował się od świata, by w ciszy czekać na start do chodu na morderczym dystansie 50 km. Tym razem Korzeniowski musi jednak uważać nie tylko na omylnych i stronniczych sędziów. Po piętach depcze mu krajowy rywal Tomasz Lipiec z Polonii Warszawa, który w tym roku pobił rekord życiowy Korzeniowskiego o ponad dwie i pół minuty i awansował na drugie miejsce w światowym rankingu. - Tomek ma w tej chwili lepszy rekord życiowy, ale nie jest tak doświadczony jak Robert. Na ich rywalizację duży wpływ może mieć pogoda. Gdy powietrze będzie suche i upalne, lepiej będzie się szło Korzeniowskiemu. Gdy będzie chłodniej i wilgotniej, wzrosną szanse Lipca - ocenia trener Krzysztof Kisiel. Mimo silnej konkurencji, Korzeniowski nie powinien wrócić bez medalu. Tomasz Lipiec będzie zadowolony z miejsca w pierwszej szóstce. Niespodziankę - nawet w postaci medalu - mogą sprawić panie biegające na dystansie 1500 m: Lidia Chojecka z Siedlec i Anna Jakubczak z Warszawy. W rzucie kulą działacze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki liczą na Krystynę Zabawską z Białegostoku, a w rzucie młotem - na Szymona Ziółkowskiego z Poznania. - W naszej ekipie, niestety, zabraknie wieloboisty Sebastiana Chmary, kończącego rehabilitację po kontuzji i operacji ścięgna Achillesa - mówi Jerzy Skucha, szef wyszkolenia w PZLA. - Sebastian rozpoczął już treningi, poprawił nawet rzut kulą i żartował, by zgłosić go na mistrzostwa właśnie w tej konkurencji. Wielkimi gwiazdami tegorocznych zawodów w Sewilli mogą się okazać zawodnicy walczący o milion dolarów w złocie do podziału w mityngach Golden League, będących lekkoatletyczną Ligą Mistrzów. Rumunka Gabriela Szabo wygrywa dotychczas wszystkie biegi na 3000 m. Bezkonkurencyjna jest Amerykanka Marion Jones na dystansie 200 m. Na studiach Jones grała w koszykówkę, dziś świetnie sobie radzi w skoku w dal i sprincie. Jest jedyną zawodniczką, która zbliżyła się do magicznych i podejrzanych rekordów swojej rodaczki Florence Griffith Joyner, figurującej już od jedenastu lat w tabelach rekordzistów. Na początku roku Jones otrzymała nagrodę im. Jesse Owensa, przyznawaną najlepszym sportowcom roku przez Międzynarodową Federację Lekkoatletyki. Gwiazdami w Sewilli będą też Wilson Kipketer, bezkonkurencyjny w biegu na 800 m oraz Kenijczyk Bernard Barmasai, który w tym sezonie zdominował rywali w biegach na 3000 m z przeszkodami. Barmasai wie, jak wygrywać. Gdy na piątych zawodach z cyklu Golden League w Zurychu w końcówce trasy wyprzedzał go rodak Christopher Koskei, zdeterminowany Barmasai krzyknął: "Pozwól wygrać". Koskei usłuchał i tym samym nie pozbawił rywala udziału w wielkim łupie. Organizatorzy liczą też na Etiopczyka Haile Gebrselassie. W tym roku ustanowił on halowy rekord świata w biegu na 5 km. Podczas zawodów w Birmingham przebiegł swój dystans w czasie 12:50,38 minuty i pobił poprzedni rekord Kenijczyka Daniela Komena o ponad minutę. Wśród sprinterów prym wiedzie najszybszy obecnie człowiek świata Maurice Greene - w czerwcu na mityngu w Atenach poprawił rekord Donovana Baileya w biegu na 100 m czasem 9,79 s. To był niemal skok. Nikt z wielkich współczesnych sprinterów nie pobił dotychczas rekordu na tym dystansie tak wyraźnie - aż o 0,05 sekundy.
Sporty zimowe zarezerwowane są dla krajów alpejskich, baseball dla Ameryki, sumo dla Japonii. Lekkoatletyka jest dla wszystkich. Żadna inna dyscyplina nie gromadzi na swoich mistrzostwach sportowców niemal z całego świata. Polska wysyła do Hiszpanii 40 zawodników. Lekkoatletyczne mistrzostwa świata są targami mięśni organizowanymi przez firmę IAAF (International Amateur Athletic Federation), której roczne wpływy szacuje się na kilkadziesiąt milionów dolarów. Wprawdzie zawodnicy już nie walczą o medale za darmo, nie sprzedają też jednak na mistrzostwach swoich umiejętności za sztabki złota. Głównie pokazują, na co ich stać, by później na płatnych mityngach żądać od organizatorów możliwie jak najwięcej za sam przyjazd na imprezę. Tuż przed mistrzostwami główni aktorzy nie odpoczywali, lecz walczyli o pieniądze na bieżni w Szwajcarii. Pobicie rekordu świata w Zurychu warte było 50 tys. USD oraz kilogram złota. Do tego doliczano wynagrodzenia wypłacane największym gwiazdom za udział. U schyłku sportowej kariery Carl Lewis wyceniał swój występ na 70 tys. USD, Siergiej Bubka, który sześć razy z rzędu zdobywał tytuł mistrza świata w skoku o tyczce, domagał się zazwyczaj 45 tys. USD, Haile Gebrselassie żąda 40 tys. USD. Na niewiele mniej mogą liczyć takie gwiazdy, jak Marie-Jose Perec, podwójna mistrzyni z igrzysk w Atlancie czy mistrz olimpijski Amerykanin Donovan Bailey. Oboje nie przyjadą jednak tym razem na zawody do Sewilli, bo słaba forma, jaką ostatnio prezentują, mogłaby podważyć ich pozycję na rynku. W Hiszpanii zabraknie też kontuzjowanego Ato Boldona, prawdopodobnie nie pojawi się przyłapany na zażywaniu kokainy niedościgniony rekordzista świata w skoku wzwyż Kubańczyk Javie Sotomayor, który już 23 razy skakał powyżej 2,40 m. W czystość Soto, zwanego przez rywali High Jump, wierzą dziś chyba tylko on sam i jego ulubieniec Fidel Castro. Dwa lata temu w Atenach Polacy w klasyfikacji medalowej zajęli piętnaste miejsce, zdobywając dwa krążki: złoty Roberta Korzeniowskiego w chodzie i srebrny Artura Partyki w skoku wzwyż. Rok później reprezentacja zabłysnęła na mistrzostwach Europy w Budapeszcie, sięgając po osiem medali i przegrywając w klasyfikacji państw tylko z takimi potęgami, jak Wielka Brytania, Niemcy i Rosja. W lekkoatletyce Stary Kontynent wciąż jest jednak drugą ligą. Paweł Januszewski, który po ciężkim wypadku samochodowym i groźnym urazie kręgosłupa zdobył w Budapeszcie mistrzostwo Europy, teraz w Sewilli znów marzy o awansie do finału. Ze startu w mistrzostwach świata w Hiszpanii zrezygnował Artur Partyka, tłumacząc się słabą formą i skupiając się na przygotowaniach do igrzysk w Sydney, mających prawdopodobnie zakończyć jego karierę. Korzeniowski, który na bieżni zdobył już wszystko (złote medale mistrzostw świata, Europy i igrzysk olimpijskich), nie odpuszcza. Na kilka dni przed mistrzostwami tradycyjnie odizolował się od świata, by w ciszy czekać na start do chodu na morderczym dystansie 50 km. Tym razem Korzeniowski musi jednak uważać nie tylko na omylnych i stronniczych sędziów. Po piętach depcze mu krajowy rywal Tomasz Lipiec z Polonii Warszawa, który w tym roku pobił rekord życiowy Korzeniowskiego o ponad dwie i pół minuty i awansował na drugie miejsce w światowym rankingu. - Tomek ma w tej chwili lepszy rekord życiowy, ale nie jest tak doświadczony jak Robert. Na ich rywalizację duży wpływ może mieć pogoda. Gdy powietrze będzie suche i upalne, lepiej będzie się szło Korzeniowskiemu. Gdy będzie chłodniej i wilgotniej, wzrosną szanse Lipca - ocenia trener Krzysztof Kisiel. Mimo silnej konkurencji, Korzeniowski nie powinien wrócić bez medalu. Tomasz Lipiec będzie zadowolony z miejsca w pierwszej szóstce. Niespodziankę - nawet w postaci medalu - mogą sprawić panie biegające na dystansie 1500 m: Lidia Chojecka z Siedlec i Anna Jakubczak z Warszawy. W rzucie kulą działacze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki liczą na Krystynę Zabawską z Białegostoku, a w rzucie młotem - na Szymona Ziółkowskiego z Poznania. - W naszej ekipie, niestety, zabraknie wieloboisty Sebastiana Chmary, kończącego rehabilitację po kontuzji i operacji ścięgna Achillesa - mówi Jerzy Skucha, szef wyszkolenia w PZLA. - Sebastian rozpoczął już treningi, poprawił nawet rzut kulą i żartował, by zgłosić go na mistrzostwa właśnie w tej konkurencji. Wielkimi gwiazdami tegorocznych zawodów w Sewilli mogą się okazać zawodnicy walczący o milion dolarów w złocie do podziału w mityngach Golden League, będących lekkoatletyczną Ligą Mistrzów. Rumunka Gabriela Szabo wygrywa dotychczas wszystkie biegi na 3000 m. Bezkonkurencyjna jest Amerykanka Marion Jones na dystansie 200 m. Na studiach Jones grała w koszykówkę, dziś świetnie sobie radzi w skoku w dal i sprincie. Jest jedyną zawodniczką, która zbliżyła się do magicznych i podejrzanych rekordów swojej rodaczki Florence Griffith Joyner, figurującej już od jedenastu lat w tabelach rekordzistów. Na początku roku Jones otrzymała nagrodę im. Jesse Owensa, przyznawaną najlepszym sportowcom roku przez Międzynarodową Federację Lekkoatletyki. Gwiazdami w Sewilli będą też Wilson Kipketer, bezkonkurencyjny w biegu na 800 m oraz Kenijczyk Bernard Barmasai, który w tym sezonie zdominował rywali w biegach na 3000 m z przeszkodami. Barmasai wie, jak wygrywać. Gdy na piątych zawodach z cyklu Golden League w Zurychu w końcówce trasy wyprzedzał go rodak Christopher Koskei, zdeterminowany Barmasai krzyknął: "Pozwól wygrać". Koskei usłuchał i tym samym nie pozbawił rywala udziału w wielkim łupie. Organizatorzy liczą też na Etiopczyka Haile Gebrselassie. W tym roku ustanowił on halowy rekord świata w biegu na 5 km. Podczas zawodów w Birmingham przebiegł swój dystans w czasie 12:50,38 minuty i pobił poprzedni rekord Kenijczyka Daniela Komena o ponad minutę. Wśród sprinterów prym wiedzie najszybszy obecnie człowiek świata Maurice Greene - w czerwcu na mityngu w Atenach poprawił rekord Donovana Baileya w biegu na 100 m czasem 9,79 s. To był niemal skok. Nikt z wielkich współczesnych sprinterów nie pobił dotychczas rekordu na tym dystansie tak wyraźnie - aż o 0,05 sekundy.
Więcej możesz przeczytać w 34/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.