Piotrusiu! Wróciłem właśnie z Końskich, miasta w Świętokrzyskiem, gdzie nagrywaliśmy kolejny odcinek "Podróży kulinarnych". Pobyt niezwykle miły i owocny. Wyobraź sobie, że w powiecie koneckim we wsi Kołoniec, opisywanej przez Reymonta w relacji z pielgrzymki do Częstochowy, powstała pierwsza na ziemiach polskich nowoczesna hodowlana stacja ichtiologiczna. Stworzył ją na początku XX wieku profesor Franciszek Staff, brat poety.
Tradycje rybne w okolicy nie zginęły, odwiedziliśmy gospodarstwo rybackie państwa Jerczyńskich, słynne nie tylko z hodowli karpi królewskich, lecz także szczupaków i sandaczy. Próbując rzeczone wspaniałości, uświadomiłem sobie zarazem, jak wielkim trudem jest zdobycie w sklepie świeżej szlachetnej ryby. Pomyśl tylko: oto mamy hodowców, ich narybek pluska w stawach wielu państw europejskich, ryb mamy w bród, lecz nikogo, kto w sposób normalny chciałby nimi handlować. Czy znasz w Polsce choćby jeden sklep rybny z prawdziwego zdarzenia, taki z akwariami, w których pływałyby ryby, bezgłośnie czekając na klientów? Akwariami, powtarzam, a nie betonowymi cebrzykami, w których nieszczęsne karpie tłoczy się przed Wigilią, bijąc rekord karpiozagęszczenia na centymetr kwadratowy. W Krakowie nie ma ani jednego sklepu rybnego z prawdziwego zdarzenia, nie słyszałem, by takowe istniały w Warszawie, Poznaniu, Łodzi czy Wrocławiu. Prawdziwym paradoksem jest, że chyba najlepiej zaopatrzone działy rybne mają magazyny sieci Macro & Cash. A rodzimi kupcy wolą protestować przeciwko ekspansji w handlu zagranicznego kapitału, miast sprzedawać towary w taki sposób, na jaki zasługują.
Twój Robert M.
Przyjacielu!
Chcesz świeżych ryb, to sobie nałap. Wstań o piątej rano albo jeszcze lepiej o wpół do piątej, ubierz się ciepło, wciągnij gumiaki, zabierz wałówkę i piersiówkę i jazda nad wodę. Posiedzisz, pogapisz się w spławik, przemyślisz to i owo, aż któraś w końcu połknie haczyk. Bo masz absolutną rację - ryby są pyszne, ale wyłącznie w stanie pierwszej świeżości. Tu o kompromisie nie może być mowy. Fakt, że nadwiślanie kupują mało ryb, ale przecież rzadko są one w ogóle warte kupowania. I jeśli ludzie mają wyobrażenie o smaku ryby na podstawie tego, co zjedli w polskiej knajpie, to ja się wcale nie dziwię, że oni wolą kotlet schabowy.
Polska kultura rybna na szczęście przetrwa, bo kultywują ją, między innymi, niszowe kręgi wędkarzy. Jednym z nich jest mój szwagier Jarek z Wrocławia, który fenomenalnie przyrządza ryby wędzone gorącym dymem. Skonstruował blaszane pudło, gdzie na prostym ruszcie układa świeżutkiego wypatroszonego karpia albo sandacza, albo co tam z wody wyciągnie, i parzy go w dymie z umieszczonych pod rusztem trocin drzew owocowych (najchętniej wiśni). Jest to rewelacyjna metoda, bardzo prosta i nieczasochłonna. Rybę trzeba, oczywiście, zjadać natychmiast na ciepło, bo już po kilku godzinach traci cały swój urok.
Szwagier obiecał, że zrobi mi taką samą puszkę. Problem tylko w tym, że nie mamy balkonu, a wędzić należy raczej na otwartej przestrzeni, bo inaczej można sobie nieźle nakopcić. To może wpadniemy do Was z cudownym pudełkiem i powędzimy? O ile, rzecz jasna, uda Ci się gdzieś zdobyć jakiś świeży połów. No i wiesz, rybka lubi się napić...
Do zobaczenia więc
Wpatrzony W Spławik Bikont Znad Jeziora
PS Podobne ryby jak u szwagra, a może nawet jeszcze lepsze (sumy i jesiotry), jadłem ostatnio w restauracji Pod Dziką Kaczką w Zgierzu.
Twój Robert M.
Przyjacielu!
Chcesz świeżych ryb, to sobie nałap. Wstań o piątej rano albo jeszcze lepiej o wpół do piątej, ubierz się ciepło, wciągnij gumiaki, zabierz wałówkę i piersiówkę i jazda nad wodę. Posiedzisz, pogapisz się w spławik, przemyślisz to i owo, aż któraś w końcu połknie haczyk. Bo masz absolutną rację - ryby są pyszne, ale wyłącznie w stanie pierwszej świeżości. Tu o kompromisie nie może być mowy. Fakt, że nadwiślanie kupują mało ryb, ale przecież rzadko są one w ogóle warte kupowania. I jeśli ludzie mają wyobrażenie o smaku ryby na podstawie tego, co zjedli w polskiej knajpie, to ja się wcale nie dziwię, że oni wolą kotlet schabowy.
Polska kultura rybna na szczęście przetrwa, bo kultywują ją, między innymi, niszowe kręgi wędkarzy. Jednym z nich jest mój szwagier Jarek z Wrocławia, który fenomenalnie przyrządza ryby wędzone gorącym dymem. Skonstruował blaszane pudło, gdzie na prostym ruszcie układa świeżutkiego wypatroszonego karpia albo sandacza, albo co tam z wody wyciągnie, i parzy go w dymie z umieszczonych pod rusztem trocin drzew owocowych (najchętniej wiśni). Jest to rewelacyjna metoda, bardzo prosta i nieczasochłonna. Rybę trzeba, oczywiście, zjadać natychmiast na ciepło, bo już po kilku godzinach traci cały swój urok.
Szwagier obiecał, że zrobi mi taką samą puszkę. Problem tylko w tym, że nie mamy balkonu, a wędzić należy raczej na otwartej przestrzeni, bo inaczej można sobie nieźle nakopcić. To może wpadniemy do Was z cudownym pudełkiem i powędzimy? O ile, rzecz jasna, uda Ci się gdzieś zdobyć jakiś świeży połów. No i wiesz, rybka lubi się napić...
Do zobaczenia więc
Wpatrzony W Spławik Bikont Znad Jeziora
PS Podobne ryby jak u szwagra, a może nawet jeszcze lepsze (sumy i jesiotry), jadłem ostatnio w restauracji Pod Dziką Kaczką w Zgierzu.
Ryba po grecku Podaje Piotr Bikont |
---|
Rybę opłukać pod bieżącą wodą i osuszyć papierowym ręcznikiem. Natrzeć solą i pieprzem, włożyć do miski, skropić sokiem z cytryny. Odstawić do lodówki. Papryki w całości włożyć do piekarnika (220°C) na mniej więcej 20 minut, aż do lekkiego przypalenia. Po wyjęciu z pieca owinąć gazetą. Kiedy wystygną, obrać (skórka sama odejdzie, razem z gazetą) i oczyścić z pestek. Pokroić w paseczki. Seler i pietruszkę obrać i zetrzeć na tarce z dużymi oczkami. Cebulę pokroić w cienkie półplasterki, czosnek w plasterki. Podsmażyć cebulę, zdjąć z patelni, podsmażyć czosnek, także zdjąć, podsmażyć seler i pietruszkę. Teraz wszystko razem włożyć na patelnię, dodać pomidory i dusić bez pokrywki, aż pomidory się rozpadną i odparują. Posolić i popieprzyć do smaku, dodać paprykę. Wymieszać. Rybę znów osuszyć ręcznikiem papierowym, pokroić na nieduże kawałki i obsmażyć. W misce ułożyć na przemian warstwę jarzyn i ryby (jarzyny mają być na spodzie i na wierzchu). |
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.