Wartość eksportu per capita jest w Polsce dwudziestokrotnie niższa niż w Irlandii
Jeżeli polskie przedsiębiorstwa nie staną się bardziej konkurencyjne, to deficyt w handlu zagranicznym będzie nieustannie wzrastał" - taki jest generalny wniosek z raportu opublikowanego niedawno przez Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. Polskie produkty nie są konkurencyjne, a struktura naszego eksportu praktycznie nie zmieniła się od początku lat dziewięćdziesiątych. Jedną trzecią eksportu stanowią nadal towary o niewielkim stopniu przetworzenia, bardzo wrażliwe na wahania koniunktury i protekcjonistyczną politykę importerów. Wprawdzie udział naszego kraju w światowym eksporcie pozostaje od kilku lat na tym samym poziomie (0,5 proc.), ale wzrost globalnych obrotów powoduje, że zwiększa się dystans dzielący nas od państw Unii Europejskiej.
W 1991 r. wartość polskiej wymiany handlowej nie przekraczała 30 mld dolarów. W ciągu siedmiu lat wzrosła ona do 75 mld dolarów. Ten wzrost jest jednak efektem znacznie szybszego przyrostu importu niż eksportu. Zdaniem wielu ekonomistów, żyjemy na koszt przyszłych pokoleń, a poziom konsumpcji jest nieadekwatny do tempa wzrostu gospodarczego. Sugerują oni ponadto, że inwestycje nie były dotychczas nastawione na rozwój produkcji eksportowej, a system rozliczeń spowodował, że bardziej opłacalna stała się produkcja na rynek wewnętrzny. Nie oznacza to, że wystarczy zmienić kurs złotego i natychmiast poprawi się bilans handlowy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezes NBP, wielokrotnie przekonywała, że jest to rozwiązanie przynoszące jedynie krótkotrwałe korzyści.
Największy udział w deficycie handlu zagranicznego mają wyroby przemysłu elektromaszynowego (57-63 proc.) i chemicznego (26-29 proc.). Często można się spotkać z opinią, że napływ zagranicznego kapitału wygenerował znaczną część deficytu handlowego. Nie można jednak zapominać, że wśród największych polskich eksporterów dominują firmy z kapitałem zagranicznym. Jaki byłby jednak bilans polskiego handlu zagranicznego w 1999 r., gdyby w ostatnich latach zachodnie firmy nie zainwestowały w naszym kraju ponad 30 mld dolarów? Poza tym nadal nie mamy produktu, który byłby polskim hitem eksportowym. Kiedy na światowych rynkach pojawią się wyroby jednoznacznie kojarzące się z naszym krajem i jakie koszty musimy ponieść, aby skutecznie je wypromować?
Przykład Irlandii, Hiszpanii, Portugalii dowodzi, że niemożliwy jest szybki rozwój gospodarczy bez napływu zagranicznego kapitału. Ekonomiści szacują, że przez najbliższe lata polska gospodarka powinna być zasilana 10-15 mld dolarów rocznie. W ubiegłym roku zainwestowano w naszym kraju 10 mld dolarów, czyli minimum szacowanej przez ekspertów kwoty. Pod względem bezwzględnej wartości zainwestowanego kapitału jesteśmy liderem w Europie Wschodniej i Środkowej. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę wielkość inwestycji na mieszkańca, to okaże się, że zajmujemy czwarte, piąte miejsce. Jeszcze gorsza jest nasza pozycja, jeżeli porównamy wartość inwestycji z poziomem PKB. Z wyliczeń "Financial Times" wynika, że w tej klasyfikacji wyprzedzamy tylko Słowenię, Albanię, Słowację i Macedonię. W tej sytuacji musimy odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze: w jaki sposób możemy zwiększyć atrakcyjność inwestycyjną naszego kraju? Po drugie: czy polska gospodarka jest w stanie spożytkować więcej niż 10 mld dolarów rocznie?
ENRICO PAVONI prezes Fiat Auto Poland
Polska jest w Europie Środkowej i Wschodniej najlepszym miejscem inwestycji, produkcji, sprzedaży i eksportu różnych produktów. Fiat nigdy nie postrzegał Polski tylko jako rynku, na którym można sprzedać kilkadziesiąt tysięcy samochodów. Dla nas zawsze Polska była strategicznym partnerem gospodarczym. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że w waszym kraju są obecne niemal wszystkie firmy należące do grupy Fiata. Jasny i klarowny kierunek polskich reform zapoczątkowanych w 1989 r. sprawił, że włoski koncern postanowił wytwarzać tu wiele produktów, nie tylko sprzedając je na miejscu, ale także eksportując do wielu państw. Fiat jest jedyną firmą samochodową w Polsce, która więcej eksportuje niż importuje, przyczyniając się tym samym do poprawy bilansu handlowego Polski. Samochody produkowane w Tychach trafiają do ponad 30 państw. Ważne jest nie tylko to, jak wielki kapitał zainwestowano w Polsce, lecz i to, jakie korzyści przyniosła dana inwestycja: ile jest miejsc pracy, jakie podatki płaci firma, o ile wzrósł eksport. Fiat jest największym eksporterem i inwestorem, a także największą firmą prywatną w Polsce. Myślę, że to najlepszy dowód zaangażowania i integracji z polską gospodarką. Nasze roczne obroty wynoszą ponad 2 mld dolarów, z czego połowa przypada na eksport.
Deficyt w bilansie handlowym, będący rezultatem dużego importu samochodów oraz nadwozi i części dla wielu montowni, wyniósł w ubiegłym roku 2,4 mld dolarów (Polska jest szóstym rynkiem motoryzacyjnym w Europie). Należy jednak pamiętać, że włoski Fiat jest największym inwestorem zagranicznym, a zarazem największym polskim eksporterem. W tym roku pierwsze samochody Daewoo zmontowane w Polsce trafiły na zachodnie rynki. W przyszłym roku dołączą do nich nowe modele opla z fabryki w Gliwicach. Ponadto od 2002 r. w związku z likwidacją stawek celnych prosty montaż samochodów przestanie być opłacalny i z pewnością zostanie zlikwidowany. W ciągu najbliższych kilku lat pełne zdolności produkcyjne osiągną polskie fabryki Volkswagena, Isuzu i Toyoty, produkujące silniki wysokoprężne i skrzynie biegów. Wszystko wskazuje więc na to, że już niedługo eksport produktów przemysłu motoryzacyjnego będzie dostarczał najwięcej dewiz polskiej gospodarce.
Na razie jednak pogłębiają się dysproporcje między importem a eksportem. W ubiegłym roku deficyt w obrotach towarowych z zagranicą wyniósł 13,7 mld dolarów; szacuje się, że w tym roku przekroczy 16 mld dolarów. Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że po sześciu pierwszych miesiącach tego roku ujemne saldo w handlu zagranicznym wynosiło 8,4 mld dolarów. Jak poinformował minister gospodarki Janusz Steinhoff, w 1999 r. nasz deficyt w handlu z państwami Unii Europejskiej będzie o 1,4 mld dolarów większy niż w roku ubiegłym (wtedy wyniósł 11,7 mld dolarów).
W maju deficyt wzrósł o 984 mln dolarów, w czerwcu ujemne saldo powiększyło się o 1,3 mld dolarów. Zdaniem Bogusława Grabowskiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, jest to bardzo groźne zjawisko, zwłaszcza w kontekście aprecjacji złotego, spowodowanej głównie napływem bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Mimo spodziewanego w drugiej połowie tego roku ożywienia gospodarczego w państwach Unii Europejskiej i stopniowego odbudowywania rynku rosyjskiego, możemy nie osiągnąć poziomu eksportu z drugiej połowy ubiegłego roku.
Jeżeli utrzymane zostanie dotychczasowe tempo wymiany zagranicznej, to w tym roku wartość eksportu przypadająca na mieszkańca Polski nie przekroczy 700 dolarów (wartość importu per capita może z kolei przekroczyć 1100 dolarów). Jest to nie tylko trzykrotnie mniej niż w najuboższych państwach Unii Europejskiej (Hiszpanii i Portugalii), ale także znacznie mniej niż w niektórych krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Wśród państw unii najbardziej proeksportową politykę prowadzi Irlandia. Wartość eksportu przypadająca na mieszkańca tego kraju to ponad 14 tys. dolarów (dwadzieścia razy więcej niż w Polsce). W Słowenii jest to przeszło 4200 dolarów, w Czechach - ponad 2200 dolarów, zaś na Węgrzech - prawie 1900 dolarów. Nawet mała Słowacja i Litwa eksportują - w przeliczeniu na mieszkańca - więcej niż Polska. Niepokojąco niski jest u nas także udział eksportu w PKB. Nie przekracza on 20 proc., podczas gdy w Czechach wynosi 47 proc., a w Słowacji - 55 proc.
Jeżeli w ciągu najbliższych miesięcy zasadniczo nie zmienią się relacje między importem a eksportem, sytuacja stanie się dramatyczna: wzrastający deficyt w handlu zagranicznym będzie bombą z opóźnionym zapłonem. Wybuch nastąpi w 2003 r., kiedy przypadnie apogeum spłaty kredytów zaciągniętych przez Polskę jeszcze w latach 70.
Na postawione w tekście pytania będą starali się odpowiedzieć uczestnicy seminarium "Polska globalna. W jaki sposób inwestycje zagraniczne zwiększają bogactwo narodów?", organizowanego przez Forum Izb Gospodarczych Unii Europejskiej i tygodnik "Wprost". Seminarium odbędzie się 9 września 1999 r. w salach Filharmonii Narodowej w Warszawie, a udział w nim zapowiedzieli m.in. wicepremier Leszek Balcerowicz, prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz, były premier Jan K. Bielecki, minister gospodarki Janusz Steinhoff, minister skarbu Emil Wąsacz, prezes PAIZ Adam Pawłowicz oraz przedstawiciele izb gospodarczych, szefowie firm zagranicznych i reprezentanci największych eksporterów.
W 1991 r. wartość polskiej wymiany handlowej nie przekraczała 30 mld dolarów. W ciągu siedmiu lat wzrosła ona do 75 mld dolarów. Ten wzrost jest jednak efektem znacznie szybszego przyrostu importu niż eksportu. Zdaniem wielu ekonomistów, żyjemy na koszt przyszłych pokoleń, a poziom konsumpcji jest nieadekwatny do tempa wzrostu gospodarczego. Sugerują oni ponadto, że inwestycje nie były dotychczas nastawione na rozwój produkcji eksportowej, a system rozliczeń spowodował, że bardziej opłacalna stała się produkcja na rynek wewnętrzny. Nie oznacza to, że wystarczy zmienić kurs złotego i natychmiast poprawi się bilans handlowy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezes NBP, wielokrotnie przekonywała, że jest to rozwiązanie przynoszące jedynie krótkotrwałe korzyści.
Największy udział w deficycie handlu zagranicznego mają wyroby przemysłu elektromaszynowego (57-63 proc.) i chemicznego (26-29 proc.). Często można się spotkać z opinią, że napływ zagranicznego kapitału wygenerował znaczną część deficytu handlowego. Nie można jednak zapominać, że wśród największych polskich eksporterów dominują firmy z kapitałem zagranicznym. Jaki byłby jednak bilans polskiego handlu zagranicznego w 1999 r., gdyby w ostatnich latach zachodnie firmy nie zainwestowały w naszym kraju ponad 30 mld dolarów? Poza tym nadal nie mamy produktu, który byłby polskim hitem eksportowym. Kiedy na światowych rynkach pojawią się wyroby jednoznacznie kojarzące się z naszym krajem i jakie koszty musimy ponieść, aby skutecznie je wypromować?
Przykład Irlandii, Hiszpanii, Portugalii dowodzi, że niemożliwy jest szybki rozwój gospodarczy bez napływu zagranicznego kapitału. Ekonomiści szacują, że przez najbliższe lata polska gospodarka powinna być zasilana 10-15 mld dolarów rocznie. W ubiegłym roku zainwestowano w naszym kraju 10 mld dolarów, czyli minimum szacowanej przez ekspertów kwoty. Pod względem bezwzględnej wartości zainwestowanego kapitału jesteśmy liderem w Europie Wschodniej i Środkowej. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę wielkość inwestycji na mieszkańca, to okaże się, że zajmujemy czwarte, piąte miejsce. Jeszcze gorsza jest nasza pozycja, jeżeli porównamy wartość inwestycji z poziomem PKB. Z wyliczeń "Financial Times" wynika, że w tej klasyfikacji wyprzedzamy tylko Słowenię, Albanię, Słowację i Macedonię. W tej sytuacji musimy odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze: w jaki sposób możemy zwiększyć atrakcyjność inwestycyjną naszego kraju? Po drugie: czy polska gospodarka jest w stanie spożytkować więcej niż 10 mld dolarów rocznie?
ENRICO PAVONI prezes Fiat Auto Poland
Polska jest w Europie Środkowej i Wschodniej najlepszym miejscem inwestycji, produkcji, sprzedaży i eksportu różnych produktów. Fiat nigdy nie postrzegał Polski tylko jako rynku, na którym można sprzedać kilkadziesiąt tysięcy samochodów. Dla nas zawsze Polska była strategicznym partnerem gospodarczym. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że w waszym kraju są obecne niemal wszystkie firmy należące do grupy Fiata. Jasny i klarowny kierunek polskich reform zapoczątkowanych w 1989 r. sprawił, że włoski koncern postanowił wytwarzać tu wiele produktów, nie tylko sprzedając je na miejscu, ale także eksportując do wielu państw. Fiat jest jedyną firmą samochodową w Polsce, która więcej eksportuje niż importuje, przyczyniając się tym samym do poprawy bilansu handlowego Polski. Samochody produkowane w Tychach trafiają do ponad 30 państw. Ważne jest nie tylko to, jak wielki kapitał zainwestowano w Polsce, lecz i to, jakie korzyści przyniosła dana inwestycja: ile jest miejsc pracy, jakie podatki płaci firma, o ile wzrósł eksport. Fiat jest największym eksporterem i inwestorem, a także największą firmą prywatną w Polsce. Myślę, że to najlepszy dowód zaangażowania i integracji z polską gospodarką. Nasze roczne obroty wynoszą ponad 2 mld dolarów, z czego połowa przypada na eksport.
Deficyt w bilansie handlowym, będący rezultatem dużego importu samochodów oraz nadwozi i części dla wielu montowni, wyniósł w ubiegłym roku 2,4 mld dolarów (Polska jest szóstym rynkiem motoryzacyjnym w Europie). Należy jednak pamiętać, że włoski Fiat jest największym inwestorem zagranicznym, a zarazem największym polskim eksporterem. W tym roku pierwsze samochody Daewoo zmontowane w Polsce trafiły na zachodnie rynki. W przyszłym roku dołączą do nich nowe modele opla z fabryki w Gliwicach. Ponadto od 2002 r. w związku z likwidacją stawek celnych prosty montaż samochodów przestanie być opłacalny i z pewnością zostanie zlikwidowany. W ciągu najbliższych kilku lat pełne zdolności produkcyjne osiągną polskie fabryki Volkswagena, Isuzu i Toyoty, produkujące silniki wysokoprężne i skrzynie biegów. Wszystko wskazuje więc na to, że już niedługo eksport produktów przemysłu motoryzacyjnego będzie dostarczał najwięcej dewiz polskiej gospodarce.
Na razie jednak pogłębiają się dysproporcje między importem a eksportem. W ubiegłym roku deficyt w obrotach towarowych z zagranicą wyniósł 13,7 mld dolarów; szacuje się, że w tym roku przekroczy 16 mld dolarów. Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że po sześciu pierwszych miesiącach tego roku ujemne saldo w handlu zagranicznym wynosiło 8,4 mld dolarów. Jak poinformował minister gospodarki Janusz Steinhoff, w 1999 r. nasz deficyt w handlu z państwami Unii Europejskiej będzie o 1,4 mld dolarów większy niż w roku ubiegłym (wtedy wyniósł 11,7 mld dolarów).
W maju deficyt wzrósł o 984 mln dolarów, w czerwcu ujemne saldo powiększyło się o 1,3 mld dolarów. Zdaniem Bogusława Grabowskiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, jest to bardzo groźne zjawisko, zwłaszcza w kontekście aprecjacji złotego, spowodowanej głównie napływem bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Mimo spodziewanego w drugiej połowie tego roku ożywienia gospodarczego w państwach Unii Europejskiej i stopniowego odbudowywania rynku rosyjskiego, możemy nie osiągnąć poziomu eksportu z drugiej połowy ubiegłego roku.
Jeżeli utrzymane zostanie dotychczasowe tempo wymiany zagranicznej, to w tym roku wartość eksportu przypadająca na mieszkańca Polski nie przekroczy 700 dolarów (wartość importu per capita może z kolei przekroczyć 1100 dolarów). Jest to nie tylko trzykrotnie mniej niż w najuboższych państwach Unii Europejskiej (Hiszpanii i Portugalii), ale także znacznie mniej niż w niektórych krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Wśród państw unii najbardziej proeksportową politykę prowadzi Irlandia. Wartość eksportu przypadająca na mieszkańca tego kraju to ponad 14 tys. dolarów (dwadzieścia razy więcej niż w Polsce). W Słowenii jest to przeszło 4200 dolarów, w Czechach - ponad 2200 dolarów, zaś na Węgrzech - prawie 1900 dolarów. Nawet mała Słowacja i Litwa eksportują - w przeliczeniu na mieszkańca - więcej niż Polska. Niepokojąco niski jest u nas także udział eksportu w PKB. Nie przekracza on 20 proc., podczas gdy w Czechach wynosi 47 proc., a w Słowacji - 55 proc.
Jeżeli w ciągu najbliższych miesięcy zasadniczo nie zmienią się relacje między importem a eksportem, sytuacja stanie się dramatyczna: wzrastający deficyt w handlu zagranicznym będzie bombą z opóźnionym zapłonem. Wybuch nastąpi w 2003 r., kiedy przypadnie apogeum spłaty kredytów zaciągniętych przez Polskę jeszcze w latach 70.
Na postawione w tekście pytania będą starali się odpowiedzieć uczestnicy seminarium "Polska globalna. W jaki sposób inwestycje zagraniczne zwiększają bogactwo narodów?", organizowanego przez Forum Izb Gospodarczych Unii Europejskiej i tygodnik "Wprost". Seminarium odbędzie się 9 września 1999 r. w salach Filharmonii Narodowej w Warszawie, a udział w nim zapowiedzieli m.in. wicepremier Leszek Balcerowicz, prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz, były premier Jan K. Bielecki, minister gospodarki Janusz Steinhoff, minister skarbu Emil Wąsacz, prezes PAIZ Adam Pawłowicz oraz przedstawiciele izb gospodarczych, szefowie firm zagranicznych i reprezentanci największych eksporterów.
Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.