W III RP usankcjonowane prawem preferencje związane z płcią warte są tyle, ile pomysły, aby to państwo, a nie konsumenci, regulowało poziom cen i produkcji
A dlaczego nie brunetom? - pytał poseł Piotr Żak, rzecznik Akcji Wyborczej Solidarność, brunet, w związku z zawartą w projekcie prawa wyborczego propozycją Unii Wolności, aby na listach wyborczych jedną trzecią miejsc przyznać kobietom. Pomysł nie jest nowy. W sejmach PRL nie było opozycji, za to byli górnicy, hutnicy, kobiety, inteligencja pracująca, czyli całe społeczeństwo. W czasach, gdy o losie polityków powinni decydować wyborcy - dzieląc ich na lewicowych i prawicowych, ewentualnie mądrych i głupich - usankcjonowane prawem preferencje związane z płcią są warte tyle, ile pomysły, aby to państwo, a nie konsumenci, regulowało poziom cen i produkcji. Czy propozycja unitów nie obrażałaby pani Margaret Thatcher? Czy Hanna Suchocka objęła stanowiska premiera i ministra sprawiedliwości z tego powodu, że jest kobietą? Wreszcie kto broni jakiejkolwiek partii wpisać na swe listy same panie? Pomysł Unii Wolności może się jednak spotkać z poparciem społecznym, co zaprzeczy tezie o wszechobecności męskiego szowinizmu. W badaniach Pentora - Instytutu Badania Opinii i Rynku SA propozycję unii poparło 86 proc. kobiet i 68 proc. mężczyzn. Toteż dbający o swoje interesy politycy będą się obawiać krytykowania propozycji partii wicepremiera Leszka Balcerowicza, gdyż grozi to rozluźnieniem stosunków z wyborcami. A jeżeli w partiach zabraknie odpowiedniej liczby działaczek? To pojawią się ogłoszenia typu: ,,Unia Ogólnonarodowych Postępowców na gwałt poszukuje kandydatek do parlamentu".
Więcej możesz przeczytać w 41/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.