W Polsce istnieją już struktury mafijne
Politycy twierdzą, że w Polsce nie działają jeszcze struktury mafijne, jednak każdego miesiąca pojawiają się dowody przeczące tej tezie. Czym bowiem od mafii różni się przestępczość zorganizowana, jeśli aresztowani w różnych sprawach gangsterzy nie tylko korumpują przedstawicieli niemal wszystkich szczebli władzy i świata biznesu, lecz wręcz ich zatrudniają? Istnienie polskiej mafii potwierdzają kolejni skorumpowani politycy i urzędnicy, którzy załatwiają przyznawanie koncesji, zamówień publicznych lub kontyngentów. Mafia ma także swoich obrońców w instytucjach drugiej i trzeciej władzy, przede wszystkim policjantów, prokuratorów, sędziów. Pomagają oni tym, którzy gangsterskich interesów nie zdążyli jeszcze zalegalizować.
W głośnej ostatnio sprawie tzw. łódzkiej mafii aresztowano urzędnika Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, odpowiedzialnego za wydawanie koncesji. Zatrzymano też naczelnika wydziału Urzędu Kontroli Skarbowej w Łodzi. Gang miał na swoich usługach brokerów, którzy za łapówki ubezpieczali różne transakcje ,,firm krzaków". Szantażowano jednego z byłych wojewodów - zdjęciami zrobionymi w agencji towarzyskiej. Zdaniem policji, szef gangu, Tadeusz M., miał powiązania z urzędnikami państwowymi i funkcjonariuszami wymiaru sprawiedliwości, dzięki którym przez 10 lat unikał odpowiedzialności za swoją przestępczą działalność.
Wznowiono śledztwo mające wyjaśnić zawartość notesu Wiesława N., brata Henryka N. (Dziada), domniemanego szefa mafii wołomińskiej. W notesie znajdują się nazwiska zaprzyjaźnionych polityków, biznesmenów, prokuratorów, policjantów oraz sumy wypłat dla różnych osób. Zawartość notesu Wiesława N. wskazuje na to, że przez podstawione osoby nawiązał on kontakty z kierownictwem co najmniej czterech spółek giełdowych. O kontaktach przywódców wołomińskiego gangu z prokuratorami świadczą tajemnicze zapiski: ,,prokurator - 1000$ i prokurator X (inicjał) - 2000 dolarów". To Wiesław N. był w 1997 r. faktycznym sponsorem (i uczestnikiem) kilku imprez towarzyskich, w czasie których zbierano datki na fundusze wyborcze różnych partii. Przynajmniej pięć osób z tego grona, które zachowywały się tak, jakby znały Wariata już dawno, zostało posłami i senatorami.
MAREK KEMPSKI wojewoda śląski
Z Ministerstwa Finansów otrzymałem informację, że działania, które planuję, są bezprawne. Poprosiłem, by taką opinię przekazano mi na piśmie. Myślę, że kontrola potrzebna jest wszystkim instytucjom. Nie chodzi mi o to, aby urzędnicy się bali. Ludzie w Polsce generalnie źle postrzegają pracę administracji państwowej. Sądzą, że wysokim urzędnikom i politykom chodzi o to, by zarobić, a nie o to, by pełnić funkcje. Czas to zmienić. Chcę walczyć z korupcją, bo to przestępcy, a nie państwo wykorzystują prawo do swoich celów. Chcę - działając nawet na pograniczu prawa - stać po stronie państwa. Za dwa miesiące przedstawię precyzyjny raport z akcji antykorupcyjnej, którą zarządziłem w województwie. Zwrócę się jednocześnie do parlamentarzystów o poparcie w celu wprowadzenia nowej ustawy antykorupcyjnej. Ta ustawa musi być bowiem rzeczywistym, a nie tylko werbalnym narzędziem w walce z korupcją.
O współpracę z gangiem zajmującym się konstruowaniem i podkładaniem ładunków wybuchowych podejrzany jest podkomisarz Radosław J., policjant z Łodzi, do niedawna szef kompanii wywiadowczej tamtejszej komendy miejskiej. Zatrzymano go wiosną tego roku. W bagażniku forda, którym jechał jako pasażer, znaleziono materiały wybuchowe, granaty, zapalniki i urządzenia elektroniczne służące do odpalania bomb. - W biurku policjanta znaleziono potem trzysta sztuk amunicji do broni krótkiej i długiej oraz zapalniki do granatów. Zebrane dowody wskazują na to, że kontakty funkcjonariusza z gangiem nie były przypadkowe - mówi nadkomisarz Jarosław Berger z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Przed kilkoma dniami w łódzkim Sądzie Rejonowym na ławie oskarżonych - obok członków gangu dokonujących napadów z bronią w ręku - zasiadło dwoje policjantów z Komendy Rejonowej Łódź-Górna: Jarosław S. i Małgorzata B.-N. Zarzucono im przekazywanie szefowi grupy przestępczej poufnych informacji o pracy organów ścigania, przez co utrudniać mieli postępowanie karne przeciwko gangsterowi.
Ze służby zwolniono Mieczysława J. i Sebastiana D., funkcjonariuszy z Bogatyni (województwo dolnośląskie), którzy dorabiali handlem narkotykami. Wpadli na transakcji przed warszawskim Novotelem. Mieli przy sobie ponad kilogram amfetaminy. W policji nie pracuje już oficer ze Szczecina, któremu udowodniono współpracę ze znanym na Pomorzu Zachodnim Leszkiem K., pseudonim Kasza, właścicielem kilku spółek wyłudzających podatek VAT. W pierwszej połowie lat 90. Kasza opanował tereny przygraniczne w okolicach Szczecina. Otoczył się byłymi milicjantami i pracownikami SB. - Dążył do stworzenia prywatnego archiwum, w którym miałby teczkę na każdego: swojego konkurenta Oczko, policjantów, funkcjonariuszy UOP, urzędników i przedsiębiorców. Kiedy zatrzymaliśmy Kaszę, znaleźliśmy u niego kserokopie akt prowadzonych przez policję spraw operacyjnych. Treść tych dokumentów stanowi- ła tajemnicę państwową. Wtyczką Kaszy okazał się oficer służb kryminalnych. W gromadzeniu teczek na każdego pomagał mu funkcjonariusz Straży Granicznej. Obaj zostali aresztowani.
Nie ustalono natomiast, kto krył innego biznesmena z Pomorza Zachodniego, Tomasza K., ściganego od dwóch lat międzynarodowym listem gończym. Zamieszany w tzw. afery węglowe K. zasłynął jako hojny sponsor klubu piłkarskiego Pogoń oraz osoba wspierająca fundację, w której działał znany poseł. Kiedy policja i prokuratura zebrały jednoznaczne dowody na przestępczą działalność K., wystąpiono o areszt dla podejrzanego, ale sąd nie zgodził się na to. Dopiero sąd wyższej instancji poparł wniosek prokuratora. Dokładnie wtedy, gdy zapadła decyzja o zastosowaniu aresztu tymczasowego, ktoś zdążył ostrzec K. Ślad po nim zaginął. Prokurator zwątpił w sprawiedliwość - zrezygnował z pracy, zmienił zawód.
W maju ubiegłego roku Komenda Główna Policji powołała Zarząd Spraw Wewnętrznych - służbę operacyjną tropiącą nieuczciwych funkcjonariuszy. Od tego czasu ujawniono kilkadziesiąt wypadków powiązań policjantów ze światem przestępczym. Tego typu wewnętrznej kontroli nie mają jednak ani sądy, ani prokuratury. Od czterech miesięcy przed lubelskim Sądem Okręgowym toczy się proces Urszuli Ś., byłej prokurator w Białej Podlaskiej, oskarżonej o branie łapówek w zamian za obietnice umorzenia postępowań karnych. Urszula Ś. utrzymywała bliskie kontakty ze znanym na pograniczu Piotrem B., kierującym grupą przestępczą zajmującą się przerzutem do Polski nielegalnych imigrantów, głównie Wietnamczyków i Chińczyków. Prokurator Ś. nie kryła swojego związku z gangsterem: bywali razem w lokalach, często przebywali w wynajętym przez Piotra B. mieszkaniu. Sprawa przestała mieć prywatny charakter, gdy do lubelskiej delegatury UOP dotarły sygnały o podejrzanych praktykach w prokuraturze. Urszulę Ś. odwołano, a jej znajomego oskarżono o nielegalny przerzut Azjatów.
Przez długi czas w Białej Podlaskiej bezkarny był Marek D., uwikłany w oszustwa, paserstwo i handel kradzionymi samochodami. Chroniła go naczelniczka jednego z wydziałów tamtejszego urzędu celnego. Podczas śledztwa okazało się, że instruowała ona gangstera, w jaki sposób powinien wypełniać druki odpraw celnych, podpowiadała sposoby obliczania ceł według najkorzystniejszych stawek oraz uczestniczyła w fałszowaniu dokumentów.
Osoby próbujące walczyć z mafijnymi powiązaniami celników i pograniczników ryzykują życie. Tak stało się z Cezarym M., naczelnikiem oddziału celnego w Bezledach. Cudem uniknął on śmierci, gdy po nowym roku ostrzelano jego samochód. - Śledztwo w tej sprawie prowadzone było w wielu kierunkach. Nic konkretnego nie udało się jednak ustalić. Postępowanie prawdopodobnie zakończy się umorzeniem - mówi Janusz Zieliński, zastępca prokuratora wojewódzkiego w Olsztynie.
O korupcji i współpracy policjantów, celników, prokuratorów i sędziów z gangami zaczynają mówić niektórzy postawieni przed sądem członkowie grup przestępczych. Opowiadają o wręczaniu kopert przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, przekazywaniu przez policjantów ostrzeżeń o zbliżających się aresztowaniach, korumpowaniu prokuratorów i koneksjach z biznesmenami, którzy zlecali na przykład załatwienie niewygodnego dziennikarza. Mówią też o sposobach korumpowania potrzebnych im osób, chociażby poprzez rejestrowanie ukrytą kamerą ich spotkań w specjalnym pokoju agencji towarzyskiej. Takie fakty ujawniono podczas toczącego się w szczecińskim Sądzie Okręgowym procesu Marka K., pseudonim Oczko i jego jedenastu kompanów. O bezkarności przestępców z Pomorza Zachodniego opowiadał Stefan T., przedsiębiorca z Chojny, który dobrowolnie zgłosił się jako świadek. Przed trzema laty T. został napadnięty i pobity we własnym domu. Zrabowano mu milion marek. - Po dwóch dniach od napadu o zdarzeniu nie powiadomiono prokuratury, chociaż policja wiedziała o sprawie - mówił w sądzie świadek.
Przedsiębiorca z Chojny sam zaczął szukać sprawiedliwości. Pomógł mu w tym Marek K., czyli Oczko, wynajęty w charakterze detektywa. Jego ludzie bez trudu znaleźli jednego z napastników i uwięzili go w piwnicy. - Wtedy prokurator zagroził, że może postawić mi zarzut pozbawienia wolności napastnika. Wkrótce skontaktował się ze mną jeden z ludzi Marka K. Mówił, że policja wiedziała o planowanym napadzie. Ostrzegał, że mogę zginąć, jeżeli nie ustąpię. Utrzymywał, że naraziłem się ważnym osobom, m.in. człowiekowi, który był prawą ręką jednego z ówczesnych wicemarszałków Sejmu - zeznawał świadek. Stefana T. przestrzegał Roman R., pseudonim Arizona, odpowiedzialny w gangu Oczka m.in. za kontakty z adwokatami i organami ścigania. Krótko potem Arizona zaginął bez śladu.
- Bardzo łatwo powiedzieć, że jakiś prokurator, policjant lub sędzia bierze pieniądze od gangu. Jeden z policjantów zwalczających niegdyś przestępczość zorganizowaną został publicznie obrzucony pomówieniami przez gangstera handlującego narkotykami. Funkcjonariusz stracił pracę w policji, wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne. Śledztwo nie potwierdziło zarzutów przestępcy, jednak policjant nie wytrzymał stresu i upokorzenia. Zmarł na zawał serca - mówi szczeciński prokurator. Nie żyje także były naczelnik wydziału do spraw przestępczości gospodarczej w Poznaniu, który pracował nad zdemaskowaniem nielegalnych interesów pewnego przedsiębiorstwa, zatrudniającego zarówno byłych funkcjonariuszy SB i milicji, jak i ich konfidentów. Policjant znany był z tego, że usiłował walczyć z bezprawiem niekonwencjonalnymi metodami. Czasami przekraczał swoje uprawnienia. Miał jednak rozległą siatkę informatorów, w tym pracujących w podejrzewanej o przestępstwa gospodarcze firmie. Skompromitowanie naczelnika było najlepszym sposobem na spalenie jego informatorów. Istotnie, po głośnych artykułach w gazetach trzeba było ich wycofać. - Łatwo zgadnąć, kto na tym skorzystał. Rozbito jeden z najlepszych w Polsce wydziałów do zwalczania przestępczości gospodarczej - mówi oficer KG Policji, badający tamtą sprawę.
Bezwzględną walkę z korupcją o mafijnym podłożu usiłuje podjąć Marek Kempski, wojewoda śląski. Zaproponował on, by NIK objęła kompleksową kontrolą nie tylko sądy i prokuratury, ale także przedstawicieli samorządu terytorialnego, urzędu marszałkowskiego oraz członków zarządów spółek skarbu państwa. Kempski zwrócił się również do Urzędu Kontroli Skarbowej, prosząc o sprawdzenie stanu posiadania wszystkich urzędników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Czy wojewodzie śląskiemu i podobnym mu ludziom uda się rozbić mafijne struktury lub przynajmniej utrudnić im życie?
W głośnej ostatnio sprawie tzw. łódzkiej mafii aresztowano urzędnika Ministerstwa Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, odpowiedzialnego za wydawanie koncesji. Zatrzymano też naczelnika wydziału Urzędu Kontroli Skarbowej w Łodzi. Gang miał na swoich usługach brokerów, którzy za łapówki ubezpieczali różne transakcje ,,firm krzaków". Szantażowano jednego z byłych wojewodów - zdjęciami zrobionymi w agencji towarzyskiej. Zdaniem policji, szef gangu, Tadeusz M., miał powiązania z urzędnikami państwowymi i funkcjonariuszami wymiaru sprawiedliwości, dzięki którym przez 10 lat unikał odpowiedzialności za swoją przestępczą działalność.
Wznowiono śledztwo mające wyjaśnić zawartość notesu Wiesława N., brata Henryka N. (Dziada), domniemanego szefa mafii wołomińskiej. W notesie znajdują się nazwiska zaprzyjaźnionych polityków, biznesmenów, prokuratorów, policjantów oraz sumy wypłat dla różnych osób. Zawartość notesu Wiesława N. wskazuje na to, że przez podstawione osoby nawiązał on kontakty z kierownictwem co najmniej czterech spółek giełdowych. O kontaktach przywódców wołomińskiego gangu z prokuratorami świadczą tajemnicze zapiski: ,,prokurator - 1000$ i prokurator X (inicjał) - 2000 dolarów". To Wiesław N. był w 1997 r. faktycznym sponsorem (i uczestnikiem) kilku imprez towarzyskich, w czasie których zbierano datki na fundusze wyborcze różnych partii. Przynajmniej pięć osób z tego grona, które zachowywały się tak, jakby znały Wariata już dawno, zostało posłami i senatorami.
MAREK KEMPSKI wojewoda śląski
Z Ministerstwa Finansów otrzymałem informację, że działania, które planuję, są bezprawne. Poprosiłem, by taką opinię przekazano mi na piśmie. Myślę, że kontrola potrzebna jest wszystkim instytucjom. Nie chodzi mi o to, aby urzędnicy się bali. Ludzie w Polsce generalnie źle postrzegają pracę administracji państwowej. Sądzą, że wysokim urzędnikom i politykom chodzi o to, by zarobić, a nie o to, by pełnić funkcje. Czas to zmienić. Chcę walczyć z korupcją, bo to przestępcy, a nie państwo wykorzystują prawo do swoich celów. Chcę - działając nawet na pograniczu prawa - stać po stronie państwa. Za dwa miesiące przedstawię precyzyjny raport z akcji antykorupcyjnej, którą zarządziłem w województwie. Zwrócę się jednocześnie do parlamentarzystów o poparcie w celu wprowadzenia nowej ustawy antykorupcyjnej. Ta ustawa musi być bowiem rzeczywistym, a nie tylko werbalnym narzędziem w walce z korupcją.
O współpracę z gangiem zajmującym się konstruowaniem i podkładaniem ładunków wybuchowych podejrzany jest podkomisarz Radosław J., policjant z Łodzi, do niedawna szef kompanii wywiadowczej tamtejszej komendy miejskiej. Zatrzymano go wiosną tego roku. W bagażniku forda, którym jechał jako pasażer, znaleziono materiały wybuchowe, granaty, zapalniki i urządzenia elektroniczne służące do odpalania bomb. - W biurku policjanta znaleziono potem trzysta sztuk amunicji do broni krótkiej i długiej oraz zapalniki do granatów. Zebrane dowody wskazują na to, że kontakty funkcjonariusza z gangiem nie były przypadkowe - mówi nadkomisarz Jarosław Berger z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Przed kilkoma dniami w łódzkim Sądzie Rejonowym na ławie oskarżonych - obok członków gangu dokonujących napadów z bronią w ręku - zasiadło dwoje policjantów z Komendy Rejonowej Łódź-Górna: Jarosław S. i Małgorzata B.-N. Zarzucono im przekazywanie szefowi grupy przestępczej poufnych informacji o pracy organów ścigania, przez co utrudniać mieli postępowanie karne przeciwko gangsterowi.
Ze służby zwolniono Mieczysława J. i Sebastiana D., funkcjonariuszy z Bogatyni (województwo dolnośląskie), którzy dorabiali handlem narkotykami. Wpadli na transakcji przed warszawskim Novotelem. Mieli przy sobie ponad kilogram amfetaminy. W policji nie pracuje już oficer ze Szczecina, któremu udowodniono współpracę ze znanym na Pomorzu Zachodnim Leszkiem K., pseudonim Kasza, właścicielem kilku spółek wyłudzających podatek VAT. W pierwszej połowie lat 90. Kasza opanował tereny przygraniczne w okolicach Szczecina. Otoczył się byłymi milicjantami i pracownikami SB. - Dążył do stworzenia prywatnego archiwum, w którym miałby teczkę na każdego: swojego konkurenta Oczko, policjantów, funkcjonariuszy UOP, urzędników i przedsiębiorców. Kiedy zatrzymaliśmy Kaszę, znaleźliśmy u niego kserokopie akt prowadzonych przez policję spraw operacyjnych. Treść tych dokumentów stanowi- ła tajemnicę państwową. Wtyczką Kaszy okazał się oficer służb kryminalnych. W gromadzeniu teczek na każdego pomagał mu funkcjonariusz Straży Granicznej. Obaj zostali aresztowani.
Nie ustalono natomiast, kto krył innego biznesmena z Pomorza Zachodniego, Tomasza K., ściganego od dwóch lat międzynarodowym listem gończym. Zamieszany w tzw. afery węglowe K. zasłynął jako hojny sponsor klubu piłkarskiego Pogoń oraz osoba wspierająca fundację, w której działał znany poseł. Kiedy policja i prokuratura zebrały jednoznaczne dowody na przestępczą działalność K., wystąpiono o areszt dla podejrzanego, ale sąd nie zgodził się na to. Dopiero sąd wyższej instancji poparł wniosek prokuratora. Dokładnie wtedy, gdy zapadła decyzja o zastosowaniu aresztu tymczasowego, ktoś zdążył ostrzec K. Ślad po nim zaginął. Prokurator zwątpił w sprawiedliwość - zrezygnował z pracy, zmienił zawód.
W maju ubiegłego roku Komenda Główna Policji powołała Zarząd Spraw Wewnętrznych - służbę operacyjną tropiącą nieuczciwych funkcjonariuszy. Od tego czasu ujawniono kilkadziesiąt wypadków powiązań policjantów ze światem przestępczym. Tego typu wewnętrznej kontroli nie mają jednak ani sądy, ani prokuratury. Od czterech miesięcy przed lubelskim Sądem Okręgowym toczy się proces Urszuli Ś., byłej prokurator w Białej Podlaskiej, oskarżonej o branie łapówek w zamian za obietnice umorzenia postępowań karnych. Urszula Ś. utrzymywała bliskie kontakty ze znanym na pograniczu Piotrem B., kierującym grupą przestępczą zajmującą się przerzutem do Polski nielegalnych imigrantów, głównie Wietnamczyków i Chińczyków. Prokurator Ś. nie kryła swojego związku z gangsterem: bywali razem w lokalach, często przebywali w wynajętym przez Piotra B. mieszkaniu. Sprawa przestała mieć prywatny charakter, gdy do lubelskiej delegatury UOP dotarły sygnały o podejrzanych praktykach w prokuraturze. Urszulę Ś. odwołano, a jej znajomego oskarżono o nielegalny przerzut Azjatów.
Przez długi czas w Białej Podlaskiej bezkarny był Marek D., uwikłany w oszustwa, paserstwo i handel kradzionymi samochodami. Chroniła go naczelniczka jednego z wydziałów tamtejszego urzędu celnego. Podczas śledztwa okazało się, że instruowała ona gangstera, w jaki sposób powinien wypełniać druki odpraw celnych, podpowiadała sposoby obliczania ceł według najkorzystniejszych stawek oraz uczestniczyła w fałszowaniu dokumentów.
Osoby próbujące walczyć z mafijnymi powiązaniami celników i pograniczników ryzykują życie. Tak stało się z Cezarym M., naczelnikiem oddziału celnego w Bezledach. Cudem uniknął on śmierci, gdy po nowym roku ostrzelano jego samochód. - Śledztwo w tej sprawie prowadzone było w wielu kierunkach. Nic konkretnego nie udało się jednak ustalić. Postępowanie prawdopodobnie zakończy się umorzeniem - mówi Janusz Zieliński, zastępca prokuratora wojewódzkiego w Olsztynie.
O korupcji i współpracy policjantów, celników, prokuratorów i sędziów z gangami zaczynają mówić niektórzy postawieni przed sądem członkowie grup przestępczych. Opowiadają o wręczaniu kopert przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, przekazywaniu przez policjantów ostrzeżeń o zbliżających się aresztowaniach, korumpowaniu prokuratorów i koneksjach z biznesmenami, którzy zlecali na przykład załatwienie niewygodnego dziennikarza. Mówią też o sposobach korumpowania potrzebnych im osób, chociażby poprzez rejestrowanie ukrytą kamerą ich spotkań w specjalnym pokoju agencji towarzyskiej. Takie fakty ujawniono podczas toczącego się w szczecińskim Sądzie Okręgowym procesu Marka K., pseudonim Oczko i jego jedenastu kompanów. O bezkarności przestępców z Pomorza Zachodniego opowiadał Stefan T., przedsiębiorca z Chojny, który dobrowolnie zgłosił się jako świadek. Przed trzema laty T. został napadnięty i pobity we własnym domu. Zrabowano mu milion marek. - Po dwóch dniach od napadu o zdarzeniu nie powiadomiono prokuratury, chociaż policja wiedziała o sprawie - mówił w sądzie świadek.
Przedsiębiorca z Chojny sam zaczął szukać sprawiedliwości. Pomógł mu w tym Marek K., czyli Oczko, wynajęty w charakterze detektywa. Jego ludzie bez trudu znaleźli jednego z napastników i uwięzili go w piwnicy. - Wtedy prokurator zagroził, że może postawić mi zarzut pozbawienia wolności napastnika. Wkrótce skontaktował się ze mną jeden z ludzi Marka K. Mówił, że policja wiedziała o planowanym napadzie. Ostrzegał, że mogę zginąć, jeżeli nie ustąpię. Utrzymywał, że naraziłem się ważnym osobom, m.in. człowiekowi, który był prawą ręką jednego z ówczesnych wicemarszałków Sejmu - zeznawał świadek. Stefana T. przestrzegał Roman R., pseudonim Arizona, odpowiedzialny w gangu Oczka m.in. za kontakty z adwokatami i organami ścigania. Krótko potem Arizona zaginął bez śladu.
- Bardzo łatwo powiedzieć, że jakiś prokurator, policjant lub sędzia bierze pieniądze od gangu. Jeden z policjantów zwalczających niegdyś przestępczość zorganizowaną został publicznie obrzucony pomówieniami przez gangstera handlującego narkotykami. Funkcjonariusz stracił pracę w policji, wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne. Śledztwo nie potwierdziło zarzutów przestępcy, jednak policjant nie wytrzymał stresu i upokorzenia. Zmarł na zawał serca - mówi szczeciński prokurator. Nie żyje także były naczelnik wydziału do spraw przestępczości gospodarczej w Poznaniu, który pracował nad zdemaskowaniem nielegalnych interesów pewnego przedsiębiorstwa, zatrudniającego zarówno byłych funkcjonariuszy SB i milicji, jak i ich konfidentów. Policjant znany był z tego, że usiłował walczyć z bezprawiem niekonwencjonalnymi metodami. Czasami przekraczał swoje uprawnienia. Miał jednak rozległą siatkę informatorów, w tym pracujących w podejrzewanej o przestępstwa gospodarcze firmie. Skompromitowanie naczelnika było najlepszym sposobem na spalenie jego informatorów. Istotnie, po głośnych artykułach w gazetach trzeba było ich wycofać. - Łatwo zgadnąć, kto na tym skorzystał. Rozbito jeden z najlepszych w Polsce wydziałów do zwalczania przestępczości gospodarczej - mówi oficer KG Policji, badający tamtą sprawę.
Bezwzględną walkę z korupcją o mafijnym podłożu usiłuje podjąć Marek Kempski, wojewoda śląski. Zaproponował on, by NIK objęła kompleksową kontrolą nie tylko sądy i prokuratury, ale także przedstawicieli samorządu terytorialnego, urzędu marszałkowskiego oraz członków zarządów spółek skarbu państwa. Kempski zwrócił się również do Urzędu Kontroli Skarbowej, prosząc o sprawdzenie stanu posiadania wszystkich urzędników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Czy wojewodzie śląskiemu i podobnym mu ludziom uda się rozbić mafijne struktury lub przynajmniej utrudnić im życie?
Więcej możesz przeczytać w 41/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.