O kierunku, w jakim podąży polska gospodarka w przyszłych latach, zadecydują zmiany w naszej eksportowej prężności i odporności na import
Kraczę od kilku felietonów, a teraz pogoda sprzyja krakaniu, więc kraczę dalej. Czy Polska może być tygrysem ekonomicznym? Kiedyś jak wielu ekonomistów i polityków myślałem, że już niemal nim jest. Wszakże od dość dawna pytam: dlaczego Polska miałaby być tygrysem? Przecież szybki i trwały wzrost gospodarczy dostaje się za cnoty gospodarcze i za wielki wysiłek.
Jesteśmy społeczeństwem niezbyt ceniącym oszczędzanie, czyli tworzenie kapitału, i z naszą innowacyjnością też nie jest dobrze, a to ważne cnoty. Nasz wysiłek w tej dekadzie to cztery lata (1990-1993), kiedy rosła wydajność pracy bez wzrostu zatrudnienia i przy niewielkim wzroście płac realnych. To w tych latach polskie firmy nabierały konkurencyjnej siły. Niestety, w następnych pięciu latach, obficie zwiększając zatrudnienie i płace, siłę tę traciły. Czy za cztery lata wysiłku można dostać nagrodę w postaci wysokiego i trwałego wzrostu gospodarczego? Bardzo wątpię.
Największą słabość naszej gospodarki widać w stosunkach z zagranicą. W latach 1992-1997 wzrost PKB o 1 proc. powodował wzrost eksportu o 2,2 proc. i wzrost importu o 4,8 proc. Nazwijmy pierwszą liczbę elastycznością eksportową, a drugą elastycznością importową PKB. Mówią one, że wzrost gospodarczy o wiele słabiej pobudzał eksport, a o wiele silniej import. Skutkiem stał się głośny i coraz bardziej niepokojący deficyt w bilansie obrotów bieżących. Deficyt obrotów bieżących przez długi czas był usprawiedliwiany i bagatelizowany. Nadal mówi się, że kraj, który przyjmuje inwestycje zagraniczne, ma przez pewien czas duży deficyt w obrotach z zagranicą. To prawda i na pewno część naszego deficytu wiąże się z absorpcją inwestycji zagranicznych. Nie potrafię powiedzieć, jaka to część, ale nie to jest tu najważniejsze. Najważniejszy jest kierunek zmian wspomnianych elastyczności, wiążących wzrost importu i eksportu ze wzrostem produktu krajowego brutto. To nie są "zmienne decyzje", którymi można swobodnie operować. To są parametry w krótkim okresie odporne na działania polityki gospodarczej. O tym, że tak jest, świadczy kupka rządowych dokumentów z tej dekady, w których zakładano ich znaczną poprawę, a ona nie nastąpiła. Jeżeli elastyczność eksportowa nie wzrośnie, a importowa nie spadnie i to poważnie, wzrost gospodarki polskiej zostanie spowolniony, by zapobiec katastroficznemu pogorszeniu bilansu obrotów bieżących. Według moich obliczeń, przy elastycznościach z lat 1992-1997 trzyprocentowy wzrost gospodarczy rocznie doprowadziłby deficyt bilansu obrotów bieżących z 7 proc. przewidywanych na koniec tego roku do 15 proc. w roku 2002. Oznacza to, że nawet rozwój trzyprocentowy nie byłby wtedy możliwy, bo tak wysoki deficyt musiałby wywołać głęboki kryzys. Po prostu trzeba by wtedy schładzać gospodarkę i tak już chłodną. Prawdopodobnie aż tak źle nie będzie. Jednak decyzja Rady Polityki Pieniężnej o podniesieniu stopy procentowej w celu przyhamowania rozrostu dziury w bilansie obrotów bieżących, mimo niskiego wzrostu gospodarczego w tym roku, wskazuje, że niebezpieczeństwo, o którym mówię, jest bliższe niż się wydaje.
O kierunku, w jakim podąży polska gospodarka w nadchodzących latach, zadecydują zatem zmiany w naszej eksportowej prężności i w naszej odporności na import, czyli w tym wypadku zdolności rodzimych producentów do utrzymania pozycji na rynku krajowym. Jeżeli pierwsza nie będzie szybko rosła, a druga szybko malała, to gospodarka nabierze cech bawołu, zwierzęcia raczej nieruchawego, a nie tygrysa. Na razie widać zbaczanie ku temu mniej pożądanemu modelowi. Aby ruszyć ponownie ku krainie tygrysów, trzeba w budżecie zwiększyć wydatki rozwojowe: na infrastrukturę, na edukację, a zmniejszyć socjalne, trzeba przyspieszyć prywatyzację i likwidację nieefektywnych miejsc pracy, trzeba odbiurokratyzować i zliberalizować prawo gospodarcze, w tym kodeks pracy, trzeba przyhamować wzrost konsumpcji i zwiększyć wydatnie udział oszczędności w PKB. Polska gospodarka jest odległa od stanu dającego wysoki i trwały wzrost, w otoczeniu coraz bardziej konkurencyjnym. Wielkie reformy może się na razie skończyły, ale wielkie zakasanie rękawów jest w mocy.
Jesteśmy społeczeństwem niezbyt ceniącym oszczędzanie, czyli tworzenie kapitału, i z naszą innowacyjnością też nie jest dobrze, a to ważne cnoty. Nasz wysiłek w tej dekadzie to cztery lata (1990-1993), kiedy rosła wydajność pracy bez wzrostu zatrudnienia i przy niewielkim wzroście płac realnych. To w tych latach polskie firmy nabierały konkurencyjnej siły. Niestety, w następnych pięciu latach, obficie zwiększając zatrudnienie i płace, siłę tę traciły. Czy za cztery lata wysiłku można dostać nagrodę w postaci wysokiego i trwałego wzrostu gospodarczego? Bardzo wątpię.
Największą słabość naszej gospodarki widać w stosunkach z zagranicą. W latach 1992-1997 wzrost PKB o 1 proc. powodował wzrost eksportu o 2,2 proc. i wzrost importu o 4,8 proc. Nazwijmy pierwszą liczbę elastycznością eksportową, a drugą elastycznością importową PKB. Mówią one, że wzrost gospodarczy o wiele słabiej pobudzał eksport, a o wiele silniej import. Skutkiem stał się głośny i coraz bardziej niepokojący deficyt w bilansie obrotów bieżących. Deficyt obrotów bieżących przez długi czas był usprawiedliwiany i bagatelizowany. Nadal mówi się, że kraj, który przyjmuje inwestycje zagraniczne, ma przez pewien czas duży deficyt w obrotach z zagranicą. To prawda i na pewno część naszego deficytu wiąże się z absorpcją inwestycji zagranicznych. Nie potrafię powiedzieć, jaka to część, ale nie to jest tu najważniejsze. Najważniejszy jest kierunek zmian wspomnianych elastyczności, wiążących wzrost importu i eksportu ze wzrostem produktu krajowego brutto. To nie są "zmienne decyzje", którymi można swobodnie operować. To są parametry w krótkim okresie odporne na działania polityki gospodarczej. O tym, że tak jest, świadczy kupka rządowych dokumentów z tej dekady, w których zakładano ich znaczną poprawę, a ona nie nastąpiła. Jeżeli elastyczność eksportowa nie wzrośnie, a importowa nie spadnie i to poważnie, wzrost gospodarki polskiej zostanie spowolniony, by zapobiec katastroficznemu pogorszeniu bilansu obrotów bieżących. Według moich obliczeń, przy elastycznościach z lat 1992-1997 trzyprocentowy wzrost gospodarczy rocznie doprowadziłby deficyt bilansu obrotów bieżących z 7 proc. przewidywanych na koniec tego roku do 15 proc. w roku 2002. Oznacza to, że nawet rozwój trzyprocentowy nie byłby wtedy możliwy, bo tak wysoki deficyt musiałby wywołać głęboki kryzys. Po prostu trzeba by wtedy schładzać gospodarkę i tak już chłodną. Prawdopodobnie aż tak źle nie będzie. Jednak decyzja Rady Polityki Pieniężnej o podniesieniu stopy procentowej w celu przyhamowania rozrostu dziury w bilansie obrotów bieżących, mimo niskiego wzrostu gospodarczego w tym roku, wskazuje, że niebezpieczeństwo, o którym mówię, jest bliższe niż się wydaje.
O kierunku, w jakim podąży polska gospodarka w nadchodzących latach, zadecydują zatem zmiany w naszej eksportowej prężności i w naszej odporności na import, czyli w tym wypadku zdolności rodzimych producentów do utrzymania pozycji na rynku krajowym. Jeżeli pierwsza nie będzie szybko rosła, a druga szybko malała, to gospodarka nabierze cech bawołu, zwierzęcia raczej nieruchawego, a nie tygrysa. Na razie widać zbaczanie ku temu mniej pożądanemu modelowi. Aby ruszyć ponownie ku krainie tygrysów, trzeba w budżecie zwiększyć wydatki rozwojowe: na infrastrukturę, na edukację, a zmniejszyć socjalne, trzeba przyspieszyć prywatyzację i likwidację nieefektywnych miejsc pracy, trzeba odbiurokratyzować i zliberalizować prawo gospodarcze, w tym kodeks pracy, trzeba przyhamować wzrost konsumpcji i zwiększyć wydatnie udział oszczędności w PKB. Polska gospodarka jest odległa od stanu dającego wysoki i trwały wzrost, w otoczeniu coraz bardziej konkurencyjnym. Wielkie reformy może się na razie skończyły, ale wielkie zakasanie rękawów jest w mocy.
Więcej możesz przeczytać w 42/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.