Spróbujmy najpierw coś zrobić z codzienną bezczelnością i chamstwem, a później zobaczymy, czy trzeba przywrócić karę śmierci
Po roku obowiązywania nowej kodyfikacji karnej przyszedł czas na jej pierwszą kompleksową ocenę. W tym celu Ministerstwo Sprawiedliwości, Instytut Spraw Publicznych oraz Rada Legislacyjna przy premierze zwołały poważną konferencję naukową. W ciągu najbliższych dni o nowych kodeksach będą dyskutowali naukowcy i praktycy. Ciekawe, czy obrady te wzmocnią, czy też podważą zapowiadany przez premiera Buzka pomysł zaostrzenia represji karnej? Publiczna dyskusja o przestępczości i polityce karnej nie jest żadną polską specyfiką. Toczy się ona na całym świecie, również w krajach bogatych i uchodzących za ustabilizowane. Najnowsza historia Polski powoduje jednak trudności w prowadzeniu spokojnego i rzeczowego dialogu. Prawo karne PRL jako zbyt surowe i nadużywane politycznie krytykowała przez wiele lat większość środowiska prawniczego. Czyniły to również wszystkie ugrupowania opozycyjne jako potencjalna i rzeczywista klientela peerelowskiego wymiaru sprawiedliwości. Gdy wreszcie udało się ucywilizować system karny zgodnie ze standardami zachodnimi, przyszła fala publicznego niezadowolenia, bo nowe prawo zderzyło się ze zjawiskiem znacznego wzrostu przestępczości i społecznych obaw przed staniem się ofiarą przestępstwa. Krytyka liberalizmu nowych kodeksów i postulaty zaostrzenia represji karnej stały się nośnymi hasłami politycznymi, a powszechny strach przed przestępczością stanowi dla nich podatny grunt.
W interesującym eseju pt. "Powrót kary sprawiedliwej" ("Gazeta Polska" z 13 października) Kazimierz M. Ujazdowski nie kryje politycznego uwikłania sporu o kształt prawa karnego: "Rok temu, gdy Sejm decydował o wejściu w życie nowych kodyfikacji karnych, przeciwnicy zawartych w nich rozwiązań traktowani byli jako awanturniczy margines. Partie biorące udział w pracach nad kodeksem - SLD, PSL i UW - i zaangażowani w ten proces prawnicy prowadzili kampanię w obronie liberalnego ustawodawstwa i odsądzali od czci i wiary jego krytyków".
Dzisiaj krytycy mają już, jak widać, większą moc, skoro ich postulaty przebiły się do programu rządowego. Może się też okazać, że zwolennicy nowej kodyfikacji zostaną zmuszeni do odwrotu.
Zarówno liberałowie, jak i konserwatyści karni powinni się spodziewać kłopotów z obroną skrajnych pozycji. Ci pierwsi są w stanie powoływać się jedynie na standardy zachodnioeuropejskie, wskazując, że wiele krajów funkcjonuje bez kary śmierci i drakońskiego prawa. Ludzie mogą jednak powiedzieć, że nie chcą niepotrzebnych ofiar i że państwo musi natychmiast coś zrobić z problemem przestępczości. A tu podsuwają się usłużnie konserwatyści z postulatami przywrócenia kary śmierci i surowych represji jako jedynym remedium. Tym z kolei można powiedzieć, że wszystko, co proponują, już kiedyś było i nie przyniosło obiecywanych rezultatów. Może więc warto spróbować czegoś, czego jeszcze nie doświadczyliśmy?
Coraz częściej można usłyszeć od policji, która popełnia błędy lub nie chce interweniować, że wszystkiemu winne jest złe prawo. Policja słucha, co mówią politycy, i znajduje łatwe usprawiedliwienie dla swojej nieudolności. A jest przecież program, na który powinni się zgodzić i liberałowie, i konserwatyści. Muszą tylko wspólnie zmusić policję do roboty według słynnego już nowojorskiego wzoru "Zero tolerancji" Giulianiego i Brattona. Bo cała dyskusja o polityce karnej nie jest warta funta kłaków, jeżeli blokiem czy osiedlem rządzą miejscowi chuligani. Jeżeli banda wyrostków może bezkarnie chlać, tłuc butelki, kląć, sikać gdzie popadnie, zaczepiać, straszyć, bić i rabować, kogo chce. Spróbujmy najpierw coś zrobić z uciążliwymi drobiazgami, z codzienną bezczelnością i chamstwem, a później zobaczymy, czy trzeba przywrócić karę śmierci i wywracać do góry nogami nowe kodeksy. Prawo nie łapie przestępców tylko policja, na którą płacimy podatki. Widocznie łatwiej zmieniać kodeksy, niż zaprowadzić porządek na byle osiedlu .
W interesującym eseju pt. "Powrót kary sprawiedliwej" ("Gazeta Polska" z 13 października) Kazimierz M. Ujazdowski nie kryje politycznego uwikłania sporu o kształt prawa karnego: "Rok temu, gdy Sejm decydował o wejściu w życie nowych kodyfikacji karnych, przeciwnicy zawartych w nich rozwiązań traktowani byli jako awanturniczy margines. Partie biorące udział w pracach nad kodeksem - SLD, PSL i UW - i zaangażowani w ten proces prawnicy prowadzili kampanię w obronie liberalnego ustawodawstwa i odsądzali od czci i wiary jego krytyków".
Dzisiaj krytycy mają już, jak widać, większą moc, skoro ich postulaty przebiły się do programu rządowego. Może się też okazać, że zwolennicy nowej kodyfikacji zostaną zmuszeni do odwrotu.
Zarówno liberałowie, jak i konserwatyści karni powinni się spodziewać kłopotów z obroną skrajnych pozycji. Ci pierwsi są w stanie powoływać się jedynie na standardy zachodnioeuropejskie, wskazując, że wiele krajów funkcjonuje bez kary śmierci i drakońskiego prawa. Ludzie mogą jednak powiedzieć, że nie chcą niepotrzebnych ofiar i że państwo musi natychmiast coś zrobić z problemem przestępczości. A tu podsuwają się usłużnie konserwatyści z postulatami przywrócenia kary śmierci i surowych represji jako jedynym remedium. Tym z kolei można powiedzieć, że wszystko, co proponują, już kiedyś było i nie przyniosło obiecywanych rezultatów. Może więc warto spróbować czegoś, czego jeszcze nie doświadczyliśmy?
Coraz częściej można usłyszeć od policji, która popełnia błędy lub nie chce interweniować, że wszystkiemu winne jest złe prawo. Policja słucha, co mówią politycy, i znajduje łatwe usprawiedliwienie dla swojej nieudolności. A jest przecież program, na który powinni się zgodzić i liberałowie, i konserwatyści. Muszą tylko wspólnie zmusić policję do roboty według słynnego już nowojorskiego wzoru "Zero tolerancji" Giulianiego i Brattona. Bo cała dyskusja o polityce karnej nie jest warta funta kłaków, jeżeli blokiem czy osiedlem rządzą miejscowi chuligani. Jeżeli banda wyrostków może bezkarnie chlać, tłuc butelki, kląć, sikać gdzie popadnie, zaczepiać, straszyć, bić i rabować, kogo chce. Spróbujmy najpierw coś zrobić z uciążliwymi drobiazgami, z codzienną bezczelnością i chamstwem, a później zobaczymy, czy trzeba przywrócić karę śmierci i wywracać do góry nogami nowe kodeksy. Prawo nie łapie przestępców tylko policja, na którą płacimy podatki. Widocznie łatwiej zmieniać kodeksy, niż zaprowadzić porządek na byle osiedlu .
Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.