Rozmowa z JACKIEM SANTORSKIM, psychologiem
"Wprost": - Po ponad dwudziestu latach zrezygnował pan z pracy psychoterapeuty i zajął się doradztwem w biznesie. Dlaczego?
Jacek Santorski: - Utrzymuję rodzinę i dlatego nie jestem w stanie zapewnić pacjentom najwyższej jakości psycho- terapii. A tylko taką chciałbym się zajmować. Psychoterapia, zwłaszcza długoterminowa, wymaga od terapeuty szczególnego rodzaju oddania. Przede wszystkim musi się odbywać bardzo regularnie. Doradzając w biznesie i prowadząc własne firmy, nie mogę zagwarantować pacjentowi, że spotkamy się w każdy czwartek o 19.30. On może na spotkanie nie przyjść, ja jednak muszę być zawsze. Nieraz jestem pierwszym człowiekiem w jego życiu, który naprawdę chce mu poświęcić czas i uwagę. Są one wprawdzie zakontraktowane, ale to tym bardziej zobowiązuje.
- Czy jednorazowe spotkanie z psychoterapeutą ma jeszcze coś wspólnego z psychoterapią?
- Psychoterapia jest nastawiona na zmianę zachowania, świadomości, a nawet osobowości. Jednorazowa konsultacja może mieć ten sam temat, na przykład nadmierny niepokój czy problemy w małżeństwie, ale jest to tylko sesja albo rozmowa o charakterze diagnostycznym, doradczym. Krótkoterminowa terapia staje się w świecie coraz bardziej popularna, lecz pacjent od początku musi wiedzieć, że trzy spotkania nie spowodują zasadniczych zmian w jego życiu emocjonalnym.
- Wszyscy pańscy byli pacjenci zdawali sobie z tego sprawę?
- Bardzo często Polak przychodzi do psychoterapeuty z oczekiwaniami magicznymi. Myśli, że zyska rozgrzeszenie ze swoich błędów. Albo że jego życie się zmieni dzięki samej rozmowie z terapeutą, zwłaszcza wybitnym czy charyzmatycznym. To może się zdarzyć. Jeśli naiwnemu emocjonalnie pacjentowi bardzo zależy na uzyskaniu doraźnej ulgi czy poprawy, a terapeuta odpowiada jego wyobrażeniu charyzmatycznego guru czy maga, to przy histerycznym typie osobowości może nastąpić chwilowa zmiana lub nawet zanik objawów. To wtedy inwalidzi wstają z wózków, a cierpiący na bezsenność pierwszy raz od tygodni śpią spokojnie. Tak powstaje legenda psychoterapeuty. Skutki cudownego leczenia są jednak krótkotrwałe. Rozczarowanie może być jeszcze większe niż wcześniejsze oczarowanie.
- Osobiste frustracje czy kompleksy dawno przestały być tematem tabu. Wypada je mieć, tak jak wypada korzystać z pomocy specjalisty.
- To raczej prognoza niż diagnoza. Kolejki do psychoterapeutów są długie, ale głównie dlatego, że jest ich niewielu. Moda na korzystanie z ich usług panuje jedynie w wielkomiejskich enklawach. Mógłbym wskazać najwyżej kilka warszawskich salonów, gdzie mówi się na przykład, kto chodzi do Samsona, a kto do Eichelbergera, i głośno porównuje ich style. Większość Polaków nie odróżnia psychiatry od psychoterapeuty, neurologa czy psychologa. Trudno mówić tutaj o widocznej zmianie. Podobnie jest z naszą kondycją psychiczną. Z fazy euforii i nadziei społeczeństwa przełomu wchodzimy w stan wyczerpania i zmęczenia. Ciągle jednak mamy te same problemy: z poczuciem wartości, depresjami, trudnościami w związkach uczuciowych. I nadal towarzyszy nam przeświadczenie, że najlepiej jest się wygadać w barze, przy wódce.
- Barman, ksiądz, sąsiadka albo przyjaciel zastępują psychoterapeutę?
- Psychoterapia spełnia między innymi dwie ważne funkcje: diagnostyczną i podtrzymującą. Nie sądzę, żeby diagnozy sąsiadki były trafne, choć zdarza się, że uważny obserwator potrafi dostrzec pewne nieprawidłowości na przykład w cudzym małżeństwie. Ale przyjaciel czy ksiądz mogą się sprawdzić w realizacji funkcji podtrzymującej. Bliscy nie pomogą jednak w leczeniu nerwicy natręctw lub usunięciu objawów lękowych. Nawet najlepsze intencje mogą przynieść odwrotny rezultat. Jeś- li cierpiącemu na depresję endogenną duchowny pokaże krzyż i przykład Chrystusa, to może mu to pomóc w znoszeniu własnego cierpienia w sensie egzystencjalnym. Ale jeśli źle zdiagnozowany chory nie dostanie leków, to - mimo odwołania się do religijnego zaplecza - "terapia" ta może się skończyć samobójstwem.
Długoterminowa terapia osłabia mechanizmy obronne pacjenta. Dlatego warto pytać terapeutów o licencję
- Często błąd psychoterapeuty porównywany jest z błędem chirurga.
- Pacjent jest odpowiedzialny za swoje życie, ale to terapeuta jest całkowicie odpowiedzialny za przebieg terapii. To on także decyduje o granicy ingerencji w życie pacjenta. Raj Persaud, brytyjski psycholog i psychiatra, przeprowadził eksperyment, aby udowodnić, jak łatwo jest się poddać skutkom wizyty u psychoterapeuty. Kilku dziennikarzy bez zaburzeń osobowości wysłał do dziesięciu psychoterapeutów. Mieli opowiedzieć jedną historię: "Jestem od kilku miesięcy zakochany. Dziewczyna wyjechała, strasznie tęsknię, trudno mi pracować i źle śpię". Z punktu widzenia zdroworozsądkowych i klinicznych reguł zdrowia psychicznego taka reakcja jest jak najbardziej normalna, ale stwierdził to tylko jeden z dziesięciu specjalistów. Inni proponowali od cyklu sesji terapii kryzysowej do trzyletniej indywidualnej psycho- terapii. To jest właśnie ogromne ryzyko korzystania z psychologicznej pomocy.
- Ale pacjent w takich sytuacjach jest właściwie bezbronny!
- To prawda. Pewna pacjentka skarżyła się, że jeden z warszawskich seksuologów podczas terapii obnażał się i masturbował. Wiedziała, że jeśli wybiegnie z gabinetu z krzykiem, to inni pacjenci i personel potraktują to jak dziwne zachowanie. Czuła się bezradna. Ale też na tyle uzależniona od psycho- terapeuty, że chodziła tam dalej. Zwłaszcza długoterminowa terapia osłabia mechanizmy obronne pacjenta. Dlatego warto pytać terapeutów o licencję.
- Zdarza się, że tak uzależniony od psychoterapeuty pacjent nie chce kończyć terapii.
- Profesjonalista wie, jak to zrobić. Jeśli terapia trwa kilka lat, to o jej zakończeniu rozmawia się z pacjentem przynajmniej rok wcześniej. Analizuje się jego lęki przed przerwaniem bardzo bliskiego związku. O skuteczności spotkań decyduje zasada, że tylko to, co etyczne, jest skuteczne, a to, co skuteczne, jest zawsze etyczne. Nie mogę przedłużać terapii jedynie dlatego, że pacjentka jest piękna i dobrze mi się z nią rozmawia. Albo dlatego, że cierpliwie mnie słucha, podczas gdy domownicy mnie lekceważą. Terapeuta nie ma prawa w relacji z pacjentem zaspokajać innych swoich potrzeb poza profesjonalną i materialną satysfakcją. Jeśli mówię do pacjenta o słowo więcej czy piękniej niż on potrzebuje, to już przekraczam te zasady, o czym nie wszyscy pamiętają.
Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.