Rozmowa z JANEM KUŁAKOWSKIM, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnikiem rządu ds. negocjacji o członkostwo RP w Unii Europejskiej
Andrzej Szoszkiewicz: - W lutym w wywiadzie dla "Wprost" powiedział pan, że możliwe jest wynegocjowanie członkostwa Polski w Unii Europejskiej w ciągu dwóch lat, lecz nie byłoby katastrofą, gdyby rokowania przedłużyły się o rok. Czy teraz chce pan dokonać korekty tych terminów?
Jan Kułakowski: - Nie tylko podtrzymuję swoje słowa, ale nieskromnie dodam, że to, co wtedy powiedziałem, zostało do pewnego stopnia potwierdzone przez decyzję rządu o gotowości do naszego członkostwa w Unii Europejskiej na koniec roku 2002. A zatem mniej więcej pokrywa się to z okresem dwóch-trzech lat, który przewidywałem przed rozpoczęciem negocjacji. Chcę przy tym zaznaczyć, że nie uznaję fetyszyzmu dat. Tak naprawdę istotna jest jakość negocjacji, ważne są wyniki i wreszcie odpowiedzialność naszych negocjatorów. Nie robiłbym natomiast dramatu z kilkumiesięcznego czy nawet rocznego poślizgu, jeżeli wpłynąłby on pozytywnie na rezultat rokowań.
- Czy unia będzie gotowa przyjąć nas na przełomie roku 2002 i 2003?
- Z jednej strony, zależy to od tego, czy unia zdąży podjąć decyzję w sprawie wspólnej polityki rolnej, funduszy strukturalnych, reformy instytucji i budżetu. Z drugiej strony, wiele zależy od woli politycznej i interesów poszczególnych państw członkowskich. Nie możemy wykluczyć, że jeśli nawet unia załatwi wymienione sprawy, to jakieś państwo członkowskie może hamować proces integracji. Musimy więc zwracać pilną uwagę na stosunki dwustronne między nami a państwami piętnastki, aby na bieżąco rozwiązywać trudności pojawiające się w czasie negocjacji.
- Na razie rzetelnie i na czas odrabiamy nasze zadanie domowe?
- Tak. 1 września pierwsi z szóstki kandydatów złożyliśmy siedem stanowisk negocjacyjnych i sądzę, że zostało to w Brukseli dobrze przyjęte.
- Dlaczego tylko siedem, skoro na przykład Estonia i Węgry złożyły ich ponad dziesięć?
- Nie było to konieczne. Wiemy przecież, że unia rozpocznie rokowania najwyżej w siedmiu obszarach negocjacyjnych.
- Czy nasza punktualność nie wynika z faktu, że trudności dopiero przed nami?
- To prawda, ale nie można powiedzieć, że takie tematy jak telekomunikacja czy polityka audiowizualna, były łatwe. Zgadzam się jednak, że naprawdę trudnymi obszarami dopiero się zajmiemy. Przytoczę tutaj słowa głównego negocjatora unii, Nikolausa van der Pasa, który powiedział, że są dwa okresy euforii, a między nimi okres rozpaczy. Okres euforii to otwarcie negocjacji. Przeżywaliśmy go pod koniec marca tego roku. Następnej euforii doświadczymy, gdy zostaniemy przyjęci do Unii Europejskiej. Natomiast między tymi momentami radości będziemy cierpieć. Bolesne cierpienia zaczną się dla nas jesienią przyszłego roku i trwać będą przez cały rok 2000. Ten rok będzie w naszych negocjacjach kluczowy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zakończymy negocjacje z końcem roku 2000.
- Dotychczas Polska zaproponowała tylko jeden okres przejściowy; przyznam, że zaskakujący. Nie będzie trudności z liberalizacją rynku telekomunikacyjnego, lecz wojsko nie zdoła oddać telefonii komórkowej swoich częstotliwości na wschodzie kraju.
- Muszę przyznać, że dla mnie to była również niespodzianka. Cieszę się, że udało się nam nie występować o okresy przejściowe w sprawie liberalizacji rynku telekomunikacyjnego. Jeśli chodzi o tę drugą sprawę, to mogę ujawnić, że według wojska, szybsza rezygnacja z częstotliwości narazi je na duże koszty. Nie sprecyzowano dokładnie jakie, lecz aby uniknąć dłuższej dyskusji na temat sumy, postanowiliśmy, że występujemy o możliwość złożenia wniosku o wprowadzenie okresu przejściowego w tej dziedzinie.
- Jak na tę prośbę zareaguje Bruksela?
- Nie przewiduję w tej sprawie negatywnej reakcji ze strony unii. Tym bardziej że nie będzie to długi okres.
- W marcu obejmował pan stanowisko głównego negocjatora pełen obaw, ponieważ kolejni kandydaci rezygnowali z powodu niejasnych kompetencji i nieczytelnej struktury tego urzędu. Czy praktyka sześciu miesięcy screeningu potwierdziła te niedoskonałości?
- Moje obawy były zbyt duże. Lepiej jednak być ostrożnym i później cieszyć się, że nie było tak źle, niż lekceważyć potencjalne problemy, a potem narzekać. Po kilku miesiącach pracy muszę powiedzieć, że ta struktura działa. Są pewne zgrzyty, lecz uważam to za normalne mankamenty. W każdym razie mogę się w tej strukturze skutecznie poruszać. Dowodem na to jest sprawny przebieg screeningu - na czas złożyliśmy stanowiska negocjacyjne.
Jan Kułakowski: - Nie tylko podtrzymuję swoje słowa, ale nieskromnie dodam, że to, co wtedy powiedziałem, zostało do pewnego stopnia potwierdzone przez decyzję rządu o gotowości do naszego członkostwa w Unii Europejskiej na koniec roku 2002. A zatem mniej więcej pokrywa się to z okresem dwóch-trzech lat, który przewidywałem przed rozpoczęciem negocjacji. Chcę przy tym zaznaczyć, że nie uznaję fetyszyzmu dat. Tak naprawdę istotna jest jakość negocjacji, ważne są wyniki i wreszcie odpowiedzialność naszych negocjatorów. Nie robiłbym natomiast dramatu z kilkumiesięcznego czy nawet rocznego poślizgu, jeżeli wpłynąłby on pozytywnie na rezultat rokowań.
- Czy unia będzie gotowa przyjąć nas na przełomie roku 2002 i 2003?
- Z jednej strony, zależy to od tego, czy unia zdąży podjąć decyzję w sprawie wspólnej polityki rolnej, funduszy strukturalnych, reformy instytucji i budżetu. Z drugiej strony, wiele zależy od woli politycznej i interesów poszczególnych państw członkowskich. Nie możemy wykluczyć, że jeśli nawet unia załatwi wymienione sprawy, to jakieś państwo członkowskie może hamować proces integracji. Musimy więc zwracać pilną uwagę na stosunki dwustronne między nami a państwami piętnastki, aby na bieżąco rozwiązywać trudności pojawiające się w czasie negocjacji.
- Na razie rzetelnie i na czas odrabiamy nasze zadanie domowe?
- Tak. 1 września pierwsi z szóstki kandydatów złożyliśmy siedem stanowisk negocjacyjnych i sądzę, że zostało to w Brukseli dobrze przyjęte.
- Dlaczego tylko siedem, skoro na przykład Estonia i Węgry złożyły ich ponad dziesięć?
- Nie było to konieczne. Wiemy przecież, że unia rozpocznie rokowania najwyżej w siedmiu obszarach negocjacyjnych.
- Czy nasza punktualność nie wynika z faktu, że trudności dopiero przed nami?
- To prawda, ale nie można powiedzieć, że takie tematy jak telekomunikacja czy polityka audiowizualna, były łatwe. Zgadzam się jednak, że naprawdę trudnymi obszarami dopiero się zajmiemy. Przytoczę tutaj słowa głównego negocjatora unii, Nikolausa van der Pasa, który powiedział, że są dwa okresy euforii, a między nimi okres rozpaczy. Okres euforii to otwarcie negocjacji. Przeżywaliśmy go pod koniec marca tego roku. Następnej euforii doświadczymy, gdy zostaniemy przyjęci do Unii Europejskiej. Natomiast między tymi momentami radości będziemy cierpieć. Bolesne cierpienia zaczną się dla nas jesienią przyszłego roku i trwać będą przez cały rok 2000. Ten rok będzie w naszych negocjacjach kluczowy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zakończymy negocjacje z końcem roku 2000.
- Dotychczas Polska zaproponowała tylko jeden okres przejściowy; przyznam, że zaskakujący. Nie będzie trudności z liberalizacją rynku telekomunikacyjnego, lecz wojsko nie zdoła oddać telefonii komórkowej swoich częstotliwości na wschodzie kraju.
- Muszę przyznać, że dla mnie to była również niespodzianka. Cieszę się, że udało się nam nie występować o okresy przejściowe w sprawie liberalizacji rynku telekomunikacyjnego. Jeśli chodzi o tę drugą sprawę, to mogę ujawnić, że według wojska, szybsza rezygnacja z częstotliwości narazi je na duże koszty. Nie sprecyzowano dokładnie jakie, lecz aby uniknąć dłuższej dyskusji na temat sumy, postanowiliśmy, że występujemy o możliwość złożenia wniosku o wprowadzenie okresu przejściowego w tej dziedzinie.
- Jak na tę prośbę zareaguje Bruksela?
- Nie przewiduję w tej sprawie negatywnej reakcji ze strony unii. Tym bardziej że nie będzie to długi okres.
- W marcu obejmował pan stanowisko głównego negocjatora pełen obaw, ponieważ kolejni kandydaci rezygnowali z powodu niejasnych kompetencji i nieczytelnej struktury tego urzędu. Czy praktyka sześciu miesięcy screeningu potwierdziła te niedoskonałości?
- Moje obawy były zbyt duże. Lepiej jednak być ostrożnym i później cieszyć się, że nie było tak źle, niż lekceważyć potencjalne problemy, a potem narzekać. Po kilku miesiącach pracy muszę powiedzieć, że ta struktura działa. Są pewne zgrzyty, lecz uważam to za normalne mankamenty. W każdym razie mogę się w tej strukturze skutecznie poruszać. Dowodem na to jest sprawny przebieg screeningu - na czas złożyliśmy stanowiska negocjacyjne.
Więcej możesz przeczytać w 41/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.