Grzechem wobec Stwórcy jest twierdzić, że wszystkim, co nam przeznaczył, była przez te tysiąc lat martyrologia
"Atrapa - 1. Pułapka na zwierzęta.
2. Oszukaństwo, mistyfikacja.
3. Przedmiot pomyślany dla zmylenia kogoś dla żartu"
Petit Robert
Wcale nie jest łatwo znaleźć cytat z atrapą. I jeszcze, żeby był dyplomatyczny. W takich sytuacjach z rozpaczy sięgam po słowniki - ale tu musiałem nieźle się wytężyć. Polskie - łącznie ze starym Lindem - milczą jak same atrapy. Anglicy takim czymś w ogóle się nie zajmują. Niemcy proponują coś wokół "pakunek dla picu" - mając pewno na myśli Bramę Brandenburską, którą pewien niezwykle uzdolniony artysta zapakował kiedyś w papier pako- wy. Wreszcie dotar- łem do słowników francuskich, no i com znalazł - zacytowałem.
Na atrapę zwróciła moją uwagę prasa, która doniosła, że zamiast odbudować Pałac Saski, zbudujemy jego atrapę. Ponieważ atrapa pałacu budziła wątpliwości, więc dla dodania jej ducha dodano wyjaśnienie. Otóż miała ona uzewnętrzniać i upamiętniać tysiącletnią martyrologię narodu. Ale tu zaczyna się prawdziwy kłopot.
Nasz naród losy miał ciężkie. Dostaliśmy od historii niezłe baty, wpadaliśmy w dziejowe tarapaty i często trzeba było pokoleń, by wyjść na prostą. Sądzę jednak, że grzechem wobec Stwórcy jest twierdzić, że wszystkim, co nam przeznaczył, była przez te tysiąc lat martyrologia. Można położyć na szali czasy złe i tragiczne, lecz trudno zważyć nasze narodowe nieszczęścia. Wsadzić zaś wszystko do martyrologicznego worka - to już doprawdy gruba i - sądzę - grzeszna przesada. Obowiązek pamięci nie dotyczy tylko zła, które nas dotknęło. Bodaj czy nie bardziej dotyczy on dobra, które było naszym narodowym udziałem. A było go dużo i trzeba to pamiętać także wtedy, gdy Polska jest suwerenna, wolna i rozwija się. Wspominanie czasów złych i czynienie z martyrologii głównego święta przestaje być wtedy spełnieniem obowiązku pamięci i staje się niegodziwością.
Bywa, że natrafiamy na atrapę polityki, autorytetu lub wręcz jakiejś wartości - atrapy wyjątkowo smutne, bo wbrew definicji nie są pomyślane dla żartu
Jeszcze gorzej, gdy w tym celu mielibyśmy się posłużyć atrapą. Mają sens pomniki, jeśli są prawdziwe, jeśli nie są pułapką, mistyfikacją lub przedmiotem mającym kogoś zmylić. Rzeczy sztuczne lepiej zarezerwować na inne okazje. W polskiej tradycji (nie wiem, czemu nie pisze o tym Linde?) znamy sytuację, w której od dawna sięgano po atrapy. Był to mianowicie paradny katafalk wystawiany ku uczczeniu bohaterów. Wtedy budowano wielkie instalacje udające albo konstrukcje architektoniczne, albo sceny rodzajowe - często nawet sięgające do najwyższych, niebiańskich sfer. W czasach realnego socjalizmu mieliśmy atrapy szynki i kabanosów w sklepach mięsnych (a właściwie w ich atrapach), ale nie budziły one takiego ukontentowania, jak dajmy na to katafalk jakiegoś króla doby saskiej.
Ale jest faktem, że i dziś spotykamy się z atrapami. Bywa, że natrafiamy na atrapę polityki, jeszcze częściej na atrapę autorytetu albo wręcz atrapę jakiejś wartości. Są to atrapy wyjątkowo smutne, bo wbrew zacytowanej na wstępie definicji nie są one pomyślane dla żartu. Go- rzej - obnoszone są z wielką powagą i z mocno ugruntowanym przekonaniem o prawdziwości tego, co w istocie jest atrapą właśnie. Jaką wartością może się stać polityka uprawiana przez takie autorytety jak Kalinowski z Lepperem? Sejmik wojewódzki zdobyty przez tę właśnie spółkę - oto atrapa, która stanie się pułapką. I to nie na zwierzęta. Demokracja l'albanaise - oto inna atrapa. Nawet moralny spór Clintona ze Starrem staje się atrapą - tylko czego? Bo już nawet nie katafalku. Ten ostatni miał swój sens, a w sarmackiej mentalności był narzędziem dialogu tych, którzy otaczali trumnę z tym, który miał już inne sprawy na głowie. Ale - czy da się zamknąć tę trumnę? Czy potrafimy żyć bez atrapy?
2. Oszukaństwo, mistyfikacja.
3. Przedmiot pomyślany dla zmylenia kogoś dla żartu"
Petit Robert
Wcale nie jest łatwo znaleźć cytat z atrapą. I jeszcze, żeby był dyplomatyczny. W takich sytuacjach z rozpaczy sięgam po słowniki - ale tu musiałem nieźle się wytężyć. Polskie - łącznie ze starym Lindem - milczą jak same atrapy. Anglicy takim czymś w ogóle się nie zajmują. Niemcy proponują coś wokół "pakunek dla picu" - mając pewno na myśli Bramę Brandenburską, którą pewien niezwykle uzdolniony artysta zapakował kiedyś w papier pako- wy. Wreszcie dotar- łem do słowników francuskich, no i com znalazł - zacytowałem.
Na atrapę zwróciła moją uwagę prasa, która doniosła, że zamiast odbudować Pałac Saski, zbudujemy jego atrapę. Ponieważ atrapa pałacu budziła wątpliwości, więc dla dodania jej ducha dodano wyjaśnienie. Otóż miała ona uzewnętrzniać i upamiętniać tysiącletnią martyrologię narodu. Ale tu zaczyna się prawdziwy kłopot.
Nasz naród losy miał ciężkie. Dostaliśmy od historii niezłe baty, wpadaliśmy w dziejowe tarapaty i często trzeba było pokoleń, by wyjść na prostą. Sądzę jednak, że grzechem wobec Stwórcy jest twierdzić, że wszystkim, co nam przeznaczył, była przez te tysiąc lat martyrologia. Można położyć na szali czasy złe i tragiczne, lecz trudno zważyć nasze narodowe nieszczęścia. Wsadzić zaś wszystko do martyrologicznego worka - to już doprawdy gruba i - sądzę - grzeszna przesada. Obowiązek pamięci nie dotyczy tylko zła, które nas dotknęło. Bodaj czy nie bardziej dotyczy on dobra, które było naszym narodowym udziałem. A było go dużo i trzeba to pamiętać także wtedy, gdy Polska jest suwerenna, wolna i rozwija się. Wspominanie czasów złych i czynienie z martyrologii głównego święta przestaje być wtedy spełnieniem obowiązku pamięci i staje się niegodziwością.
Bywa, że natrafiamy na atrapę polityki, autorytetu lub wręcz jakiejś wartości - atrapy wyjątkowo smutne, bo wbrew definicji nie są pomyślane dla żartu
Jeszcze gorzej, gdy w tym celu mielibyśmy się posłużyć atrapą. Mają sens pomniki, jeśli są prawdziwe, jeśli nie są pułapką, mistyfikacją lub przedmiotem mającym kogoś zmylić. Rzeczy sztuczne lepiej zarezerwować na inne okazje. W polskiej tradycji (nie wiem, czemu nie pisze o tym Linde?) znamy sytuację, w której od dawna sięgano po atrapy. Był to mianowicie paradny katafalk wystawiany ku uczczeniu bohaterów. Wtedy budowano wielkie instalacje udające albo konstrukcje architektoniczne, albo sceny rodzajowe - często nawet sięgające do najwyższych, niebiańskich sfer. W czasach realnego socjalizmu mieliśmy atrapy szynki i kabanosów w sklepach mięsnych (a właściwie w ich atrapach), ale nie budziły one takiego ukontentowania, jak dajmy na to katafalk jakiegoś króla doby saskiej.
Ale jest faktem, że i dziś spotykamy się z atrapami. Bywa, że natrafiamy na atrapę polityki, jeszcze częściej na atrapę autorytetu albo wręcz atrapę jakiejś wartości. Są to atrapy wyjątkowo smutne, bo wbrew zacytowanej na wstępie definicji nie są one pomyślane dla żartu. Go- rzej - obnoszone są z wielką powagą i z mocno ugruntowanym przekonaniem o prawdziwości tego, co w istocie jest atrapą właśnie. Jaką wartością może się stać polityka uprawiana przez takie autorytety jak Kalinowski z Lepperem? Sejmik wojewódzki zdobyty przez tę właśnie spółkę - oto atrapa, która stanie się pułapką. I to nie na zwierzęta. Demokracja l'albanaise - oto inna atrapa. Nawet moralny spór Clintona ze Starrem staje się atrapą - tylko czego? Bo już nawet nie katafalku. Ten ostatni miał swój sens, a w sarmackiej mentalności był narzędziem dialogu tych, którzy otaczali trumnę z tym, który miał już inne sprawy na głowie. Ale - czy da się zamknąć tę trumnę? Czy potrafimy żyć bez atrapy?
Więcej możesz przeczytać w 39/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.