W "7 priorytetach warszawskiej polityki" prezydent Święcicki traktuje miasto monocentrycznie i rozpatruje, w którą stronę świata ten monocentryzm rozszerzyć
W 1995 r. pan prezydent Warszawy Marcin Święcicki ogłosił drukiem trzydziestostronicową broszurę pt. "7 priorytetów warszawskiej polityki - stolica RP w krytycznej końcówce mijającego wieku". Pod spodem było napisane jeszcze: "Zaproszenie do debaty". Zaproszenie do debaty jest jeszcze raz wyartykułowane w tekście, z podkreśleniem przypadającej na 1996 rok czterechsetnej rocznicy stołeczności Warszawy. Oczywiście, jako ekonomista z wykształcenia, który w sprawach urbanistycznych specjalistą nie jest, prezydent Święcicki zadaje tylko pytania. Pisze więc na przykład na stronie 3: "Dylemat: czy Warszawę, przy ogromnym wysiłku organizacyjnym i finansowym koniecznym dla sanacji lewobrzeżnej części stołecznego trójkąta, będzie stać jeszcze na poszerzanie tego obszaru? Jeśli tak, to który kierunek powinien uzyskać priorytet w polityce władz (...)" - zastanawia się autor i wymieniając ze znakami zapytania trzy kolejne strony świata, na koniec pozostawia kierunek wschodni i pyta: "A może po czterystu latach dokonać zwrotu i przekraczając Wisłę, przełamać podział na Warszawę A i B?".
W "7 priorytetach..." autor skupia swój program dla Warszawy na trójkącie stołecznym (obszar mniej więcej wyznaczony Okęciem, Czerniakowem i Pragą), a komunikację sprowadza głównie do transportu szynowego. Traktuje miasto monocentrycznie i rozpatruje, w którą stronę świata ten monocentryzm rozszerzyć. Czy to coś złego? - spyta ktoś. Odpowiem: nie, to nic złego.
Piszę dzisiejszy felieton jako swego rodzaju odpowiedź w związku ze sprostowaniem, jakie prezydent Marcin Święcicki przysłał do "Wprost" (patrz "Poczta", str. 11). Uważam bowiem, że architekt i urbanista Jacek Damięcki przedstawił koncepcję nigdzie dotychczas nie przedstawianą. "7 priorytetów..." prezydenta Święcickiego jest na to najlepszym dowodem. Więcej! Koncepcji Jacka Damięckiego sprzęgnięcia Warszawy z Łodzią nikt poza nim nie demonstrował i nie zgłaszał publicznie. Żadne konwersatorium, żadna konferencja, żaden konkurs urbanistyczny nie brał pod uwagę takiej koncepcji - przynajmniej od ładnych kilku lat, od kiedy sprawę śledzę. Skąd zatem konwersatorium "Wspólnota metropolitalna Łódź & Warszawa - kolej, autostrada, lotnisko"? Pytam i sam odpowiadam: od Jacka Damięckiego właśnie, a niby od kogo innego. On jedyny rzecz znalazł i przedstawił swoją koncepcję. Prezydent Święcicki zaprosił do debaty, a urbanista Jacek Damięcki potraktował zaproszenie z szacunkiem i ogłosił - podkreślam raz jeszcze z całą stanowczością: jako jedyny dotychczas - koncepcję połączenia Łodzi i Warszawy w miasto binarne z lotniskiem pośrodku jako sprzęgłem całego układu. Powiem więcej, otóż dyrektor Marian Kurzyb z Biura Studiów i Projektów Lotnictwa Polconsult w Warszawie, wybitny specjalista i autorytet w dziedzinie budowy lotnisk, wyśmiał wręcz Damięckiego, gdy ten przyszedł doń z prośbą o konsultację. Dyrektor Kurzyb rozmawiał z Damięckim bardzo życzliwie, ale autorytatywnie stwierdził, że podobny absurd, by budować lotnisko pod Skierniewicami, słyszy pierwszy raz w życiu! Mimo tej negatywnej opinii, Damięcki w swej koncepcji lotnisko pod Skierniewicami utrzymał, gdyż był świadom jego znaczenia we własnej urbanistycznej wizji. Teraz tym lotniskiem (bez sensu!) posługują się jak swoim inni urbaniści. Że się nie wstydzą - ich sprawa. "Projektów się nie robi. Projekty się ma" - mówił Shadrah Woods, irlandzki urbanista, teoretyk architektury, autor policentrycznej koncepcji formy. A jak się ich nie ma? Wtedy bierze się cudzy projekt, odziera go z myśli i sensu, a właściciela projektu uznaje się za namolnego maniaka, któremu coś się roi, że wypracował spójną i oryginalną koncepcję.
W związku z drukowanym dziś sprostowaniem prezydenta Święcickiego pozwalam sobie napisać:
Szanowny Panie Prezydencie!
Jacek Damięcki, mój przyjaciel, nie zgłosił się do nikogo z organizatorów konferencji i na nikogo usilnie nie nalegał z jednego powodu: naiwnie wierzył do końca, że będzie na tę konferencję przez Pana zaproszony. Pan sam potwierdza, że zaproszenia nie wysłał. Mimo że bardzo nie chciał, kazałem mu jechać do Łodzi, aby się wreszcie nauczył raz w życiu, co to znaczy u niektórych "zaproszenie do debaty". Liczyłem po cichu, że gdy zobaczy Pan w Łodzi Damięckiego, to zdobędzie się Pan na dżentelmeński gest zapominalskiej władzy i przeprosi Damięckiego, że o nim zapomniał. A że tak się nie stało, stąd Damięcki nie rozmawiał z Panem.
Żarty Pana Prezydenta na temat tytułu oraz Jego fraszkę (?) pozwalam sobie pozostawić bez komentarza. Natomiast odnosząc się do punktu "c", muszę powiedzieć, że nikt - poza Panem, Panie Prezydencie - nie inspirował mnie do tego, co napisałem wtedy i co piszę dziś. Każdy sądzi według siebie. Bardzo możliwe, że w niektórych środowiskach u niektórych osób z władzy lub w ich otoczeniu panują takie zwyczaje, że przyjaciół można inspirować i skłaniać do zajęcia publicznie fałszywego stanowiska lub powiedzenia nieprawdy w imię źle pojętej przyjaźni. Chcę zatem Panu powiedzieć, że tak jak Pan traktuje swą władzę - taką żywię nadzieję - jako służbę społeczną, tak i ja moje pisarstwo uważam za taką właśnie służbę. Bez względu na to, czy jest to sztuka teatralna, czy publicystyczny felieton, piszę najuczciwiej jak potrafię.
W "7 priorytetach..." autor skupia swój program dla Warszawy na trójkącie stołecznym (obszar mniej więcej wyznaczony Okęciem, Czerniakowem i Pragą), a komunikację sprowadza głównie do transportu szynowego. Traktuje miasto monocentrycznie i rozpatruje, w którą stronę świata ten monocentryzm rozszerzyć. Czy to coś złego? - spyta ktoś. Odpowiem: nie, to nic złego.
Piszę dzisiejszy felieton jako swego rodzaju odpowiedź w związku ze sprostowaniem, jakie prezydent Marcin Święcicki przysłał do "Wprost" (patrz "Poczta", str. 11). Uważam bowiem, że architekt i urbanista Jacek Damięcki przedstawił koncepcję nigdzie dotychczas nie przedstawianą. "7 priorytetów..." prezydenta Święcickiego jest na to najlepszym dowodem. Więcej! Koncepcji Jacka Damięckiego sprzęgnięcia Warszawy z Łodzią nikt poza nim nie demonstrował i nie zgłaszał publicznie. Żadne konwersatorium, żadna konferencja, żaden konkurs urbanistyczny nie brał pod uwagę takiej koncepcji - przynajmniej od ładnych kilku lat, od kiedy sprawę śledzę. Skąd zatem konwersatorium "Wspólnota metropolitalna Łódź & Warszawa - kolej, autostrada, lotnisko"? Pytam i sam odpowiadam: od Jacka Damięckiego właśnie, a niby od kogo innego. On jedyny rzecz znalazł i przedstawił swoją koncepcję. Prezydent Święcicki zaprosił do debaty, a urbanista Jacek Damięcki potraktował zaproszenie z szacunkiem i ogłosił - podkreślam raz jeszcze z całą stanowczością: jako jedyny dotychczas - koncepcję połączenia Łodzi i Warszawy w miasto binarne z lotniskiem pośrodku jako sprzęgłem całego układu. Powiem więcej, otóż dyrektor Marian Kurzyb z Biura Studiów i Projektów Lotnictwa Polconsult w Warszawie, wybitny specjalista i autorytet w dziedzinie budowy lotnisk, wyśmiał wręcz Damięckiego, gdy ten przyszedł doń z prośbą o konsultację. Dyrektor Kurzyb rozmawiał z Damięckim bardzo życzliwie, ale autorytatywnie stwierdził, że podobny absurd, by budować lotnisko pod Skierniewicami, słyszy pierwszy raz w życiu! Mimo tej negatywnej opinii, Damięcki w swej koncepcji lotnisko pod Skierniewicami utrzymał, gdyż był świadom jego znaczenia we własnej urbanistycznej wizji. Teraz tym lotniskiem (bez sensu!) posługują się jak swoim inni urbaniści. Że się nie wstydzą - ich sprawa. "Projektów się nie robi. Projekty się ma" - mówił Shadrah Woods, irlandzki urbanista, teoretyk architektury, autor policentrycznej koncepcji formy. A jak się ich nie ma? Wtedy bierze się cudzy projekt, odziera go z myśli i sensu, a właściciela projektu uznaje się za namolnego maniaka, któremu coś się roi, że wypracował spójną i oryginalną koncepcję.
W związku z drukowanym dziś sprostowaniem prezydenta Święcickiego pozwalam sobie napisać:
Szanowny Panie Prezydencie!
Jacek Damięcki, mój przyjaciel, nie zgłosił się do nikogo z organizatorów konferencji i na nikogo usilnie nie nalegał z jednego powodu: naiwnie wierzył do końca, że będzie na tę konferencję przez Pana zaproszony. Pan sam potwierdza, że zaproszenia nie wysłał. Mimo że bardzo nie chciał, kazałem mu jechać do Łodzi, aby się wreszcie nauczył raz w życiu, co to znaczy u niektórych "zaproszenie do debaty". Liczyłem po cichu, że gdy zobaczy Pan w Łodzi Damięckiego, to zdobędzie się Pan na dżentelmeński gest zapominalskiej władzy i przeprosi Damięckiego, że o nim zapomniał. A że tak się nie stało, stąd Damięcki nie rozmawiał z Panem.
Żarty Pana Prezydenta na temat tytułu oraz Jego fraszkę (?) pozwalam sobie pozostawić bez komentarza. Natomiast odnosząc się do punktu "c", muszę powiedzieć, że nikt - poza Panem, Panie Prezydencie - nie inspirował mnie do tego, co napisałem wtedy i co piszę dziś. Każdy sądzi według siebie. Bardzo możliwe, że w niektórych środowiskach u niektórych osób z władzy lub w ich otoczeniu panują takie zwyczaje, że przyjaciół można inspirować i skłaniać do zajęcia publicznie fałszywego stanowiska lub powiedzenia nieprawdy w imię źle pojętej przyjaźni. Chcę zatem Panu powiedzieć, że tak jak Pan traktuje swą władzę - taką żywię nadzieję - jako służbę społeczną, tak i ja moje pisarstwo uważam za taką właśnie służbę. Bez względu na to, czy jest to sztuka teatralna, czy publicystyczny felieton, piszę najuczciwiej jak potrafię.
Więcej możesz przeczytać w 39/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.