Przeciętny Polak pracuje efektywnie niecałe 34 godziny tygodniowo
Produkcja mniejsza o 0,9 proc., wpływy budżetowe z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych niższe o prawie 19 proc. i wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego (6,1 proc., a nie 6,9 proc.) - takie byłyby wyniki polskiej gospodarki w 1997 r., według szacunków Ministerstwa Finansów, gdyby skrócono czas pracy z 42 do 40 godzin tygodniowo, a poziom zatrudnienia i wydajność pracy pozostałyby nie zmienione. Jeśli próbowano by utrzymać ten sam poziom produkcji, zwiększając zatrudnienie - co nie jest łatwe, gdy bezrobocie ma charakter strukturalny, a siła robocza jest mało mobilna - wzrosłyby przede wszystkim zobowiązania przedsiębiorstw z tytułu ubezpieczeń społecznych (o 268 mln zł). Gdyby skrócenie czasu pracy próbowano rekompensować pracą w nadgodzinach, wzrosłyby głównie koszty pracy (o 1,9 proc.).
Tak czy owak zmalałaby konkurencyjność naszych towarów, wzrosłaby inflacja, zwiększył się import. - Na taką ekstrawagancję Polski nie stać, a tym bardziej nie stać małych i średnich przedsiębiorstw, czyli 99 proc. polskich firm - twierdzą organizacje pracodawców.
- Chcielibyśmy mniej pracować i lepiej żyć, a to cele sprzeczne - podsumowuje wicepremier Leszek Balcerowicz. Okazuje się przy tym, że już teraz przeciętny Polak pracuje efektywnie niecałe 34 godziny tygodniowo - w sumie nie pracujemy bowiem aż przez trzecią część roku, czyli przez 122 dni. W roku przepracowujemy 1750 godzin, podczas gdy Amerykanie i Kanadyjczycy sporo ponad 2000 godzin. Więcej od nas pracują też Anglicy, Irlandczycy, Japończycy, a nawet Grecy i Hiszpanie.
Wprowadzenie wszystkich wolnych sobót to wciąż nie zrealizowany 21. postulat porozumień sierpniowych - tłumaczą związkowcy, którzy "wymiar historyczny" przedkładają nad racje ekonomiczne. Ostatnia tzw. robocza sobota poróżniła koalicjantów, ale ujawniła nowy sojusz - AWS, SLD i PSL. To właśnie AWS i SLD w dwóch różnych projektach nowelizacji kodeksu pracy zaproponowały skrócenie 42-godzinnego tygodnia pracy bez zmniejszania zarobków. Argumenty też są podobne - realizacja porozumień sierpniowych, zrównanie praw pracowniczych (silniejsze branże, np. hutnictwo, górnictwo, energetyka, już wywalczyły sobie dłuższy wypoczynek), mała efektywność w ostatnią roboczą sobotę i wreszcie obietnica powstania 200 tys. nowych miejsc pracy.
- Za pracę w dni wolne zatrudnieni dostają wyższe wynagrodzenie i zyskują dodatkowy dzień na odpoczynek, więc chwalą to sobie - komentuje argumenty posłów Maciej Dyjas, prezes Domów Towarowych Centrum SA. - Polski nie stać na skracanie tygodnia pracy przy utrzymaniu tych samych zarobków - uważa Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej. - Pięciodniowy tydzień pracy mogą wprowadzać bogate firmy, lecz nie przedsiębiorstwa kulejące i zadłużone - przestrzega. - Na świecie decyzje dotyczące krótszego czasu pracy rozstrzyga się w układach branżowych, ustawodawca nie zajmuje się tą sprawą - twierdzi prof. Ludwik Florek z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizujący się w prawie pracy.
- Wolne soboty to dobrobyt, a do dobrobytu dochodzi się ciężką pracą. Utrzymanie tych samych cen towarów przy równoczesnym zwiększeniu zatrudnienia musi się odbić na uposażeniach pracowników. Oni też nie będą szczęśliwi - zarobią mniej, a skąd wziąć pieniądze na spędzenie wolnych weekendów?- zauważa Janusz Kraszek, właściciel warszawskiej hurtowni zabawek Go Dan, zatrudniającej 15 osób. Roman Jagieliński, przewodniczący Partii Ludowo-Demokratycznej, twierdzi, że dla dobra gospodarki należy porządnie pracować i ograniczać koszty. Przyspieszenie prac w Sejmie nad kwestią wolnych sobót uważa za grę wyborczą. Podobnego zdania jest poseł UW Jan Lityński: - Unia Wolności jest przeciwna tym rozwiązaniom, bo bardziej sobie ceni mówienie prawd oczywistych niż doraźny interes wyborczy. Skracanie czasu pracy jest słuszne, ale nie teraz, gdy odbudowujemy gospodarkę, a Rosja przeżywa kryzys - twierdzi. - Nie należy straszyć sytuacją w Moskwie - oponuje poseł SLD Marek Wagner, który kwestionuje wyliczenia UW przewidujące podwyższenie kosztów pracy aż o 5 proc.
Tymczasem najważniejsze siły polityczne nie znalazły czasu na rozpatrzenie propozycji nowelizacji kodeksu pracy przedstawionej zgodnie przez wszystkich członków Komisji Małych i Średnich Przedsiębiorstw z inicjatywy organizacji biznesowych. Projekt wzmacnia pozycję pracodawców, zwłaszcza w małych firmach. Zwolennicy czterdziestogodzinnego tygodnia pracy porównali autorów tego projektu do "małych i średnich politykierów" cofających Polskę w XIX wiek. - Nie godzimy się na prymat pracy nad człowiekiem - argumentowali.
Tak czy owak zmalałaby konkurencyjność naszych towarów, wzrosłaby inflacja, zwiększył się import. - Na taką ekstrawagancję Polski nie stać, a tym bardziej nie stać małych i średnich przedsiębiorstw, czyli 99 proc. polskich firm - twierdzą organizacje pracodawców.
- Chcielibyśmy mniej pracować i lepiej żyć, a to cele sprzeczne - podsumowuje wicepremier Leszek Balcerowicz. Okazuje się przy tym, że już teraz przeciętny Polak pracuje efektywnie niecałe 34 godziny tygodniowo - w sumie nie pracujemy bowiem aż przez trzecią część roku, czyli przez 122 dni. W roku przepracowujemy 1750 godzin, podczas gdy Amerykanie i Kanadyjczycy sporo ponad 2000 godzin. Więcej od nas pracują też Anglicy, Irlandczycy, Japończycy, a nawet Grecy i Hiszpanie.
Wprowadzenie wszystkich wolnych sobót to wciąż nie zrealizowany 21. postulat porozumień sierpniowych - tłumaczą związkowcy, którzy "wymiar historyczny" przedkładają nad racje ekonomiczne. Ostatnia tzw. robocza sobota poróżniła koalicjantów, ale ujawniła nowy sojusz - AWS, SLD i PSL. To właśnie AWS i SLD w dwóch różnych projektach nowelizacji kodeksu pracy zaproponowały skrócenie 42-godzinnego tygodnia pracy bez zmniejszania zarobków. Argumenty też są podobne - realizacja porozumień sierpniowych, zrównanie praw pracowniczych (silniejsze branże, np. hutnictwo, górnictwo, energetyka, już wywalczyły sobie dłuższy wypoczynek), mała efektywność w ostatnią roboczą sobotę i wreszcie obietnica powstania 200 tys. nowych miejsc pracy.
- Za pracę w dni wolne zatrudnieni dostają wyższe wynagrodzenie i zyskują dodatkowy dzień na odpoczynek, więc chwalą to sobie - komentuje argumenty posłów Maciej Dyjas, prezes Domów Towarowych Centrum SA. - Polski nie stać na skracanie tygodnia pracy przy utrzymaniu tych samych zarobków - uważa Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej. - Pięciodniowy tydzień pracy mogą wprowadzać bogate firmy, lecz nie przedsiębiorstwa kulejące i zadłużone - przestrzega. - Na świecie decyzje dotyczące krótszego czasu pracy rozstrzyga się w układach branżowych, ustawodawca nie zajmuje się tą sprawą - twierdzi prof. Ludwik Florek z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizujący się w prawie pracy.
- Wolne soboty to dobrobyt, a do dobrobytu dochodzi się ciężką pracą. Utrzymanie tych samych cen towarów przy równoczesnym zwiększeniu zatrudnienia musi się odbić na uposażeniach pracowników. Oni też nie będą szczęśliwi - zarobią mniej, a skąd wziąć pieniądze na spędzenie wolnych weekendów?- zauważa Janusz Kraszek, właściciel warszawskiej hurtowni zabawek Go Dan, zatrudniającej 15 osób. Roman Jagieliński, przewodniczący Partii Ludowo-Demokratycznej, twierdzi, że dla dobra gospodarki należy porządnie pracować i ograniczać koszty. Przyspieszenie prac w Sejmie nad kwestią wolnych sobót uważa za grę wyborczą. Podobnego zdania jest poseł UW Jan Lityński: - Unia Wolności jest przeciwna tym rozwiązaniom, bo bardziej sobie ceni mówienie prawd oczywistych niż doraźny interes wyborczy. Skracanie czasu pracy jest słuszne, ale nie teraz, gdy odbudowujemy gospodarkę, a Rosja przeżywa kryzys - twierdzi. - Nie należy straszyć sytuacją w Moskwie - oponuje poseł SLD Marek Wagner, który kwestionuje wyliczenia UW przewidujące podwyższenie kosztów pracy aż o 5 proc.
Tymczasem najważniejsze siły polityczne nie znalazły czasu na rozpatrzenie propozycji nowelizacji kodeksu pracy przedstawionej zgodnie przez wszystkich członków Komisji Małych i Średnich Przedsiębiorstw z inicjatywy organizacji biznesowych. Projekt wzmacnia pozycję pracodawców, zwłaszcza w małych firmach. Zwolennicy czterdziestogodzinnego tygodnia pracy porównali autorów tego projektu do "małych i średnich politykierów" cofających Polskę w XIX wiek. - Nie godzimy się na prymat pracy nad człowiekiem - argumentowali.
Więcej możesz przeczytać w 39/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.