Podatki można podzielić na wysokie i niskie. Niskie są zawsze prorodzinne
Oglądałem plakat wyborczy SLD - i muszę powiedzieć - gorszego nie widziałem. Kto - pytam - przy zdrowych zmysłach chciałby się oddać pod opiekę policjanta o muskulaturze i intelekcie trzylatka? Czy to bezpieczniej? Kto - nadal pytam - powierzy swoje zdrowie siostrzyczce kilkuletniej (zabawę "w doktora" wykluczam)? Kto - pytam po raz trzeci - miałby zaufanie do potęgi naukowej strojnego w biret profesorski dzieciątka? Taki plakat przemawiałby może do dzieci (one lubią się bawić w dorosłych, ale nie mają praw wyborczych). Skopana kampania wyborcza. Czy to znaczy, że SLD przegra wybory? Nie, on je wygra!
Sprzeczność? Pozorna tylko. SLD nie jest silny własnymi przemyśleniami, własnymi dokonaniami, własną propagandą. Jest silny błędami AWS. Przyjęcie takiej, a nie innej ordynacji wyborczej przemienia bowiem wybory samorządowe w plebiscyt: my - oni. Albo też - jak mawiają statystycy - mamy do czynienia z grą o sumie zerowej. To, co przegrają jedni, wygrają drudzy - i odwrotnie. AWS poniesie w tych wyborach koszty swej fatalnej polityki informacyjnej w trakcie wdrażania reformy administracyjnej, koszty kłótni i potknięć, koszty sejmowych niedoróbek i wszystkie możliwe koszta. Wpłyną one - bez żadnego wysiłku ze strony odbiorców - automatycznie na konto SLD. Nie musi więc on prowadzić ożywionej kampanii wyborczej, wydawać pieniędzy - będzie się karmić błędami prawej strony. Nie mam szklanej kuli do przepowiadania przyszłości, mam tylko dobrego politycznego nosa. Powiem zatem, co nim czuję. Wyniki wyborów będą następujące: ok. 70 proc. weźmie SLD, lekko ponad 20 proc. przypadnie AWS. Reszta - łącznie z moją ChDRP i Unią Wolności - prawie się nie załapie. Przyjrzyjmy się, jak będzie wyglądała scena polityczna po tych wyborach. Prezydent - lewica, parlament - lekka przewaga koalicji, rząd - koalicyjny, samorząd - lewicowy. Może dojść do sklinczowania się i bezradności władzy wykonawczej. Widząc to wszystko, ruszyłem na wędrówki po kraju, namawiając do wyborczej aktywności, gdyż frekwencję przewiduję bardzo niską. Może to coś pomoże. Sytuacji nie polepszają spory między koalicjantami. Premier Balcerowicz wyrwał się ze swoimi propozycjami zupełnie nie w porę. Tak doświadczony polityk i tak doświadczony ekonomista powinien wiedzieć, że spraw podatków nie dyskutuje się w czasie wyborczym, chyba że chce się z nich uczynić "wyborczą kiełbasę". Powinien też przewidzieć, że jego propozycja doprowadzi do sporu nie tyle o meritum, ile o ojcostwo. Skoro już jesteśmy przy tym, to zupełnie nietrafione jest pojęcie "prorodzinności" podatkowej. Podatki można podzielić na wysokie i niskie. Niskie są zawsze pro- rodzinne (nawet jeżeli to tylko jednoosobowa rodzina). Wysokie są zawsze "propaństwowe". Niektórzy chcieliby widzieć w ulgach podatkowych element polityki demograficznej. Jest to krańcowe niezrozumienie istoty macierzyństwa i narodzin. Mam ośmioro dzieci, ale nie wpadło mi do głowy, by którekolwiek z nich traktować jako wynik gry z fiskusem. Premier Balcerowicz wypowiadał się tylko w sprawie podatków od dochodów, ale nie wspomniał o innych typach opodatkowania, jak akcyza czy VAT. Milczeniem zbył też sprawę podatku katastralnego, który niedługo przyjdzie nam płacić. Minister finansów dzwonił do mnie nazajutrz, prosząc o wsparcie. Odpowiedziałem: "ekonomicznie - w porządku; politycznie - nie do przyjęcia". "To tak niech mnie pan lepiej nie wspiera" - konkludował minister. Cały świat fascynuje się życiem prywatnym prezydenta Clintona. Pisałem już na tych łamach, że to nie tylko o seks chodzi. Natomiast zdziwił mnie apel mego następcy na urzędzie. Oświadczył on, że Clintonowi należy wybaczyć. O wybaczenie mogą wnosić jedynie ci, którzy zostali pokrzywdzeni. Nie spodziewałem się, że stosunki obu panów są tak bliskie. Prezydentowi USA na pewno bardziej przydałyby się dobre rady, jak rejterować po drabinie w momentach podejrzeń o romanse. Albo też, jak sobie dawać radę w momentach poświadczenia nieprawdy w oficjalnych dokumentach. Ale to nie mój problem. Jeżeli o mnie chodzi, jestem niezwykle rad, że udało mi się rzucić palenie. Gdy pomyślę sobie, jakie mogą być losy wyrobów tytoniowych, przechodzą mnie ciarki.
Sprzeczność? Pozorna tylko. SLD nie jest silny własnymi przemyśleniami, własnymi dokonaniami, własną propagandą. Jest silny błędami AWS. Przyjęcie takiej, a nie innej ordynacji wyborczej przemienia bowiem wybory samorządowe w plebiscyt: my - oni. Albo też - jak mawiają statystycy - mamy do czynienia z grą o sumie zerowej. To, co przegrają jedni, wygrają drudzy - i odwrotnie. AWS poniesie w tych wyborach koszty swej fatalnej polityki informacyjnej w trakcie wdrażania reformy administracyjnej, koszty kłótni i potknięć, koszty sejmowych niedoróbek i wszystkie możliwe koszta. Wpłyną one - bez żadnego wysiłku ze strony odbiorców - automatycznie na konto SLD. Nie musi więc on prowadzić ożywionej kampanii wyborczej, wydawać pieniędzy - będzie się karmić błędami prawej strony. Nie mam szklanej kuli do przepowiadania przyszłości, mam tylko dobrego politycznego nosa. Powiem zatem, co nim czuję. Wyniki wyborów będą następujące: ok. 70 proc. weźmie SLD, lekko ponad 20 proc. przypadnie AWS. Reszta - łącznie z moją ChDRP i Unią Wolności - prawie się nie załapie. Przyjrzyjmy się, jak będzie wyglądała scena polityczna po tych wyborach. Prezydent - lewica, parlament - lekka przewaga koalicji, rząd - koalicyjny, samorząd - lewicowy. Może dojść do sklinczowania się i bezradności władzy wykonawczej. Widząc to wszystko, ruszyłem na wędrówki po kraju, namawiając do wyborczej aktywności, gdyż frekwencję przewiduję bardzo niską. Może to coś pomoże. Sytuacji nie polepszają spory między koalicjantami. Premier Balcerowicz wyrwał się ze swoimi propozycjami zupełnie nie w porę. Tak doświadczony polityk i tak doświadczony ekonomista powinien wiedzieć, że spraw podatków nie dyskutuje się w czasie wyborczym, chyba że chce się z nich uczynić "wyborczą kiełbasę". Powinien też przewidzieć, że jego propozycja doprowadzi do sporu nie tyle o meritum, ile o ojcostwo. Skoro już jesteśmy przy tym, to zupełnie nietrafione jest pojęcie "prorodzinności" podatkowej. Podatki można podzielić na wysokie i niskie. Niskie są zawsze pro- rodzinne (nawet jeżeli to tylko jednoosobowa rodzina). Wysokie są zawsze "propaństwowe". Niektórzy chcieliby widzieć w ulgach podatkowych element polityki demograficznej. Jest to krańcowe niezrozumienie istoty macierzyństwa i narodzin. Mam ośmioro dzieci, ale nie wpadło mi do głowy, by którekolwiek z nich traktować jako wynik gry z fiskusem. Premier Balcerowicz wypowiadał się tylko w sprawie podatków od dochodów, ale nie wspomniał o innych typach opodatkowania, jak akcyza czy VAT. Milczeniem zbył też sprawę podatku katastralnego, który niedługo przyjdzie nam płacić. Minister finansów dzwonił do mnie nazajutrz, prosząc o wsparcie. Odpowiedziałem: "ekonomicznie - w porządku; politycznie - nie do przyjęcia". "To tak niech mnie pan lepiej nie wspiera" - konkludował minister. Cały świat fascynuje się życiem prywatnym prezydenta Clintona. Pisałem już na tych łamach, że to nie tylko o seks chodzi. Natomiast zdziwił mnie apel mego następcy na urzędzie. Oświadczył on, że Clintonowi należy wybaczyć. O wybaczenie mogą wnosić jedynie ci, którzy zostali pokrzywdzeni. Nie spodziewałem się, że stosunki obu panów są tak bliskie. Prezydentowi USA na pewno bardziej przydałyby się dobre rady, jak rejterować po drabinie w momentach podejrzeń o romanse. Albo też, jak sobie dawać radę w momentach poświadczenia nieprawdy w oficjalnych dokumentach. Ale to nie mój problem. Jeżeli o mnie chodzi, jestem niezwykle rad, że udało mi się rzucić palenie. Gdy pomyślę sobie, jakie mogą być losy wyrobów tytoniowych, przechodzą mnie ciarki.
Więcej możesz przeczytać w 39/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.