W niemieckim czasopiśmie znalazłem motto: "Chcemy obszarów wiejskich, które mają zdrową ekonomię, ekologię, tkankę społeczną i kulturową, które są zdolne funkcjonować i w których warto żyć". Wszystko jak dla nas, dla polskiej wsi i rolnictwa. Nie można dłużej zwlekać z rozwiązywaniem poważnych problemów społeczno-gospodarczych. Jeśli wziąć pod uwagę, że według Rejestru Użytkowania Gruntów obszary wiejskie stanowią 94 proc. powierzchni Polski, a zamieszkuje je prawie 40 proc. społeczeństwa - skala tych problemów przerasta nasze wyobrażenia.
Tak modna ostatnio, na fali rolniczych protestów, krytyka producentów, wytykanie błędów i wypaczeń polityki rolnej, straszenie unią, która "obejdzie się z tym wszystkim bez sentymentów", nie tylko nie posuwa sprawy naprzód, ale przyćmiewa niepowtarzalne szanse, pojawiające się właśnie w związku z przyszłym członkostwem w Unii Europejskiej. Prawdą jest, że zagrożenia, zwłaszcza wynikające z przestarzałych struktur, są znaczące i trzeba będzie wielu wysiłków, by sprostać pojawiającym się wyzwaniom.
Dystans między polskim rolnictwem a rolnictwem wysoko rozwiniętych krajów UE jest szczególnie duży: wielokrotnie niższa jest u nas wydajność pracy; przeważają technologie oparte na pracy ręcznej; nie ma powiązań kooperacyjnych między rolnictwem a przemysłem przetwórczym; rynek rolny jest niezorganizowany; rolnicy są słabo wykształceni i mają na ogół tradycyjne wyobrażenie o gospodarstwie rolnym, wolą raczej trwać na ojcowiźnie niż uświadomić sobie, że ziemia to biznes i powinna przynosić dochody.
Nie trzeba przytaczać liczb obrazujących niższe plony zbóż, ziemniaków, buraków cukrowych i innych ziemiopłodów, niższą wydajność zwierząt gospodarskich, gorszą strukturę stad bydła i trzody chlewnej. Zapóźnienia rozwojowe wielu regionów są znane, a proces zmniejszania dystansu będzie długotrwały, kosztowny, trudny, a przede wszystkim - z punktu widzenia społecznego - dla wielu bolesny.
Prawdą jest, że zacofanie polskiego rolnictwa związane jest z historycznymi zapóźnieniami polskiej gospodarki narodowej w stosunku do wysoko rozwiniętych europejskich gospodarek. Dlatego tempo wychodzenia z zacofania będzie zależeć od szans, jakie stwarza całej polskiej gospodarce przyszłe członkostwo w UE: im sprawniejsza będzie gospodarka, tym łatwiej będzie się mogło przystosowywać rolnictwo (chodzi także o edukację, kształcenie, naukę, doradztwo). Nie ma na świecie państwa mającego zacofaną, niesprawną gospodarkę i świetnie funkcjonujące, zamożne rolnictwo lub odwrotnie.
Jako polityk od dawna wiedziałem, że możliwości rozwoju w rolnictwie są zróżnicowane i nie do pogodzenia jest - na dłuższą metę - wspieranie z kieszeni podatników wszystkich według tych samych reguł. Jeśli przylgnął do mnie przydomek "obszarnika", to może dlatego, iż nie dość jasno potrafiłem wyartykułować, że:
wspieranie przez państwo rozwoju rolnictwa nie powinno być powszechne; pomoc musi być adresowana do najlepszych gospodarstw
znaczna część rolników będzie musiała łączyć pracę w rolnictwie z innym źródłem zarobkowania i powinna korzystać głównie z innych form pomocy, na przykład na rozwój obszarów wiejskich (pomoc na tworzenie nowych miejsc pracy, szkolenia, przyuczanie do zawodu, doradztwo socjalno-ekonomiczne)
powstanie spora grupa gospodarstw, które będą musiały otrzymać wsparcie socjalne, jednak nie w postaci kredytów, gdyż przeznaczone są one przecież na rozwój, a nie łagodzenie ubóstwa.
Tak zresztą skonstruowana jest polityka Unii Europejskiej. Z jednej stro- ny - poprzez niezwykle skomplikowane mechanizmy Wspólnej Polityki Rol- nej - wspiera się producentów surowców rolniczych, z drugiej zaś - dzięki funduszom strukturalnym - daje się niemal indywidualne szanse rozwoju regionom, społecznościom lokalnym, wreszcie - gospodarstwom rolnym poprzez wspieranie inicjatyw związanych z wykorzystaniem walorów ich gospodarstwa i niekonwencjonalnych walorów wsi.
Nie ma zatem problemu - duże czy małe gospodarstwa rolne. Skoro struktura agrarna staje się czynnikiem decydującym o rezultatach pracy w rolnictwie - a więc i o poziomie zamożno- ści - przyszłość każdej z tych grup jest odmienna. Duże, wysokotowarowe gospodarstwa rolne mają inne niż małe, niskotowarowe lub prowadzone na własny użytek (samozaopatrzenie) relacje między ziemią, kapitałem i pracą, co oczywiście przesądza o strukturze kosztów, wydajności pracy, efektywności, opłacalności produkcji i technikach wytwarzania. Małe gospodarstwa mogą stosować techniki pracochłonne, duże - kapitałochłonne. Przy dużych możliwościach mechanizacji produkcji podstawowych surowców żywnościowych tylko duże gospodarstwa są w stanie zrekompensować - skalą produkcji - nakłady na kapitałochłonną intensyfikację i w ten sposób osiągnąć korzystne proporcje między nakładem a efektem. Małe gospodarstwa produkują zbyt drogo, gdyż mają zbyt wysokie koszty stałe. Także ze względów technologicznych nie są w stanie sprostać wymogom rynku, czyli jakości, nowoczesności odmian, utrzymaniu standardów. Małe gospodarstwa będą natomiast funkcjonować, zmieniając profil produkcji z tradycyjnego, wielokierunkowego (zboża, buraki, mleko itp.) na dostosowany do indywidualnych gustów konsumentów (nisze rynkowe) lub na związany z pracochłonnym kierunkiem wytwarzania (warzywa, owoce, zioła, rośliny ozdobne lub specjalne dla przemysłu farmaceutycznego), przy równoczesnym prowadzeniu działalności pozarolniczej dającej dodatkowe dochody.
Trzeba się zgodzić z faktem - czego dowodzi także kierunek ewolucji Wspólnej Polityki Rolnej w UE - że obszar gospodarstwa brany pod uwagę w analizach rolnictwa jako podstawowe kryterium oceny jego kondycji jest czynnikiem historycznym, który tak długo kształtował oblicze rolnictwa, że obecnie właściciele większości gospodarstw nie podjęli wysiłków, by zniwelować jego znaczenie (zmiana struktury produkcji, podejmowanie działalności pozarolniczej). Jest także faktem, że skutecznie wspierają ich partie, grające na nastrojach, składające obietnice nie mające, jak się okazuje po wyborach, potwierdzenia w faktach.
Czy więc przyzwalamy na to, czy nie - gospodarstwa rolne będą się różnicować ze względu na możliwości sprostania wymogom rynku i więzi z tym rynkiem. Będzie się umacniać (choć może się liczebnie zmniejszać) grupa producentów surowców żywnościowych podejmujących decyzje inwestycyjne i operacyjne na podstawie analizy rynku, mających ścisłe więzi z rynkiem (produkcja na sprzedaż, wysoka jakość, związek z instytucjami obsługującymi rolnictwo) i zdolnych do konkurowania z gospodarstwami rolnymi w krajach UE. I istnieć będzie grupa rolników (tylko nieliczni z nich przejdą do grupy producentów), którzy odziedziczyli swoje gospodarstwa i prowadzą je w sposób tradycyjny, mający zapewnić - jak dawniej - byt im i ich rodzinom. Między tymi biegunami jest cała gama form pośrednich.
Państwo winno wspierać te gospodarstwa rolne, które po przystąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej będą mogły sprostać konkurencji
Czy w problemach strukturalnych polskiego rolnictwa można dostrzec atuty rozwoju? Owszem, ale tylko wtedy, kiedy olbrzymiemu zróżnicowaniu będą towarzyszyć odmienne formy wsparcia ze strony państwa służące osiągnięciu jasno sprecyzowanego celu. I tak:
znaczne różnice między regionami dają szansę ukształtowania się tzw. zagłębi żywnościowych, gdzie będzie się produkować dobrej jakości surowce żywnościowe. Już dziś w pasie zachodnim - od Szczecina, przez Wrocław, do Wałbrzycha i Jeleniej Góry - oraz w pasie północnym - od Szczecina do Suwałk - są gospodarstwa mające strukturę agrarną podobną do gospodarstw w wysoko rozwiniętych krajach UE. W regionach środkowej Polski umocni się wiele rolniczych enklaw. Przy interwencyjnej pomocy państwa będą one mogły sprostać konkurencji i zapewnić polskim konsumentom surowce rolnicze dobrej jakości. Regiony z tzw. rolnictwem problemowym będą wymagać innych form wsparcia:
utrzymanie się - przypuszczalnie także po przystąpieniu Polski do UE - niższych kosztów produkcji mleka i wołowiny, koźlęciny i baraniny, niektórych warzyw i owoców stwarza szansę na konkurencyjność dla niektórych regionów i grup gospodarstw, istniejąca obecnie różnica w innych produktach prawdopodobnie zatrze się w miarę wzrostu cen i dochodów w Polsce
duże zasoby pracy ręcznej przy dobrym zorganizowaniu całego łańcucha (od pola do stołu) mogą zostać wykorzystane do produkcji specjalnych, drogich produktów dla indywidualnych konsumentów (niższe rynkowe - zdrowa żywność, pozbawiona chemii, niektóre gatunki mięsa i wędlin, owoców i warzyw ze względu na walory smakowe, "zielone skrzynki" - owoce, warzywa, drób i nabiał z dostawą do domu na indywidualne zamówienie itp.), jest to oferta wyłącznie dla małych gospodarstw, żeby użyć powszechnej nomenklatury
dobry smak polskiej żywności stwarza szansę - przy zachowaniu ostrych standardów jakościowych - na pozyskiwanie nowych grup konsumentów z krajów UE
walory polskiej wsi powinny zostać wykorzystane do jej wielofunkcyjnego i wielozawodowego rozwoju, zgodnie z wolą społeczności lokalnych i regionalnych, przy zaangażowaniu władz administracji publicznej i samorządów.
Ale szanse dla wsi i rolnictwa wynikające z członkostwa w UE wiążą się przede wszystkim ze znacznymi środkami finansowymi, jakie Polska otrzyma na przygotowanie do integracji i łagodzenie dystansów rozwojowych po przystąpieniu do wspólnoty. Musimy wiedzieć, na co i jak je wydać. Podobna szansa na pchnięcie cywilizacyjne wsi, łagodzenie dysparytetu w stosunku do miasta, poprawę warunków pracy i życia nie pojawi się być może już nigdy.
Warto sobie uświadomić, że dotychczas żaden rząd nie realizował spójnej koncepcji modernizacji rolnictwa i rozwoju wsi, gdyż teoretycznie słuszne cele i zamiary rozpływały się w morzu deklaracji i sprzecznych interesów. Niestety, pierwsze skrzypce w tym względzie odgrywała zawsze krótkowzroczność chłopskich partii.
Dystans między polskim rolnictwem a rolnictwem wysoko rozwiniętych krajów UE jest szczególnie duży: wielokrotnie niższa jest u nas wydajność pracy; przeważają technologie oparte na pracy ręcznej; nie ma powiązań kooperacyjnych między rolnictwem a przemysłem przetwórczym; rynek rolny jest niezorganizowany; rolnicy są słabo wykształceni i mają na ogół tradycyjne wyobrażenie o gospodarstwie rolnym, wolą raczej trwać na ojcowiźnie niż uświadomić sobie, że ziemia to biznes i powinna przynosić dochody.
Nie trzeba przytaczać liczb obrazujących niższe plony zbóż, ziemniaków, buraków cukrowych i innych ziemiopłodów, niższą wydajność zwierząt gospodarskich, gorszą strukturę stad bydła i trzody chlewnej. Zapóźnienia rozwojowe wielu regionów są znane, a proces zmniejszania dystansu będzie długotrwały, kosztowny, trudny, a przede wszystkim - z punktu widzenia społecznego - dla wielu bolesny.
Prawdą jest, że zacofanie polskiego rolnictwa związane jest z historycznymi zapóźnieniami polskiej gospodarki narodowej w stosunku do wysoko rozwiniętych europejskich gospodarek. Dlatego tempo wychodzenia z zacofania będzie zależeć od szans, jakie stwarza całej polskiej gospodarce przyszłe członkostwo w UE: im sprawniejsza będzie gospodarka, tym łatwiej będzie się mogło przystosowywać rolnictwo (chodzi także o edukację, kształcenie, naukę, doradztwo). Nie ma na świecie państwa mającego zacofaną, niesprawną gospodarkę i świetnie funkcjonujące, zamożne rolnictwo lub odwrotnie.
Jako polityk od dawna wiedziałem, że możliwości rozwoju w rolnictwie są zróżnicowane i nie do pogodzenia jest - na dłuższą metę - wspieranie z kieszeni podatników wszystkich według tych samych reguł. Jeśli przylgnął do mnie przydomek "obszarnika", to może dlatego, iż nie dość jasno potrafiłem wyartykułować, że:
wspieranie przez państwo rozwoju rolnictwa nie powinno być powszechne; pomoc musi być adresowana do najlepszych gospodarstw
znaczna część rolników będzie musiała łączyć pracę w rolnictwie z innym źródłem zarobkowania i powinna korzystać głównie z innych form pomocy, na przykład na rozwój obszarów wiejskich (pomoc na tworzenie nowych miejsc pracy, szkolenia, przyuczanie do zawodu, doradztwo socjalno-ekonomiczne)
powstanie spora grupa gospodarstw, które będą musiały otrzymać wsparcie socjalne, jednak nie w postaci kredytów, gdyż przeznaczone są one przecież na rozwój, a nie łagodzenie ubóstwa.
Tak zresztą skonstruowana jest polityka Unii Europejskiej. Z jednej stro- ny - poprzez niezwykle skomplikowane mechanizmy Wspólnej Polityki Rol- nej - wspiera się producentów surowców rolniczych, z drugiej zaś - dzięki funduszom strukturalnym - daje się niemal indywidualne szanse rozwoju regionom, społecznościom lokalnym, wreszcie - gospodarstwom rolnym poprzez wspieranie inicjatyw związanych z wykorzystaniem walorów ich gospodarstwa i niekonwencjonalnych walorów wsi.
Nie ma zatem problemu - duże czy małe gospodarstwa rolne. Skoro struktura agrarna staje się czynnikiem decydującym o rezultatach pracy w rolnictwie - a więc i o poziomie zamożno- ści - przyszłość każdej z tych grup jest odmienna. Duże, wysokotowarowe gospodarstwa rolne mają inne niż małe, niskotowarowe lub prowadzone na własny użytek (samozaopatrzenie) relacje między ziemią, kapitałem i pracą, co oczywiście przesądza o strukturze kosztów, wydajności pracy, efektywności, opłacalności produkcji i technikach wytwarzania. Małe gospodarstwa mogą stosować techniki pracochłonne, duże - kapitałochłonne. Przy dużych możliwościach mechanizacji produkcji podstawowych surowców żywnościowych tylko duże gospodarstwa są w stanie zrekompensować - skalą produkcji - nakłady na kapitałochłonną intensyfikację i w ten sposób osiągnąć korzystne proporcje między nakładem a efektem. Małe gospodarstwa produkują zbyt drogo, gdyż mają zbyt wysokie koszty stałe. Także ze względów technologicznych nie są w stanie sprostać wymogom rynku, czyli jakości, nowoczesności odmian, utrzymaniu standardów. Małe gospodarstwa będą natomiast funkcjonować, zmieniając profil produkcji z tradycyjnego, wielokierunkowego (zboża, buraki, mleko itp.) na dostosowany do indywidualnych gustów konsumentów (nisze rynkowe) lub na związany z pracochłonnym kierunkiem wytwarzania (warzywa, owoce, zioła, rośliny ozdobne lub specjalne dla przemysłu farmaceutycznego), przy równoczesnym prowadzeniu działalności pozarolniczej dającej dodatkowe dochody.
Trzeba się zgodzić z faktem - czego dowodzi także kierunek ewolucji Wspólnej Polityki Rolnej w UE - że obszar gospodarstwa brany pod uwagę w analizach rolnictwa jako podstawowe kryterium oceny jego kondycji jest czynnikiem historycznym, który tak długo kształtował oblicze rolnictwa, że obecnie właściciele większości gospodarstw nie podjęli wysiłków, by zniwelować jego znaczenie (zmiana struktury produkcji, podejmowanie działalności pozarolniczej). Jest także faktem, że skutecznie wspierają ich partie, grające na nastrojach, składające obietnice nie mające, jak się okazuje po wyborach, potwierdzenia w faktach.
Czy więc przyzwalamy na to, czy nie - gospodarstwa rolne będą się różnicować ze względu na możliwości sprostania wymogom rynku i więzi z tym rynkiem. Będzie się umacniać (choć może się liczebnie zmniejszać) grupa producentów surowców żywnościowych podejmujących decyzje inwestycyjne i operacyjne na podstawie analizy rynku, mających ścisłe więzi z rynkiem (produkcja na sprzedaż, wysoka jakość, związek z instytucjami obsługującymi rolnictwo) i zdolnych do konkurowania z gospodarstwami rolnymi w krajach UE. I istnieć będzie grupa rolników (tylko nieliczni z nich przejdą do grupy producentów), którzy odziedziczyli swoje gospodarstwa i prowadzą je w sposób tradycyjny, mający zapewnić - jak dawniej - byt im i ich rodzinom. Między tymi biegunami jest cała gama form pośrednich.
Państwo winno wspierać te gospodarstwa rolne, które po przystąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej będą mogły sprostać konkurencji
Czy w problemach strukturalnych polskiego rolnictwa można dostrzec atuty rozwoju? Owszem, ale tylko wtedy, kiedy olbrzymiemu zróżnicowaniu będą towarzyszyć odmienne formy wsparcia ze strony państwa służące osiągnięciu jasno sprecyzowanego celu. I tak:
znaczne różnice między regionami dają szansę ukształtowania się tzw. zagłębi żywnościowych, gdzie będzie się produkować dobrej jakości surowce żywnościowe. Już dziś w pasie zachodnim - od Szczecina, przez Wrocław, do Wałbrzycha i Jeleniej Góry - oraz w pasie północnym - od Szczecina do Suwałk - są gospodarstwa mające strukturę agrarną podobną do gospodarstw w wysoko rozwiniętych krajach UE. W regionach środkowej Polski umocni się wiele rolniczych enklaw. Przy interwencyjnej pomocy państwa będą one mogły sprostać konkurencji i zapewnić polskim konsumentom surowce rolnicze dobrej jakości. Regiony z tzw. rolnictwem problemowym będą wymagać innych form wsparcia:
utrzymanie się - przypuszczalnie także po przystąpieniu Polski do UE - niższych kosztów produkcji mleka i wołowiny, koźlęciny i baraniny, niektórych warzyw i owoców stwarza szansę na konkurencyjność dla niektórych regionów i grup gospodarstw, istniejąca obecnie różnica w innych produktach prawdopodobnie zatrze się w miarę wzrostu cen i dochodów w Polsce
duże zasoby pracy ręcznej przy dobrym zorganizowaniu całego łańcucha (od pola do stołu) mogą zostać wykorzystane do produkcji specjalnych, drogich produktów dla indywidualnych konsumentów (niższe rynkowe - zdrowa żywność, pozbawiona chemii, niektóre gatunki mięsa i wędlin, owoców i warzyw ze względu na walory smakowe, "zielone skrzynki" - owoce, warzywa, drób i nabiał z dostawą do domu na indywidualne zamówienie itp.), jest to oferta wyłącznie dla małych gospodarstw, żeby użyć powszechnej nomenklatury
dobry smak polskiej żywności stwarza szansę - przy zachowaniu ostrych standardów jakościowych - na pozyskiwanie nowych grup konsumentów z krajów UE
walory polskiej wsi powinny zostać wykorzystane do jej wielofunkcyjnego i wielozawodowego rozwoju, zgodnie z wolą społeczności lokalnych i regionalnych, przy zaangażowaniu władz administracji publicznej i samorządów.
Ale szanse dla wsi i rolnictwa wynikające z członkostwa w UE wiążą się przede wszystkim ze znacznymi środkami finansowymi, jakie Polska otrzyma na przygotowanie do integracji i łagodzenie dystansów rozwojowych po przystąpieniu do wspólnoty. Musimy wiedzieć, na co i jak je wydać. Podobna szansa na pchnięcie cywilizacyjne wsi, łagodzenie dysparytetu w stosunku do miasta, poprawę warunków pracy i życia nie pojawi się być może już nigdy.
Warto sobie uświadomić, że dotychczas żaden rząd nie realizował spójnej koncepcji modernizacji rolnictwa i rozwoju wsi, gdyż teoretycznie słuszne cele i zamiary rozpływały się w morzu deklaracji i sprzecznych interesów. Niestety, pierwsze skrzypce w tym względzie odgrywała zawsze krótkowzroczność chłopskich partii.
Więcej możesz przeczytać w 38/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.